|
| Przynależność : Brakebills Dyscyplina : Meta-Skład Zasoby : 19PD | 585$
Zoria Neveu Mędrcy | Maj... Piękny miesiąc, gdzie wiosna jest już w pełni i powoli przechodzi w lato. Najmniej wyrazisty ze wszystkich miesięcy, jakie ludzie wymyślili w kalendarzu. Przede wszystkim dla studentów też był przedsionkiem piekła. To tylko cztery tygodnie do czerwca, gdzie nastąpi pogrom w postaci egzaminów. Dodatkowo dalej była pogrążona w gównie w postaci nocy Samhain, która przyczepiła się do niej, jak rzep do psiego ogona. Nie miała zamiaru zaprzeczać, że nie należą się jej konsekwencje, ale naprawdę chciałaby mieć moment spokoju. Psychicznie powoli przestawała ogarniać cały bajzel tego roku. Pomogła guślarzowi z lusterkiem, czegoś się dowiedziała i przekazała tę wiedzę dalej. Ambrose pewnie podzielił się tymi informacjami z kadrą, a co oni z tym zrobią, to już nie jej broszka. Miała jedynie nadzieję, że dziekan razem z profesorami przestaną się biernie przyglądać wydarzeniom, a zaczną aktywnie działać, żeby zażegnać zagrożenie. Kiedy wymieniała się smsami z profesorem Marlowem, z jego strony padło zaproszenie na herbatę, czy też wino. Już nie pamiętała dokładnie, była wtedy podirytowana tym, że w Brakebills nic się nie dzieje. Żadnych nowych informacji ze strony dziekana, ani nic w tym stylu. Za to ogłosił kolejną edycję wiosennego spędu w postaci kwiatowego festiwalu. Do tego też doszedł Czajkowski, który ponownie zaczął wypytywać ją o ostatnią wyprawę do miasta. Niby co prawda obiecała, że będzie go informować o swoich "głupich" inicjatywach, ale nie specjalnie miała ochotę to robić. Dalej za nim nie przepadała, był zbyt ekscentryczny nawet, jak na jej tolerancję wobec dziwactw. I zwyczajnie mu nie ufała. Dlatego wcisnęła mu kit, znaczy... nawet nie do końca to było kłamstwo. Przez jego pomysł codziennych przebieżek noga dawała o sobie znać częściej oraz silniej, niż zwykle, co doprowadzało Zorię do szewskiej pasji. - Wszystko w porządku? - Z przemyśleń Zorię wytrącił głos jakiegoś profesora, którego niezbyt dobrze kojarzyła. Szybko skinęła głową i jednocześnie spojrzała na zegarek, żeby się zorientować, że sterczy pod tymi drzwiami już dobre kilka minut bez słowa. To musiał być niepokojący widok dla przechodzących. Zoria próbując zrzucić z siebie resztki czarnych myśli poprawiła jedwabną, haftowaną koszulę, która sięgała jej do połowy uda i zapukała do drzwi kwatery Ambrose'a. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - | | | Przynależność : Brakebills Dyscyplina : Egzorcyzmy Zasoby : 18PD | 965$
Ambrose Marlowe Profesorowie | Maj był z jeden strony pięknym miesiącem, bo wypadały urodziny Ambrose’a, ale też dlatego kwitły kwiaty w tym jego ulubione bzy i przypadał Beltane - święto, które w pewnym sensie było bardzo bliskie jego sercu, a to za sprawą jego matki. Maj jednak mijał zbyt szybko, a co za tym idzie, zbliżał się czerwiec i egzaminy, a potem ktoś będzie musiał sprawdzać całą tę górę wypocin studentów... Anglik po prysznicu z jeszcze wilgotnymi włosami i w czarnym, jedwabnym szlafroku z wyszywanym złotą nicą jego monogramem (tym prawdziwym), wszedł do swojej kuchni z zamiarem zaparzenia sobie herbaty. Korzystając jeszcze z resztek czasu wolnego, planował spędzić wieczór w towarzystwie herbaty, dobrej lektury i swojej kotki. Pogłaskał Artemis, która siedziała na blacie kuchennym, kiedy rozległo się pukanie do jego drzwi. Spojrzał na zegarek i zmarszczył brwi. Nikogo się nie spodziewał, a teoretycznie jedyną osobą, która mogła wbić do niego bez zapowiedzi o takiej porze, był Magnus. Ambrose odpuścił sobie przygotowanie wody oraz herbaty i w towarzystwie kota ruszył otworzyć drzwi. - Emerson, jeżeli wpadłeś znowu na jakiś genialny pomysł... - zaczął, otwierając drzwi, ale zatrzymał się w trakcie, kiedy zorientował się, że to wcale nie jest jego przyjaciel iluzjonista. Za drzwiami stał jego rudowłosy Dzwoneczek. - A co pannę do mnie sprowadza, panno Neveu? - zapytał spokojnym tonem, kompletnie zapominając, że ma na sobie jedynie szlafrok i jeszcze wilgotne włosy po prysznicu. Musiał przyznać, że obecność Zorii wprawiła go w zaskoczenie. Kompletnie się jej nie spodziewał, a dodatkowo wydawało mu się, że jeżeli potrzebowałaby spotkania lub konsultacji, to by go wcześniej o tym uprzedziła, szczególnie po ostatnich niezapowiedzianych odwiedzinach... Najwyraźniej się mylił i Dzwoneczek lubił wpadać do niego bez zapowiedzi, najpewniej licząc, że zastanie Marlowe w takim wydaniu jak teraz albo jak poprzednio.... - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - | | | Przynależność : Brakebills Dyscyplina : Meta-Skład Zasoby : 19PD | 585$
Zoria Neveu Mędrcy | Dobre kilka chwil wpatrywała się w drzwi, już po tym jak w nie zapukała. Co właściwie chciała tym osiągnąć? Był wieczór Ambrose równie dobrze mógł już spać albo przyjmuje jakiś gości. W końcu poza byciem profesorem pewnie też miał jakieś życie towarzyskie. Gdyby przyszła tutaj ze względu na swoje problemy ze snem, to w pierwszej kolejności skierowałaby się do skrzydła szpitalnego, ale jej noga nawet nie stanęła dzisiaj w jego pobliżu. Jednak zanim zdążyła podjąć decyzję, co tu tak właściwie robi, drzwi otworzyły się, a w nich stanął Ambrose. Znaczy... No kto inny mógłby się w nich pojawić, prawda? A co do jego wyglądu, to widocznie miała wielkie szczęście, że zastaje go za każdym razem w porze, gdy bierze prysznic. Tym razem zamiast ręcznika, miał szlafrok, więc był bardziej osłonięty, co nie zmienia tego, że speszyło to Zorię. - Ostatnim razem, jak widziałam się w lustrze to w niczym nie przypominałam profesora Emersona. Genialnych pomysłów też jakoś ostatnio brak. - Szybko odzyskała rezon, odpowiadając na pierwsze słowa Ambrose'a, ale nie wątpiła, że jej pierwsza reakcja pozostanie niezauważona. Zawsze zauważał... Więc po co tutaj przyszła, gdyby tylko sama to wiedziała. Ostatnio nie potrafiła usiedzieć dłużej w jednym miejscu. Odkąd Sky podzieliła się z nią szczegółami swojej wizji, myślała tylko o tym. W Brakebills było kilku magików z wyjątkowymi zdolnościami, nawet umiejętności Sky były wyjątkowe. Do tego też wymienili dyscyplinę Mina. A ona dalej nie wiedziała z kim mają do czynienia i jak sobie z nimi poradzić. Konsekwentnie badała kolejne tropy, jednak za każdym razem wpadała w kolejny ślepy zaułek, co powodowało narost frustracji oraz pytań bez odpowiedzi. - Przyszłam oddać lusterko. - Cóż, powód jak każdy inny i w sumie sam napisał, że ma je oddać. Jakimś trafem akurat miała je ze sobą, a coraz bardziej kusiło, żeby jeszcze raz spróbować skontaktować się z tym kimś. Dlatego lepiej było pozbyć się go teraz, skoro już tutaj była. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - | | | Przynależność : Brakebills Dyscyplina : Egzorcyzmy Zasoby : 18PD | 965$
