Story of Magic


 :: 
Off-top
 :: Beta Librae :: Pokoje
Pokój #2
Story of Magic
Pokój #2 Fd79c4e142d48381ed6eff66c6bcd53b
Przynależność : Kadra forum
Story of Magic
Administrator
Pokój #2
Niewielkich rozmiarów jednoosobowy pokój. Niczym nie wyróżnia się na tle innych. Znajdują się tutaj łóżko, biurko, oraz szafa.

Każdy, kto chce, może dodać nieco personalizacji do pokoju. Można to zrobić poprzez formularz zamówień.

Opis Jamesa:

Pokój wydaje się być przytłaczający. Ściany ozdabiają ciężkie, welurowe zasłony barwy czerni albo bardzo ciemnej czekolady. Jest dobrze wyciszony. Do pokoju wpada wątłe światło, które nawet w południe nie rozświetla go właściwie. Tym bardziej, że przez większość czasu okno jest zasłonięte. Regularne, sztuczne oświetlenie zostało zdemontowane. Na mahoniowym biurku znajduje się taca z różnymi świecami, zapałki. Obok moździerz. Zawsze jakaś książka. Notes. James czasem przynosi jakąś małą doniczkę z palmiarni. Na biurku znajduje się również dekoracyjna kompozycja - drewno z mchem. W pokoju jest niewielka szafa i półki zapełnione fiolkami i innymi przedmiotami. Fotel prezesa, suwany. Łóżko ma zawsze zaścielone i nakryte welurową narzutą. Pod oknem jest kolejne miejsce do spania, które pewnie jest zajmowane przez przypadkowe osoby, dopóki nikt się nie wprowadzi. W pokoju unosi się aromat słodkiej lukrecji. Często palą się tu świece. Panuje tu swoisty zaduch.

Mieszkańcy pokoju: James McKenna
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
29.10.20 20:30
https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com
Powrót do góry Go down
James McKenna
I offer you eternal sleep
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Technik
Zasoby : 2PD | 170$
James McKenna
Beta Librae
#2

- Ptaszki ćwierkają, że spiknąłeś się znowu z tym chłopaszkiem. - nie patrzył na Chance'a. Był zajęty pielęgnowaniem swojej roślinki. - Jak mu tam jest? - nie miało to dla niego najmniejszego znacznia, chociaż do imion miał pamięć. Niepokoiła go poprostu ta znajomość. Oddalała ich od siebie. To już miało znacznie i nie podobało się bardzo Guślarzowi. Rozpylił nieco wody na liście i przemawiał do rośliny czule, inaczej niż do Chance'a. Względem niego wydawał się być jakoś dziwnie zazdrosny i jednocześnie rozczarowany.
- Rośliny potrafią być wdzięczne. - James minął się chyba z powołaniem. Przełączał się między miłą gadką ze swoimi roślinami, a pełnymi zawoalowanej jadowitości słowami kierowanymi do Chance'a. Poczucie winy, niepewność i wyrzuty sumienia. Tym operował na co dzień. Wystarczyło tylko bezwolnie mu się poddać, by zaczął człowieka traktować tak jak swoje rośliny. Z troską. Ale gdy tylko ten zachowywał się nie po jego myśli, następowało zderzenie z chłodnym obliczem mężczyzny. Oceniającym i niezbyt przyjemnym.
- Nie zapomniałeś chyba, że zniknął z Twojego życiorysu i zostawił Cię w tym bagnie pytań bez odpowiedzi, w samym sercu mugolskiego świata? W czasie największej próby? - odłożył spryskiwacz i zaczał świdrować Chanc'a swoim przeszywającym wzrokiem.
Bolało go to, że ledwo dwa miesiące go nie było, a Chance puścił w odstawkę Leo i zapomniał również o nim.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
12.01.21 22:20
https://story-of-magic.forumpolish.com/t398-guslarze-james-mckenna#2720 https://story-of-magic.forumpolish.com/t409-guslarze-james-mckenna https://story-of-magic.forumpolish.com/t411-guslarze-james-mckenna#3053 https://story-of-magic.forumpolish.com/t410-mckenna#3050 https://story-of-magic.forumpolish.com/t412-guslarze-james-mckenna#3055
Powrót do góry Go down
Chance Regan
Pokój #2 Giphy
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 5PD | 1295$
Chance Regan
Guślarze
Stał oparty o ścianę, ręce założone na piersi. Próbował udawać przed samym sobą, że wcale nie przyszedł na dywanik tłumaczyć się z rzeczy, które na dobrą sprawę Jamesa wcale nie dotyczyły. Świerzbiły go palce. Zapaliłby. Dopiero tu przyszedł, ale już miał ochotę obrócić się na pięcie i wyjść zdecydowanie zbyt szybkim krokiem. Na pierwsze pytanie jedynie wzruszył ramionami. Nie chciał się tłumaczyć, nie czuł takiej potrzeby. Przyzwyczajenie podpowiadało co innego. W drodze do sekty, Chance przekonywał sam siebie, że nie musi mu o niczym mówić. Skoro jednak sam w to do końca nie wierzył…
Były na tym świecie rzeczy, które raz zauważone świdrowały umysł i nie dało się już ich ignorować. Ta zmiana tonu głosu z zimnego na czuły, gdy James mówił do roślin była jedną z tych rzeczy. Chance zauważył ją jakieś półtora roku temu, może nawet mniej. Teraz widział to za każdym razem i za każdym razem wzbierał w nim gniew. Wziął głęboki oddech.