Ambrose Marlowe Profesorowie | Oczywiście, że nie umknęło uwadze Marlowe’a, jak Zoria zareagowała na jego widok. Musiałaby być ślepy, aby tego nie zauważyć. - No to prawda, że nie jesteś Emersonem, a co do tego drugiego to bym się kłócił - zauważył spokojnie. - A poza tym nie się tak peszyć. Nie ma tu nic nowego, czego już byś nie widziała - puścił jej oczko i oblizał powoli wargi. - Cicho, no, chyba że chcesz, abyśmy oboje stąd wylecieli - powiedział ciszej i otworzył drzwi szeroko, aby wpuścić dziewczynę do środka. Patrząc na to, że Dziekan podejrzewał, iż raczej na pomysł kontaktu ze światem lustrzanym wpadł student, to musiał być ostrożniejszy. Nie chciał stracić pracy, ale też nie chciał, aby Zoria wyleciała ze szkoły. Byłaby to wielka strata dla Brakebills z powodu talentu, jaki przejawiała rudowłosa oraz smutek dla Ambrose’a, że traci swojego Dzwoneczka. - Coś jeszcze poza oddaniem lusterka cię sprowadza? Może ta zaproszenie na herbatę, Dzwoneczku? - zasugerował jej lekko. Dziewczyna wyglądała na zagubioną. Nie dziwił się temu, patrząc na to wszystko, co przydarzyło jej się od Samhain. Każdego by to przytłoczyło, a dodatkowo z każdą chwilą wydawało się, że za rogiem czeka na nich nowe zagrożenie... Jako pedagog miał obowiązek zadbać w pewnym stopniu o spokój ducha swoich uczniów. Artemis, która mu towarzyszyła, zaczęła miauczeć, aby zwrócić uwagę gościa na siebie. Kotka była atencyjna i zawsze domagała się uwagi, szczególnie od nowoprzybyłych. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - | | | Przynależność : Brakebills Dyscyplina : Meta-Skład Zasoby : 19PD | 585$
Zoria Neveu Mędrcy | Oczywiście, że nie... Jak zwykle był niezwykle spostrzegawczy, gdy szło o zmiany w zachowaniu Zorii. Co prawda też nie starała się tego ukrywać, ale już się dawno przekonała, że nie warto. Widocznie nie była, aż tak dobrą aktorką, jak jej się wydawało albo Ambrose był po prostu lepszy. W końcu chyba jeszcze nie wiedziała o jego teatralnej przeszłości. Właściwie nie wiedziała o nim zbyt wiele... - Ostatnio brak weny na genialne pomysły. - Skrzywiła się na samą myśl. Nie miała siły, ani ochoty na wybitne dokonania, czy eksperymenty. Powoli staczała się w doskonale znajomą otchłań depresji, w której szponach tkwiła te kilka lat po swoim wypadku, zanim trafiła do Brakebills. Nie mogąc rozwiązać zagadki napastników, wchodząc w kolejne ślepe zaułki i walcząc z zasadami panującymi w szkole, zwyczajnie traciła energię widząc, że wszystkie jej działania nie przynoszą większych efektów. Od kilku miesięcy plątała się w labiryncie wątków, co rusz trafiając do kolejnego ślepego zaułka. - Szlafrok wydaje się nowy. - Wywróciła oczami, na stwierdzenie Ambrose'a. Raz, zaledwie raz widziała go jedynie w samym ręczniku. Poza tym domyślała się, że pod szlafrokiem, zupełnie jak tamtego wieczora, też nic nie ma. - Przepraszam. - Faktycznie o tym nie pomyślała, ale wcześniej zwyczajnie szukała wymówki swojej obecności przed drzwiami Marlowe'a. Tyle, że nie miała pojęcia o podejrzeniach dziekana. Zresztą ostatnio trudno było jej myśleć o dziekanie w pozytywnym świetle. Na pewno musiał wiedzieć o wizji Sky, a pomimo to nie zrobił nic... Zapewne każe postawić nowe bariery albo coś podobnie bezużytecznego w kontekście umiejętności przeciwników. - Jak już o tym wspominasz, to chętnie napiję się herbaty. - Uśmiechnęła się niemal niezauważalnie. Była wszystkim zmęczona i trudno było jej wykrzesać nawet tak małą porcję entuzjazmu, mimo że zwykle lubiła przebywać w towarzystwie profesora uzdrawiania. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - | | | Przynależność : Brakebills Dyscyplina : Egzorcyzmy Zasoby : 18PD | 965$
Ambrose Marlowe Profesorowie | Mało kiedy udawało się, aby ktoś był lepszym aktorem niż Ambrose, lata nauki i grania jednak robiły swoje... Zresztą, jeśli chodziło o Zorię to mógł w niej czytać jak w otwartej książce. Dziewczyna była dla niego transparentna, poniekąd z powodu charakteru, który jak już ustaliliśmy, był równie płomienny, co jej włosy. - Do nich zaliczają się też te szczególnie głupie - raczej nie musiał mówić wprost, o co mu chodzi. W wymienionych z dziewczyną wiadomościach dobitnie zaznaczył, co myśli o kontaktowaniu się z wymiarem lustrzanym i współpracy z Guślarzami... „Wszystkich” dręczyły pytania, kim są napastnicy i jak ich powstrzymać. Co prawda dziekan podchodził do tego w typowy dla niego sposób, czyli że bariery i ostrożność wszystko załatwią. Marlowe miał przeczucie, że tym razem jest to po prostu za mało i nie można tak lekceważyć informacji, które przekazała mu Zo, ale co mógł zrobić? Chyba jedyne, co mu pozostało to chronić swoich uczniów przed tym, co miało się wydarzyć... - To staroć, ale ty widzisz go pierwszy raz - zauważył poprawiając pasek u szlafroka. Była to pamiątka, która łączyła go ze starym życiem, które porzucił... Do niektórych rzeczy był jednak sentymentalny. Widząc skruchę na twarzy rudowłosej, wiedział, że zbyt gwałtownie zareagował. Jego Dzwoneczek i tak wydawał się być w kiepskim stanie. - Nic się nie stało - powiedział już łagodniejszym tonem. Kiedy dziewczyna przyjęła jego zaproszenie na herbatę, przepuścił ją w drzwiach i przez chwilę podziwiał jej tyłek. W jego głowie pojawiła się myśl, że może klapsy by wypędziły z głowy panny Neveu głupie pomyśli, jednak tak szybko jak się ona pojawiła, tak szybko ją porzucił. Skierował się z nią do kuchni, po tym jak zamknął drzwi. Zignorowana Artemis oczywiście ruszyła za nimi, z wielką obrażą majestatu na pyszczku. - Usiądź, a ja zaparzę nam herbaty - powiedział, wskazując na stołek przy blacie w kuchni. Ambrose wstawił wodę na herbatę, a w tym czasie kotka wskoczyła na blat i obserwowała ich. Mężczyzna wyjął dwie filiżanki, dzbanek, a następnie z szafki puszkę z sypaną herbatą. Anglik nie pojmował, jak ludzie mogli pić kawę parzoną z torebki. Dla