Jestem siostrą twojej biednej matki i to właśnie ja cię wychowałam! Zażartował w myślach byle odsunąć od siebie właściwy sens jego słów. Po co mu przypominał? Przecież Chance wiedział, co zrobił Chris. Chciałby zapomnieć, ale nie było takiej opcji. Więc po co przypominać? Próbował na szybko sklecić jakąś odpowiedź. Musi mu coś odpowiedzieć, nie może stać cicho i tempo jak baran. - A obchodzi cię to bo? - jeśli już ma wyjść na głupiego to chociaż zapewni pełny wachlarz doświadczenia. Chyba stąpał po cienkiej granicy udawania durnia i bycia durniem. Niby potrafił mniej więcej przewidzieć jaką odpowiedź dostanie, ale z góry zakładał, że nie będzie w niej dużo prawdy, a jego interesowała właśnie ona. Musi wiedzieć, musi zrozumieć, żeby skutecznie rozegrać tę sytuację. Sam nie był pewien, co takiego chce osiągnąć, jaki jest nowy cel… Ale może właśnie ze względu na to, chciał być gotowy na wszystko. Powtarzał sobie, że nie pozwoli, by Chris stał się jednym z pionków w tej grze. Na dobrą sprawę, jak mógł temu zapobiec? Może już był, a on tego nie zauważał? Patrzył niby to znudzonym wzrokiem na rośliny Jamesa. Chciał zachować niewzruszoną twarz, jakby zupełnie już nie dbał o to, co McKenna o nim myśli. Niestety, było to dalekie od prawdy.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
18.01.21 10:20
https://story-of-magic.forumpolish.com/t363-guslarze-chance-regan#2232 https://story-of-magic.forumpolish.com/t364-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t365-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t367-przepowiednie-cyrila-malachia-hotline#2255 https://story-of-magic.forumpolish.com/t366-chance-chance-lize#2254
Powrót do góry Go down
James McKenna
I offer you eternal sleep
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Technik
Zasoby : 2PD | 170$
James McKenna
Beta Librae
Nie tylko Chance go znał, ale i on znał Chance'a. Niezależnie od tego, jak bardzo będzie się starał przed nim pokazać, że niewiele go to obchodzi, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to kazanie nie pozostanie bez echa. Chance napewno sobie to przemyśli. Nie mógł mieć tylko pewności w jakim kierunku się te myśli młodzieńca rozwiną i co z tego zrozumie, a co zapisze w pamięci. - Bo zabrałem Cię z tego syfu, gdzie spędziłbyś resztę życia na zgadywaniu przyszłości z kart za marne grosze, bez możliwości rozwoju prawdziwego potencjału i z poczuciem, że coś ci dolega. Z miejsca, gdzie zdechłbyś w głodzie, smrodzie i ubustwie. - był zły, ale przez lata ćwiczone opanowanie zabierało wszelką namiętność z jego głosu. Nie chciał się kłócić, tylko porozmawiać z tym pacanem, który zaczynał się zachowywać jak spuszczone z łańcucha zwięrzę lub pozostawione bez nadzoru dziecko. James lekko trącił go ręką od dołu w brodę, żeby mu tą pyskatą pozę "bo" zachwiać w posadach. Dać do zrozumienia co myśli o jego szczeniackiej prowokacji i jak młodemu za mało adrenaliny, nie ma gdzie sporzytkować nadmiaru energii, to chętnie się z nim przećwiczy na macie. - I nie pozwolę, żebyś zniszczył swoim lekkomyślnym zachowaniem tego, co usiłowałem budować przez lata. Pozbawić nas kawałka miejsca, które można nazwać domem.