niego taki napar nie miał zupełnie smaku, a tym bardziej nie mógł być nazywany herbatą. Nasypał odpowiednią ilość do dzbanka i zalał wrzątkiem, a potem dał się jej zaparzyć. Rozlał herbatę do filiżanek i razem ze spodkiem postawił jedną z nich przed Zorią - Słodzisz? - zapytał, stawiając na blacie jeszcze cukierniczkę i skierował się do lodówki po mleko. Nie miał pojęcia, jaką w końcu herbatę pije Zoria. W tym samym czasie kotka, która do tej pory grzecznie siedziała na blacie i obserwowała swojego właściciela, dalej ignorowana, podniosła się i kiedy Zoria podnosiła filiżankę do ust, ta na nią skoczyła. Ambrose z kartonem mleka w ręku obserwował, dziewczyna upuszcza filiżankę, aby złapać zwierzę, a napar zalewa dziewczyny koszulę i spodnie. - Do cholery, Artemis! - krzyknął na kotkę, która to spowodowała i sięgnął po ścierkę. Zaczął osuszać ubranie dziewczyny. - Nie poparzyłaś się? - zapytał z troską w głosie, patrząc jednak karcącym wzrokiem na kotkę, która ocierała pyszczek o brodę Zorii. - A ty co, zadowolona z siebie? - zapytał Artemis. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - | | | Przynależność : Brakebills Dyscyplina : Meta-Skład Zasoby : 19PD | 585$
Zoria Neveu Mędrcy | Kiedy przychodziło jej do przebywania w towarzystwie Ambrose'a, niemal kompletnie traciła wypracowane opanowanie nad własnym zachowaniem oraz emocjami. Zupełnie jakby rzucił jakieś zaklęcie, które zmuszało ją do porzucenia pozorów i wyciągało na powierzchnię to, co ukrywała latami przed innymi ludźmi. Zawsze gdy już udawało się jej zapędzić swoje odczucia z powrotem do klatki, gdzie powinny siedzieć, to Ambrose robił coś, co niweczyło te wysiłki. Jednocześnie gdzieś zapalała jej się czerwona lampka z komunikatem uciekaj, a mimo to zostawała, zawsze zostawała ciekawa tego, co się wydarzy i czym tym razem ją zaskoczy. - Tak, wiem. - Spiorunowała blondyna spojrzeniem. Naprawdę rzadko trzeba było dwa razy ją o czymś informować, a zwłaszcza gdy ktoś wyrażał swoje zdanie dla jej poczynań. Nie pochwalał tego i uważał za głupie. Była mu skłonna przyznać rację, a nawet przeprosić, ale nie będzie robić tego więcej dwa razy. Używanie tych lusterek bez wcześniejszego poznania natury świata znajdującego się po drugiej stronie było głupie, zaufanie guślarzowi i współpraca z nim też do najmądrzejszych nie należało. Jednak w kontekście swojej wiedzy oraz wydarzeń nie tylko w Brakebills, ale i w mieście... Stawała się zdesperowana. Bała się o swoich przyjaciół, pod skórą czuła, że niedługo stanie się coś strasznego. Uczucie to potęgowała zapowiedź festiwalu kwiatów, który co prawda uwielbiała, ale teraz czuła jedynie zagrożenie, które nie pozwalało jej się cieszyć z powodu nadchodzącej imprezy. - Monogram się nie zgadza? - Od ponurych myśli odciągnęła ją wzmianka o szlafroku. Kiedy miała okazję bliżej się przyjrzeć, to inicjały imion zostały zamienione miejscami, a nazwisko według haftu miało się zaczynać na literę T... nie M. Nie miała pojęcia, co o tym myśleć. Zafrapowana tym, nie zwróciła uwagi na to, że przechodząc koło Ambrose'a ten przez chwilę skupił się na podziwianiu jej pośladków. Tak samo, jak dalej nie zwróciła uwagi na kotkę, która chwilę temu domagała się jej uwagi. Cóż, zupełnie nie miała do tego głowy. Usiadła na wskazanym miejscu i w ciszy przyglądała się, jak Ambrose przygotowywał herbatę. Nie zdziwiła się, że podszedł do tego w tradycyjny sposób. Nawet miał swój własny imbryk. Kota też miał... Brakowało miotły i byłaby typowa brytyjska czarownica, tyle że w męskiej wersji. To było nawet urocze w pewien dziwny sposób. - Tak, dwie łyżeczki poproszę. - Ponownie wyrwana z zamyślenia. Zdecydowanie ostatnio miała zbyt duże problemy ze skupieniem uwagi na czymkolwiek, nawet na rozmowie z drugą osobą. Dlatego pewnie też nie zauważyła, że gdy chciała napić się przygotowanej herbaty, to kotka szykowała się do swojego ataku. W ostatniej chwili zobaczyła lecącą Artemis w jej kierunku. Odruchowo upuściła trzymaną filiżankę, żeby złapać kota i uchronić się od potencjalnych pazurów chcących wylądować na jej twarzy albo w innym miejscu. Jedyne czego nie przemyślała to, to czy wolała pazury wbite w skórę, czy gorącą herbatę na torsie oraz nogach. Zaskoczona nagłym, nieprzyjemnym odczuciem gorąca oraz wilgoci na ciele, poderwała się z Artemis w rękach. Mocno przygryzła wargę, chcąc skupić uwagę umysłu na innym bólu. - Do cholery, Ambrose. Nie wiem. - Mimowolnie na niego warknęła. Naprawdę nie miała pojęcia. Czuła, że bolało, ale mając kota na rękach trudno było stwierdzić, czy wszystko było w porządku. Zwłaszcza gdy podleciał do niej i zaczął osuszać jej ubranie, co raczej większego sensu nie miało. Właściwie nie dziwiła się kotu, że postanowił w drastyczny sposób upomnieć się o swoje. Też nie lubiła, gdy ją ignorowano. Jedyne co to trochę było jej szkoda koszuli. Jedynej rzeczy, która świadczyła o tym, że nie była do końca obojętna dla swojej matki. Jedyne dobre wspomnienie z czasu z nią spędzonego, gdy Sylviane pomyślała o czymś innym niż o sobie oraz swoim biznesie i spędziła cały dzień na zakupach z córką, która stoczyła się na dno. Kremowy jedwab pod wpływem wilgoci przykleił się do ciała Zorii, przez co nie czuła się do końca komfortowo. Dobrze, że wcześniej nie zauważyła, jak Ambrose jej się przyglądał, zresztą teraz miał co podziwiać, gdy mokry materiał więcej uwydatniał, niż zakrywał... Mogła jednak postawić na mniej kontrastowy wybór bielizny, ale cóż poradzić, gdy uwielbiała czarne koronki. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - | | | Przynależność : Brakebills Dyscyplina : Egzorcyzmy Zasoby : 18PD | 965$