- McKenna nie lubił Chrisa. To było pewne. Właściwie nie lubił tego, jaki chłopak miał wpływ na Chanca. Czuł zagrożenie z jego strony, które uderzało w fundamenty ich patologicznej "rodziny". Wkrótce miały się potwierdzić jego przypuszczenia odnośnie tego jakie poruszenie wśród chłopaków z Bety wywoływał ten studencik, który podstępnie zapisał się w życiorysie chłopaka. Widział zarys tego już na sylwestrze. Miał nadzieję, że to tylka zabawka ich sektowego słodziaka, ale jak się miało okazać już później, Barta wzięło na poważnie. - Chyba muszę ci coś przypomnieć, bo zdaje się, że pamięć ci szwankuje. - westchął ciężko. Nie lubił sie powtarzać. - On nie jest taki jak my. Należy do ich świata. Zamkniętego grona "wybrańców", którzy marnotrawią magię na głupawe sztuczki i trzymają pod kluczę wiedzę, która powinna być dostępna dla każdego, kto potrafi z niej zrobić użytek, zazdrośnie ją strzegąc. - Taki był fajny? Nauczył Chance'a czegoś przydatnego? Czegoś, co mogłoby mu dać nad nim przewagę? - Czego on od Ciebie chce? - mógł oczywiście nie odpowiadać, ale jeśli tego nie zrobi Ennis użyje swojej starej sprawdzonej metody i będzie się włamywał do jego umysłu, aż nie uzyska interesujących go informacji. Od Chanca zależało, czy będzie to przyjemna dyskusja czy przejdą do magicznych batalii.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
18.01.21 19:51
https://story-of-magic.forumpolish.com/t398-guslarze-james-mckenna#2720 https://story-of-magic.forumpolish.com/t409-guslarze-james-mckenna https://story-of-magic.forumpolish.com/t411-guslarze-james-mckenna#3053 https://story-of-magic.forumpolish.com/t410-mckenna#3050 https://story-of-magic.forumpolish.com/t412-guslarze-james-mckenna#3055
Powrót do góry Go down
Chance Regan
Pokój #2 Giphy
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 5PD | 1295$
Chance Regan
Guślarze
Uniósł brwi, uśmiechnął się nieco szerzej. - Dalej zgaduję przyszłość. Tylko klienci się zmienili - zaśmiał się, ale nie było w tym nic z radości. To co powiedział, nie było do końca prawdą. Teraz bardziej karmił kłamstwami, które ludzie chcieli usłyszeć. Było w tym jednak trochę zgadywanek, bo jak inaczej nazwać snucie hipotez w oparciu o szczegóły? Mógł mu teraz powiedzieć, że z takim podejściem nie byłby dobrym tarocistą, że może lepiej, że jest lekarzem. Nie miał zamiaru się z nim kłócić. James miał rację. Gdyby nie on, Chance do dzisiaj siedziałby w tej dziurze i nawet nie próbowałby się ruszyć. Z innych powodów, niż McKenna pewnie przypuszczał, ale Regan nie oczekiwał zrozumienia. Sam się do końca nie rozumiał, więc jak mógł tego oczekiwać od innych?
- Przestrzeń osobista. Słyszałeś o niej? - westchnął, próbując zachować spokój, złożyć jakąś sensowną odpowiedź. Nie lubił być dotykany, ale nie chciał pokazywać jak bardzo. Widział pewne dziury w jego logice, ale czy na pewno chciał je wytykać? Czy nie lepiej zachować to dla siebie? - Przecież nawet jak spierdolę sobie życie, to nie pociągnę cię na dno. No chyba że masz jakieś super plany co do mojej skromnej osoby - z gardła wydarło mu się pół prychnięcie, pół śmiech, potem ciągnął dalej. - Jestem nikim, McKenna - jego uśmiech poszerzył się, brwi uniosły. - Jeśli takie zero jak ja może zniszczyć twoją ciężką pracę… Wybacz, ale może powinieneś przemyśleć pewne kwestie? - niewyparzony język kiedyś wpędzi go do grobu. Powie za dużo i drugiej stronie skończy się cierpliwość. Chciałby powiedzieć sobie, że nie ma nic do stracenia, ale po co się okłamywać. Byli jeszcze na tym świecie ludzie, na których Chancowi zależało. Nie był pewien czy działa to w dwie strony, czy im też zależy. Ale wolał nie ryzykować. Więc trzymał się kurczowo swojego marnego życia, jak tonący chwyta się brzytwy i liczył, że jeszcze uda mu się odwrócić ten los. Powinien częściej gryźć się w język, lepiej panować nad tym co mówi, prawie jak na czytaniu przyszłości.