Ambrose Marlowe Profesorowie | Tak czar roztaczał wokół siebie Marlowe i nic nie mógł na to poradzić. Kobiety w jego otoczeniu zawsze tak reagowały i nigdy nie fatygował się, aby coś z tym zrobić. Zresztą to by chciał robić z tym cokolwiek? Między innymi dzięki temu teraz stał przed nim jego prywatny Dzwoneczek. Co prawda strapiony i nieobecny, ale jednak jego. To nie było tak, że wypominał Zorii jej czynny. No może odrobinkę, ale to tylko z uwagi na sympatię, jaką darzył dziewczynę. Brakbiells bez tego rudzielca stałoby się mniej kolorowym, a na pewno mniej interesującym i w pewnym sensie ekscytującym miejscem. Mimo pewnego czasu, który spędził w towarzystwie dziewczyny, nadal nie potrafił przewidzieć, co wyjdzie z jej ust albo na jaki genialny pomysł postanowi wpaść tym razem... - Monogram? - przez chwile zastanawiał się, o co jej chodzi, ale potem szybko się zreflektował. - Żart znajomego - rzucił to takim tonem, jakby to nic nie znaczyło. Stworzył sobie zbyt dobre życie w Stanach, aby je teraz rujnować. Zresztą nie widział na razie powodów, aby się ujawniać. Nie dawało mu to żadnych profitów tutaj, a zresztą i ich nie oczekiwał, a jedynie mogłoby przysporzyć problemów jego siostrze. Nie chciał, aby Ava była traktowana w taki sam sposób jak siostry Milovana. Jego mały, rudowłosy diabełek miał wolną rękę, o ile nie pakował się w kłopoty, które mogły zagrozić jej życiu. Wtedy wkraczał jednak na cenę, jako jej starszy brat i musiał jej bronić, jak zawsze. Ambrose widział, jak nieobecna jest Zoria i martwiło go to. Kiedy był w jej wieku, to jego największym problemem tak naprawdę było, czy będzie w stanie podnieść się na zajęcia w związku z wczorajszą popijawą u Magnusa. Oczywiście dochodziły do tego jakieś miłosne rozterki, ale jednak było to nic w porównaniu do tego, z czym musieli się mierzyć dzisiejsi studenci Brakebills. Co prawda, gdyby nie ich rytuał w Samhain to wszystko prawdopodobnie nie miałoby miejsca, ale z drugiej strony niczego nie mógł być na sto procent pewny. Może gdyby seans się nie odbył, to stałoby się coś innego, co jednak otworzyłoby tym stworzeniom drogę do szkoły. Zoria nie miała jeszcze okazji oglądać całego lokum Marlowe’a. Można było w nim znaleźć miotłę, ale przede wszystkim kocioł i pomieszczenie, w którym składował papiery odnośnie nawiedzonym miejsce, ale też w wolnych chwilach zajmował się warzeniem mikstur. Nie można zapominać, że jest uzdrowicielem, więc jest to po prostu część jego „natury” niejako. Następnych wydarzeń może dałoby się uniknąć, gdyby Zoria nie zignorowała jego kotki, a może nie. Z kotami było jak z kobietami - przynajmniej tak miał Ambrose. Zbytnio nie dało się przewidzieć ich reakcji, a już, szczególnie kiedy kobieta była wzgardzona, tak to był najgorszy rodzaj kobiety, jaki znał. Może zaraz obok kobiety zdradzonej, ale z takimi raczej nie miał do czynienia Próba osuszenia Zorii może i nie była najmądrzejszym pomysłem, ale był to pierwszy odruch, który przyszedł mu do głowy. Materiał przykleił się do ciała dziewczyny, co oczywiście nie uszło uwadze Anglika, ale starał się zbytnio tego nie wykorzystywać i patrzeć gdzieś indziej, a nie na czarne koronki, które miała pod ubraniem... - Przepraszam - powiedział, oblizując wargi. - Przyniosę ci coś do przebrania i ocenimy szkody - powiedział, zostawiając ją w kuchni. Szybko poszedł do swojej sypialni i wyciągnął pierwszą lepszą rzecz z szafy, w którą mogłaby przebrać się Zoria. Jakimś trafem w jego rękach znalazła się butelkowozielona koszula, która na pewno podkreśli urodę dziewczyny. Los czasami bywa przewrotny... Chłopak wrócił do kuchni i zostawił jej ubranie na zmianę, a sam wrócił znowu do sypialni. Wypadałoby jednak założyć coś innego, niż ten szlafrok. Wciągnął na siebie dresy, nie przejmując się zakładaniem koszulki - Zoria i tak już go takim widziała - i wrócił do dziewczyny, która powinna być już przebrana w jego koszulę. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - | | | Przynależność : Brakebills Dyscyplina : Meta-Skład Zasoby : 19PD | 585$
Zoria Neveu Mędrcy | Gdyby coś z tym zrobił, to nie zainteresowałby Zorii. Od zawsze była skupiona na z góry ustalonym celu i mało było rzeczy, czy tym bardziej ludzi, którzy byliby w stanie zepchnąć jej z wybranej ścieżki. Pojawienie się Ambrose'a spowodowało, że ta droga, którą miała podążać w Brakebills zwyczajnie się zmieniła. Nie dość, że chciała nauczyć się jak najwięcej jeśli chodzi o magię, ale też po raz pierwszy w życiu zainteresowała się drugim człowiekiem i to niekoniecznie w charakterze przyjaciela. Cały czas jednak miała z tyłu głowy fakt, że Ambrose jest jednym z profesorów i generalnie nie powinna była rozpatrywać jego osoby pod kątem tego, czy jest dla niej atrakcyjny. Niestety nieszczęściem dla niej był bardzo, co tym bardziej irytowało, gdy nie potrafiła nad sobą zapanować. Jeśli ktoś miał ustawić Zorię do pionu, to Ambrose miał największą szansę. Może ewentualnie Milovan... Szacunek do dziekana straciła po "dyscyplinującej" rozmowie, gdzie ten wykazał bardzo niewielkie zainteresowanie sytuacją w Brakebills i dalej. Czajkowski z kolei był niepoważny, jako profesor i to w inny sposób, niż Marlowe. Trudno szanować profesora, który na zajęcia przychodzi w różowym szlafroku... - Żart znajomego? To fajnych masz znajomych... - Zmrużyła oczy, gdy potraktował ją taką odpowiedzią. Sam ton głosu niby zupełnie zbywający tę kwestię, ale mimo wszystko nie dawało to spokoju Zorii. Nie sądziła, żeby za pomyłką stał żart, zwłaszcza że dwa inicjały się zgadzały z tym, co wiedziała z pierwszej ich rozmowy w kawiarni, tylko zostały zamienione miejscami. Cóż, zostało uszanować to, że nie chce jej powiedzieć o co naprawdę chodzi. Nie musiał o wszystkim mówić swoim studentom, nawet jeśli mianował ich osobistymi Dzwoneczkami. Nie wiedziała w jaki sposób traktowane są siostry Milovana, bo zwyczajnie niedawno skojarzyła, że są rodziną. Wcześniej jej to zupełnie nie interesowało i podchodziła do Milany oraz Milevy zupełnie zwyczajnie, jak do każdej innej koleżanki z roku. Chciałaby mieć takie problemy, jak to czy będzie w stanie przyjść na jutrzejsze zajęcia. Popijawy zupełnie nie miała w planach, a i to raczej byłoby upijanie się na smutno. Nie sądziła, żeby ktokolwiek poza fantastyczną czwórką chciałby z nią pić. Wiele osób ucierpiało podczas lekcji magii fizycznej i wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, kto stał za tym, że napastnikowi udało się dostać do szkoły. Co prawda ten przyznał też, że i bez rytuału w końcu by się przedarli przez bariery, ale seans się odbył, a za to ponosili winę Zoria wraz ze swoją paczką. Kocioł w sumie jej tak nie interesował, jak doniesienia z nawiedzonych miejsc. W końcu to właśnie duchy doprowadziły do tego spotkania, tak to by pewnie siedziała na zajęciach prowadzonych przez Milada i uczyła się, jak nastawiać kości oraz sklejać rany. Może dałoby się uniknąć zemsty Artemis, a może nie... Mogłaby też uznać, że została zdradzona przez swojego człowieka i mimo to skoczyć na Zorię, ale z mniej przyjaznymi zamiarami, niż doproszenie się o pomizianie futra. W normalnych okolicznościach, gdyby oblała się wodą to osuszanie byłoby jak najbardziej wskazane. Jednak w tym momencie... Raczej niekoniecznie, zwłaszcza że zauważyła to jak bardzo stara się na nią nie patrzeć, gdy to robił. Kiedy zdała sobie sprawę z tego, jak wygląda, a właściwie z tego co dokładnie było widać, momentalnie się zarumieniła. Co prawda Ambrose widział już ją w bieliźnie... - Jeśli chcesz oceniać szkody, to raczej ubranie będzie w tym przeszkadzać. - Nie powinna była go prowokować, ale jak już wcześniej ustalone Zorię w towarzystwie blondyna ponosiło trochę za bardzo. I jak wcześniej to on się z nią droczył, wypominając seans, to teraz miała szansę by się odgryźć, co wykorzystała. - Chyba że chcesz oceniać straty materialne. - Uśmiechnęła się do Ambrose'a najbardziej uroczym uśmiechem, jaki miała zarezerwowany dla niego. Koszulą się nie przejmowała, mimo wartości sentymentalnej. Herbata spierała się zdecydowanie łatwiej, niż gdyby wylała na siebie choćby, ot czerwone wino. - Poza tym nie masz mnie za co przepraszać. Sama sobie zasłużyłam ignorując twoją piękność. - Dodała po chwili zanim zdążył pójść do sypialni po coś dla niej do przebrania. Dalej drapała kotkę, żeby nie wpadła na żadny inny pomysł związany z rujnowaniem garderoby Zorii. Kiedy Ambrose wrócił z zieloną koszulą w ręku uniosła brew. Nie chciało jej się wierzyć, że wybrał akurat ten kolor przypadkowo, ale z drugiej strony wrócił wyjątkowo szybko, co wykluczało celowość tego działania. Czyli musiała postawić na kartę przypadku. - Ładny kolor. Musiałeś się bardzo przywiązać do tego motywu Dzwoneczka. - Uśmiechnęła się, zanim znowu zniknął w swojej sypialni. Zdjęła swoją koszulę, ale też spodnie, które także ucierpiały podczas spotkania z herbatą i były zbyt mokre, jak na jej gust. Koszula Ambrose'a była na tyle długa, że mogła posłużyć jej za krótką sukienkę. Normalnie nie czułaby się komfortowo odsłaniając nogi, ale Ambrose już je widział. - Oddałeś mi ostatnią koszulę? Jak ja się odwdzięczę? - Dalej poznawała cenę jego przebaczenia, a teraz jeszcze musiała dopisać do rachunku ostatnią koszulę... Oh, drogo to wyjdzie. Zwłaszcza w części powstrzymywania tej części jej, która by się chciała zachowywać przy Ambrosie jak napalona nastolatka, gdyż za czasów nastoletnich nie dała się jej wyszaleć. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - | | | Przynależność : Brakebills Dyscyplina : Egzorcyzmy Zasoby : 18PD | 965$
Ambrose Marlowe Profesorowie | Ambrose’owi nie przeszkadzało to, że jest profesorem, a ona studentką. Oboje byli dorosłymi ludźmi i mogli robić to, co im się żywnie podoba. Marlowe potrafił się zachować profesjonalnie, kiedy to było potrzebne, dlatego w żadnej sposób nie faworyzował Zorii. Poza tym nie przypominał sobie, aby w umowie z Brakebills była klauzula, która nie pozwalałabym na umawianie się ze studentami. Jedyne co pamiętał to to, że nie ponosi odpowiedzialności za śmierć studenta, jego okaleczenie i tak dalej. Może umknął mu ten ustęp, a może go po prostu nie było, choć patrząc na Marlowe’a, to mógł do równie dobrze całkowicie wyprzeć z pamięci... Jedyną osobą, która chyba darzyła Czajnika jakimikolwiek resztami szacunku, był zapewne Dziekan. Anglik nie rozumiał, dlatego jeszcze trzyma tego dziwaka na uczelni (poza tym, że był podróżnikiem), ale on nikomu do łóżka nie zaglądał o ile i jemu nie zaglądano. Mężczyzna nie pochwalał decyzji Fairbraina, ale nie mówił o tym głośno. Lubił swoją posadę, jako profesora, bo gdyby nie ona nie poznałby zapewne Dzwoneczka, a dodatkowo mógł się spokojnie zajmować nawiedzonymi miejscami i egzorcyzmami. Studenci tez stanowili w końcu tanią siłę roboczą - to jedyne czego nauczył się od profesora fizycznej i czasami wykorzystywał. Artemis należała do raczej do tych spokojnych, kochanych kotów, które w najmniej odpowiednim momencie wpakują ci się na kolana, dopraszając miłości. Jedyny raz kiedy kogoś zaatakowała tyczył się byłej Ambrose’a, ale kotka nie darzyła tej dziewczyny sympatią od początku i miała rację... Zwierzęta jednak czują jaki ktoś jest naprawdę... Rumieniec na twarzy Zori nie umknął uwadze Ambrose’a. - Spokojnie Dzwoneczku. Lubię, jak się rumienisz, ale już cię widziałem w bieliźnie. Co prawda był to inny komplet... - odgryzł jej się lekko w kontekście tego, że szlafrok, w którym jej otworzył był „nowy”.- Nie jestem, aż takim barbarzyńcą. Nie każę ci znowu stać przed sobą tylko w bieliźnie - choć mógłbym i chciałbym... dokończył już w myślach. - Przebierzesz się w coś suchego i wtedy sprawdzę, czy mocno się poparzyłaś - musiał sprawdzić, jakie Artemis poczyniła szkody na alabastrowej skórze Zorii. - I mam za co, w końcu jestem właścicielem tej małej sabotażystki - przelotnie podrapał kotkę po łebku. Ambrose naprawdę nie zwracał uwagi na to, jaką koszulę przyniósł Zorii. Chciał, tylko aby jak najszybciej dziewczyna zrzuciła zalane ubranie i założyła coś suchego. Dopiero kiedy zobaczył ją w niej, zrozumiał, o co jej chodziło... - Jak widać fortuna, poniekąd mi dzisiaj sprzyja i Dzwoneczku ten kolor naprawdę do ciebie pasuje. Musisz go częściej nosić - puścił jej oczko. Na wspomnienie o oddaniu ostatniej koszuli roześmiał się. - Uznałem, że będzie fair, jak i ja nie będę do końca ubrany, patrząc na obecną sytuację - wzruszył ramionami i zbliżył się do dziewczyny. Kucnął przed nią i zaczął delikatnie badać jej zaczerwienioną skórę na nogach. Wydawało się, że nie jest to jakieś poważne poparzenie, a raczej irytacja skórna, ale wolał się upewnić. Kucając przed Zorią, podniósł oczy i spojrzał na nią z dołu. Co do opanowywania się i zachowywania się, jak napalona nastolatka... Jak dla Marlowe’a, Zoria mogła porzucić konwenanse społeczne i zachowywać się dokładnie w taki sposób. Zresztą Anglik nie był w tym chyba lepszy... - Jeśli bardzo ci przeszkadza, przyłożymy lód, ale wygląda na to, że skóra jest tylko lekko czerwona - powiedział po tym jak odchrząknął, bo nagle zrobiło mu się sucho w gardle. Blondyn musiał przyznać, że Zorii było dobrze w jego koszuli, a byłoby jeszcze lelpiej gdyby nie miała nic pod spodem i miała z pewnego powodu zmierzwione włosy... - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - | | | Przynależność : Brakebills Dyscyplina : Meta-Skład Zasoby : 19PD | 585$
Zoria Neveu Mędrcy | Oh... Szkoda, że tego nie wiedziała. W innym wypadku już dawno rzuciłaby się z tej krawędzi i zaryzykowała. Nie pogardziłaby prywatnymi konsultacjami z zakresu magii uzdrawiania, żeby następnie przejść do zupełnie innych zajęć związanych ze spędzaniem czasu z Ambrosem. A klauzula... Nawet gdyby taka istniała, to najwyżej nauczyłaby się magii iluzji albo innego skradania, żeby uniknąć przyłapania przez kogoś innego z kadry. Patrząc na to z tej strony, to szlaban u Czajnika oraz jego warunki by to ułatwiały. Nikogo by nie dziwiła jej obecność w kwaterach kadry o wieczornych porach. Tak... To byłby jeden z tych nielicznych razów, gdy Czajkowski by się na coś przydał. Nawet nie miałaby odwagi, żeby zajrzeć mu do łóżka. To mogłoby być zbyt traumatyczne, a Zoria z powrotem zaczęła cenić swoje zdrowie psychiczne, żeby tak drastycznie ryzykować jego utratę albo pogorszenie. Ah, czyli to od Czajkowskiego nauczył się wykorzystywać swoich studentów? Z jednej strony nie mogła na to narzekać, ale też pozostawało pytanie kogo i do jakich celów wykorzystywał. Cóż, ale sama była sobie winna. To ona od początku chciała wykorzystać jego umiejętności do zbadania sytuacji w jej domu rodzinnym. Aż dziw, że jeszcze o to nie zapytała, ale zawsze były jakieś inne... priorytety. Jak na przykład próba udobruchania zignorowanej kotki, która poczuła się na tyle urażona, że dokonała małego zamachu. Trudno było jednak mieć do niej pretensje. A przynajmniej Zoria nie miała. Może znowu jej skóra próbowała dorównać kolorem włosom, ale naprawdę nie miała jej tego za złe. - Mam jeszcze wiele innych kompletów. - A każdy ładniejszy i bardziej wyjątkowy od poprzedniego. Była niesamowitą sroką oraz miłośniczką pięknych rzeczy, ot taka mała wada. -I nie nazwałabym tego barbarzyństwem, a raczej wykorzystywaniem sytuacji. - W Brakebills było parę osób, które chętnie zobaczyłaby tylko w samej bieliźnie, a skoro Ambrosowi już się zdarzyła taka okazja, to dlaczego miałby nie skorzystać. Najważniejsze, żeby potem żadne nie miało do siebie pretensji oraz żalu... - Skoro tak sprawiasz sprawę, to zastosuję się do zaleceń. Z nas dwojga, to ty jesteś uzdrowicielem. - Już i tak zdrowo przeciągnęła strunę, ale gorzej, bądź też lepiej (zależy jak patrzeć), nie będzie. - W takim razie przyjmuję przeprosiny. - Nawet jej Zaraza nie była tak atencyjna, jak Artemis. Różniły się charakterem mocno, czarna demonica Zorii zdecydowanie wolała przespać pół dnia, niż wyczyniać jakieś dziwne rzeczy z cudzą herbatą. Z ubraniami już prędzej, patrząc na to, że swetry Zoria musiała trzymać w zamknięciu albo stawały się nowymi posłaniami dla kotki. Tę koszulę również będzie musiała trzymać z daleka od swojego sierściucha. Kolor idealnie pasował do Zorii, krój w zasadzie też, zwłaszcza że czasem lubiła nałożyć coś luźniejszego. - Hmmm... Mam bieliznę, która pasowałaby idealnie, chociaż to mogłoby już być za dużo zielonego. - Skoro już wspominał o byciu niekompletnie ubranym, a wcześniej czynił komentarze na temat jej bielizny to mogła pociągnąć temat dalej. - Zdecydowanie tak jest bardziej... fair. - Zwłaszcza że miał dużo więcej okazji do oglądania jej bez ubrań, niż ona jego. Chociaż o tym nie było bezpiecznie myśleć, gdy przed nią kucnął. Przygryzła dolną wargę, gdy dotknął jej skóry na nogach. Niedobrze... Ponoć mężczyźni myśleli od baseballu, gdy chcieli odciągnąć uwagę od pewnych tematów... To o czym ona miała myśleć? O lodowisku? To nie był dobry temat do rozmyślań, zwłaszcza że lodu można było użyć w różnych celach. - Zoria... Opanuj się. - No i się wydało... Myśli zmieniły swoją postać w bardzo werbalne przekazanie tego, co aktualnie działo się pod rudą czupryną. Dopiero po tym uświadomiła sobie, co właściwie Ambrose powiedział na temat lodu. - Nie, nie trzeba. Będzie w porządku... bez lodu. - Nagle zaczęła chcieć bardzo różnych rzeczy. Jedna z nich pokrywała się z tym, co myślał Ambrose. Jednak chciała też stąd zniknąć, zapaść się pod ziemię, cokolwiek. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - | | | Przynależność : Brakebills Dyscyplina : Egzorcyzmy Zasoby : 18PD | 965$
Ambrose Marlowe Profesorowie | Może i by było łatwiej, gdyby Zoria znała stosunek Ambrose’a do stosunków kadry ze studentami, ale jak to mówią, na dobre rzeczy warto czekać. Marlowe był szczególnie przywiązany do tej zasady... Opóźniona satysfakcja miała swoje zalety... szczególnie przy takiej osoby, jak jego Dzwoneczek... Udobruchanie zranionej i zaniedbanej kotki to był dobry ruch, szczególnie kiedy chciało się być dość blisko jej właściciela i ujść z tego całej. Może to, co zrobiła Artemis, to była jakaś zapowiedź albo ostrzeżenie dla Zorii, że pakując się w to wszystko, jest jeszcze ona, a więc w pakiecie z Ambrosem na Zorię czeka jeszcze kotka, czy jakoś tak... - W to nie wątpię - przyznał. Już miał okazje się przekonać, że jeżeli chodzi o rudowłosą, to można liczyć na koronki i inne rzeczy, które będą podkreślać jej atuty. O tak.. To zdecydowanie. - Skoro tak twierdzisz - obdarzył ją ciepłym uśmiechem i skoro dostał przyzwolenie, to pozwolił sobie na docenienie czarnej koronki, którą teraz uwydatniały mokre ubrania. Artemis w pewnym sensie zrobiła mu nawet przysługę. Gdyby nie ona, to nie miałby pojęcia o tym, co znajduje się pod koszulą i spodniami Zoria. Oczywiście w pewien sposób mógłby to sprawdzić, ale przyznajmy, że w pewien sposób tak było łatwiej. Ambrose’a cieszyło, że dziewczyna postanowiła przestać się z nim niejako kłócić i postanowiła go posłuchać, jako uzdrowiciela. Szczerze to nie wybaczyłby sobie, gdyby przez niego na jej skórze pojawiła się kolejna trwała skaza. Już wystarczająco wycierpiała i nie musiała nosić kolejnych śladów, które będą przypominać jej o tym bólu. Gdyby tylko wiedział, że potok Chatwinów istnieje naprawdę to właśnie w tamto miejsce zabrałby Zorię, ale to była tylko bajka dla dzieci... Nie mógł nic poradzić na kontuzję dziewczyny i blizny, które po niej pozostały, choć bardzo by chciał... Temat ich rozmowy zboczył znowu na bieliznę i to znowu za sprawą jego Dzwoneczka. Czyżby chciała mu coś w ten sposób przekazać? - Nie, raczej na tobie nigdy nie będzie za dużo zielonego. Na pewno podkreśliłaby ładnie kolor twojej skóry - może nie powinien tego mówić, ale w tej chwili przestał się już bawić w konwenanse. Zoria najwyraźniej je porzuciła, więc on też. Skoro Ambrose kolejny raz był półnagi w otoczeniu Zorii, to rudowłosa miała okazję znowu zobaczyć jego tatuaże. Zresztą nie ukrywał ich na co dzień. W ciepłe dni zdarzało mu się prowadzić zajęcia w koszulkach zespołów rockowych, które odsłaniały jego ręce, a więc niektóre z jego tatuaży. Marlowe należał do tych luźnych profesorów, o czym najlepiej wiedziała właśnie Zo. Na słowa Zorii, a raczej dowód na to, że się zawiesiła i dokąd podążyły jej myśli, Ambrose jedynie się uśmiechnął. Nie chciał nic mówić na ten temat, bo dziewczyna wyglądała, jakby zaraz miała wybiec z jego kwatery właśnie tylko w jego koszuli. Gdyby ktoś się dowiedział, a już najpewniej Emerson to nie miałby życia... Nie chciał też, aby Zoria przed nim uciekała. - Skoro nie lód to może wino? Herbaty chyba nam wystarczy - zauważył patrząc wymownie na Artemis, która umościła się wygodnie w ramionach Zorii i mruczała, jak motorek. - Poza tym widzę, że masz nową przyjaciółkę - zanim zdążyła mu odpowiedzieć, podszedł do stojaka na wino i wyciągnął z niego czerwone półsłodkie. Zgarnął dwa kieliszki, a korkociąg włożył do kieszeni spodni. - Zapraszam panie do salonu - powiedział lekkim tonem i ruszył z dziewczyną oraz kotką do salonu. Wskazał Zorii kanapę, a kiedy ona mościła się na niej wygodnie, otworzył wino i rozlał je do kieliszków, a następnie usiadł na drugim brzegu kanapy, trzymając swój kieliszek w dłoniach. Artemis podniosła się z kolan Zorii i przemaszerowała na kolana swojego właściciela, który podrapał ją leniwie za uszami. - A więc za ciekawe zrządzenia losu - wniósł toast i uniósł kieliszek do ust. - Spokojnie, jak coś możesz wylać wino na koszulę - zaśmiał się. *** - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - | | | Przynależność : Brakebills Dyscyplina : Meta-Skład Zasoby : 19PD | 585$
Zoria Neveu Mędrcy | Doskonale wiedziała, czym jest i jak działa opóźniona satysfakcja. Wszelkie upadki motywowały ją do dalszych działań, a gdyby dowiedziałaby się o podejściu Ambrose'a wcześniej... Mogłaby mieć wrażenie, że ktoś tu wykorzystuje jej małe zauroczenie. Nie była na tyle głupia, żeby uważać, że na pewne rzeczy nie warto jest czekać. I nie była już tak młoda, żeby nie wiedzieć, że o pewne osoby warto zadbać, by w późniejszym czasie nie sprawiały problemów. Tak, jak właśnie teraz z Artemis, która z pewnością była wyjątkowym kotem. A jej zachowanie można było odebrać jako ostrzeżenie, jeśli nie polubiła poprzedniej dziewczyny, z którą się spotykał Ambrose. Lepiej nie zadzierać ze stworzeniem, które miało ostre zęby oraz pazury, nawet jeśli było małe i niepozorne. - Tak właśnie twierdzę. - Może i czerwieniła się, jak głupia w jego obecności. Może i pozwalała sobie na zbyt dużo, ale kto nie ryzykuje ten nie pije szampana. Czy jakoś tak... - W obu przypadkach. - Jedną z rzeczy, którą uwielbiała na zawodach to, to gdy przychodził jej czas na lodowisku wszyscy skupiali uwagę na niej oraz tym, co miała do zaprezentowania. Dziesiątki ludzi wpatrzonych w tańczącą dziewczynę w krótkiej, błyszczącej sukience. Zawsze to mile łechtało jej próżność. Jednak teraz była tu tylko jedna osoba, która jej się przyglądała i zdecydowanie wolała to, niż gdyby miała wystąpić na olimpiadzie wiedząc, że oglądają ją miliony. Jeden Ambrose nad miliony anonimowych twarzy. Z którym nie opłacało się kłócić. Nie, gdy hormony dawały o sobie znać, a Zoria nie mogła opędzić się od niezbyt grzecznych myśli z jego udziałem. Poza tym i tak pokonałby ją doświadczeniem w kłótniach z pacjentami. A co do blizn... To nie te na ciele pozostawiły najgłębszy ślad. Mogła utykać, mogła mieć więcej blizn, niż ktokolwiek na świecie. Łyżwiarstwo było dla Zorii wszystkim. Na początku sposobem na zbliżenie się do swojego ojca i zdobycie jego podziwu. Gdy to zawiodło w końcu zaczęła jeździć dla własnej satysfakcji. Lodowisko, łyżwy oraz pęd stały się jej narkotykiem, który pozwalał jej oddychać, gdy dusiła się we własnym życiu. Kiedy tego zabrakło utraciła kontrolę nad tym życiem, by ponownie odzyskać ją dopiero w Brakebills. Bielizna była bardzo ciekawym tematem, zwłaszcza gdy przychodziło do dyskusji z Ambrosem. Jego wyraz twarzy był niezapomniany, gdy pierwszy raz zobaczył ją ubraną jedynie w koronkowe body. Pozostałe aspekty tego wspomnienia były raczej przerażające, bo mogła się jedynie domyślać, co czuł gdy zobaczył ją w stanie, gdy dopiero wyszła ze spotkania pierwszego stopnia z lodem. - To tak, jak na tobie nigdy nie byłoby za mało tatuaży. - Kiedyś stwierdziła, że przez nie wygląda przez nie, jak niegrzeczny chłopiec, który spaliłby coś dla zabawy. Teraz nie mogła sobie wyobrazić, jak mógłby wyglądać bez nich. Skóra naznaczona czarnym tuszem, rockowe koszulki... Wydawałoby się, że podchodzą z dwóch zupełnie różnych światów, a mimo to potrafili się dogadać. Przy nim, stojącym tak blisko... Trudno byłoby się nie zawiesić. Ucieczka była z pewnością rzeczą, którą mogłaby rozważyć. Nie tylko on nie miałby życia, jakby ktoś to zobaczył. Sky z pewnością nie oparłaby się wygłoszeniu stosownego komentarza, gdyby Zoria podzieliła się z nią tą historią. Wino było kuszącą propozycją. Kto by się oparł możliwości spędzenia wieczoru na rozmowie przy lampce czerwonego trunku. - Chętnie skorzystam z propozycji. - Odezwała się po chwili, gdy miała pewność, że będzie w stanie zapanować nad swoim głosem. - Może dzięki temu kieliszki zostawi w spokoju. - Szkoda byłoby i tej koszuli. Zasobność szafy Ambrose'a też ma swoje granice, a wracanie z kwater kadry w samej bieliźnie mogłoby być różnie odebrane. Usiadła na wskazanym przez blondyna miejscu, powijając nogi pod siebie. Ot odruch chowania ich, gdy tylko miała okazję, choć może powinna zacząć nad tym pracować. - Za zrządzenie losu. - Powtórzyła toast za Ambrosem, obserwując jak Artemis zmienia miejsce swojego legowiska. Cóż, co kolana właściciela, to kolana właściciela. - Wolałabym nie. - Już dość mokrych ubrań, jak na jeden wieczór... *** - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - | | | Przynależność : Brakebills Dyscyplina : Egzorcyzmy Zasoby : 18PD | 965$
Ambrose Marlowe Profesorowie | - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - | | | Przynależność : Brakebills Dyscyplina : Meta-Skład Zasoby : 19PD | 585$
Zoria Neveu Mędrcy | - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - | | | Przynależność : Brakebills Dyscyplina : Egzorcyzmy Zasoby : 18PD | 965$
Ambrose Marlowe Profesorowie | - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - | | | Przynależność : Brakebills Dyscyplina : Meta-Skład Zasoby : 19PD | 585$
Zoria Neveu Mędrcy | - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - | | | Przynależność : Brakebills Dyscyplina : Egzorcyzmy Zasoby : 18PD | 965$
Ambrose Marlowe Profesorowie | - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - | | | Przynależność : Brakebills Dyscyplina : Meta-Skład Zasoby : 19PD | 585$
Zoria Neveu Mędrcy | - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - | | | Przynależność : Brakebills Dyscyplina : Egzorcyzmy Zasoby : 18PD | 965$
Ambrose Marlowe Profesorowie | Ambrose kompletnie by nie pomyślał, że Zoria może mieć jakiekolwiek kompleksy na punkcie swojego ciała. Wiedział o jej przerwanej karierze sportowej, ale nigdy by nie pomyślał, że dziewczyna nie docenia tego, jaką jest piękną kobietą z pełnymi kształtami, które jak najbardziej Anglik doceniał... i to jeszcze jak doceniał... Ambrose zaśmiał się, kiedy z ust rudowłosej wyrwał się uroczy pisk. Dawno nie słyszał czegoś takiego, kiedy podnosił dziewczynę. - Spokojnie Dzwoneczku, nie upuszczę cię - zapewnił i poprawił swoją małą, rudowłosą małpiatkę, zanim zaczął kierować swoje kroki w stronę swojej sypialni. Kiedy miał już odkładać dziewczynę do swojego łózka, spostrzegł, że ona już spała. Najwyraźniej alkohol i adrenalina powoli opuszczały jej ciało. Nie mógł jej mieć tego za złe, w końcu lekkie podpicie jej, aby w końcu mogła odpocząć, gdzieś tam było jego planem od początku. To, że wyszło z tego, coś więcej to szczegół... Ostrożnie, aby jej nie obudzić, położył ją na łóżku, aby po chwili sam do niej dołączyć. Ambrose objął Zorię i przyciągnął do siebie, uśmiechając się pod nosem. Sądził, że dziewczyna skończy, może drzemiąc na jego kanapie, a nie z nim w łóżku i to na dodatek z brakami w ubiorze. Jak widać Fortuna miała swoje plany, co do tych dwojga... - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - | | | Przynależność : Brakebills Dyscyplina : Meta-Skład Zasoby : 19PD | 585$
Zoria Neveu Mędrcy | Każdy, ale to każdy ma swoje kompleksy niezależnie od tego, jak wyglądał w oczach innych i czym zajmował się w swoim życiu. Paradoksalnie to właśnie łyżwiarstwo oraz rezygnacja z niego sprawiły, że Zoria miała zakrzywione postrzeganie własnego ciała. To, co Ambrose doceniał w jej wyglądzie, ją doprowadzało momentami niemal do szału. Nie mogła nie zauważyć, że z czasem przybrała na wadze, a tam gdzie kiedyś była smukła, zaczęły pojawiać się krągłości. Zaśmiał się? To totalnie i w ogóle nie było zabawne. Najlepiej się czuła ze stopami na ziemi, może z wyjątkiem momentów, gdy skakała. - Lepiej, żeby tak było. - Chciała zabrzmieć groźnie, a wyszło co najmniej pociesznie. Zasadniczo nie miała lęku wysokości, ale kiedyś próbowała jazdę w parze i cóż, nie była do tego stworzona. Ktoś ją niesie na rękach? Momentalny niepokój. Skoro jednak zasnęła, gdy niósł ją do sypialni, to widocznie miała do niego większe zaufanie, niż bała się upadku. Zupełnie inaczej wyobrażała sobie ten wieczór. Sądziła, że wypiją herbatę, odda mu to lusterko i ich drogi się rozejdą. Pozwoliła sobie na dużo więcej, niż normalnie, ale gdy wstanie z pewnością będzie miała wątpliwości. *** W końcu nadszedł poranek, gdy należało już wstawać, mimo że był weekend. Miała plany na ten dzień. Kiedy otworzyła oczy od razu poczuła, że coś jest nie tak. Od tego, że nie wiedziała gdzie się znalazła, bo to nie był jej pokój, ani z pewnością nie było to jej łóżko. Dotyk pościeli, ani jej zapach też się nie zgadzał. A najbardziej kołujące było to uczucie ciężaru spoczywającego pod jej biustem. Uniosła się na łokciach i zobaczyła Ambrose'a z głową leżącą na jej brzuchu, z ręką przerzuconą przez talię. Zorii zrobiło się gorąco, zaczęła panikować. Pamiętała, że wieczorem pili wino i robili inne rzeczy, ale wspomnienia urywały się na tym, że wziął ją na ręce i no właśnie... Dalej miała białą plamę. Delikatnie podniosła rękę Ambrose'a by przenieść ją poza swoje ciało, by mogła się wyślizgnąć z łóżka. Kiedy się to udało, zaczęła zbierać swoje rzeczy, a następnie się ubrała. Włosy szybko zebrała w nieco rozpadający się kok. Biustonosz wepchnęła do torby, razem z poplamioną koszulą. Tę, którą dał jej na zmianę Ambrose zapięła do pewnego momentu i związała w talii. Naciągnęła spodnie, nałożyła buty i opuściła kwaterę profesora zachowując ostrożność, by nikt jej nie zobaczył. zt. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - | | | Przynależność : Brakebills Dyscyplina : Egzorcyzmy Zasoby : 18PD | 965$
Ambrose Marlowe Profesorowie | Chłopak zasnął dość szybko, zresztą po alkoholu jakoś nigdy nie miał z tym problemu. Sen zawsze wtedy szybko przychodził i był dość mocny, a jeszcze kiedy miał przy sobie towarzyszkę spało mu się lepiej. Przytulił ciało Zorii do swojego, wiedząc, że zapewne obudzi się rano z głową na jej brzuchu albo w innym miejscu... *** Rano Anglika nadal nie opuszczały objęcia Morfeusza. Miał ciepłą i wygodną poduszkę pod głową, a poza tym był weekend... Nie miał zamiaru się budzić i kiedy tylko poczuł, jak coś go dotyka, mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i przekręcił się na drugi bok, aby dalej oddawać się spokojnemu śnieniu. *** Ambrose obudził się niedługo później jednak. Przetarł zaspane oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Zorii nie było w jego łóżku i spodziewał się, że raczej nie zastanie jej też u siebie. Oblizał wargi, przeczesując włosy palcami i zastanawiając się, gdzie mogła się udać. Akademik wydawał się najbardziej rozsądnym rozwiązaniem w tej sytuacji, ale to byłoby zbyt oczywiste. Zresztą nie miał pewności, ile dziewczyna pamięta i musiał zakładać najgorsze... Wtedy do głowy przyszło mu pewne miejsce, w którym mógł ją znaleźć... Blondyn ogarnął się i ubrał, a potem wyszedł w poszukiwaniu swojego rudego Dzwoneczka z nadzieją, że jeszcze nie zdołał zrobić jakieś głupoty. zt. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - | | | Sponsored content | - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - | |
| |