- Hej, przecież znasz mnie najlepiej, nie? - zaczął, niby spokojnie, trochę przymilnie. Zmrużył oczy, jakby trochę zdezorientowany. - Więc chyba nie muszę ci przypominać, że nie zapominam łatwo - znów lekki śmiech, jakby w niedowierzaniu. - Nie mogę sobie pozwolić na taki luksus - najlepsze kłamstwo to powiedzieć prawdę. Chance był pamiętliwy jak cholera. Żył przeszłością i nie potrafił zapominać. Może dlatego tak łatwo przyszło mu wybaczyć Chrisowi. Może dlatego tak trudno było porzucić Leo lub zaufać Ennisowi. - Zgadzam się, nie jest - skrzywił się jakby na myśl przyszło mu jakieś nieprzyjemne wspomnienie. Mówił prawdę. Chris nie był taki, jak Ennis, Leo czy nawet Chance. Ale to dobrze. Regan nie życzył mu tego, co spotkało jego samego- wybieranie mniejszego zła i tańczenie, jak zagrają. Westchnął. - Wiesz jak to jest z sentymentami. Chciał pogadać. Może jakoś podsumować ten epizod. Może dostać jakąś formę rozgrzeszenia - wzruszył ramionami. Stał tak przez chwilę, obserwował go, próbując ocenić czy mu wierzy, czy nie. - Jak chcesz możesz sprawdzić. Lepiej od razu zamiast się czaić - liczył, że McKenna nie skorzysta z propozycji i porzuci temat dlatego przybrał najbardziej nonszalancką minę, na jaką było go w tym momencie stać. Nie powiedzieli sobie nic, z czego nie mógłby wybrnąć w ten czy inny sposób. Lepiej żeby został sprawdzony teraz, gdy jeszcze nie ma wiele do ukrycia. Nie brzydził się kłamstwem. Zawsze przychodziło mu lekko. Problem pojawiał się, gdy przychodziło zbudować bardziej skomplikowane oszustwo- wiarygodne i zgodne z półprawdami.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
21.01.21 15:48
https://story-of-magic.forumpolish.com/t363-guslarze-chance-regan#2232 https://story-of-magic.forumpolish.com/t364-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t365-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t367-przepowiednie-cyrila-malachia-hotline#2255 https://story-of-magic.forumpolish.com/t366-chance-chance-lize#2254
Powrót do góry Go down
James McKenna
I offer you eternal sleep
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Technik
Zasoby : 2PD | 170$
James McKenna
Beta Librae
- Jasne i wcale nie robisz tego z większym wyczuciem i finazją. - był na to za stary, by tak łatwo dać się oszukiwać. Chciał mu powiedzieć, że nic się nie zmieniło w jego życiu? Brednie. Takie kawałki mógł sprzedawać Leo. Tylko czy on by w to uwierzył? Wątpliwa sprawa. - Nie ma czegoś takiego między nami. - jawnie rościł sobie prawa do Regana. Nadal uważał, że chłopak nie spłacił długu, który miał względem niego, więc jako człowiek nie do końca wolny nie miał prawa do czegoś takiego jak osobista przestrzeń. Nie interesowało go zupełnie to, czy lubił czy nie lubił być dotykany. Nie jego problem.
Logika Jamesa była dziurawa jak dobry, szwajcarski ser. Był rozkojarzony. Z jednej strony czuł, że to co starał się zbudować rozsypuje się. Drobne ziarenka upychane przez lata w fortecę dominacji podmywa woda oświecenia i własnego, wyzwolonego umysłu chłopaka. Echa dawnych przyzwyczajeń i młodzieńczych przyjaźni. Zdawał sobie doskonale z tego sprawę, że najprawdziwsze i najbardziej szczere relacje wytwarzały się w ciężkich warunkach, poprzez współdzielone zainteresowania, radości i troski. W udziale w codziennych, nawet najbardziej prozaicznych zajęciach. Zwłaszcza tych, podrasowanych skokami adrenaliny, których w życiu Chance'a i Chrisa pewnie nie brakowało. Z tej perspektywy - był na straconej pozycji. Chris pstryknąłby palcem i Chance by go zostawił bez mrugnięcia okiem. Wiedział to i nie chciał do tego dopuścić. Jeszcze próbował starych sztuczek, chociaż przecież sam popychał Regana, by się dokształcał w tym kierunku - poznania i zrozumienia mechanizmów psychologicznych. Co prawda świadomość ich istnienia i znajomość mechanizmów działania nie była gwarantem wyzwolenia spod ich wpływu, ale... dawała chłopakowi pewną przewagę.
Pozwolił mu się napuszyć swoją pseudo mądrością. - Jesteś imbecylem, a nie zerem, idioto. - ziewnął. - Życzę ci, żebyś zmądrzał, dla własnego dobra. - patrzył na niego i kiwał głową. Miał wrażenie, że rozmawia z lunatykiem. - Za późno na przemyślenia. Powinienem był cię tam zostawić, dzieciaku. Albo umieścić w zakładzie dla obłąkanych. - żyłka mu lekko drgnęła. - Obudź się i zobacz, co się dzieje dookoła. Nie jesteś tylko ty. Pępek całego świata. Myśl trochę głową, a nie innymi częściami ciała. - stuknął mu kilkukrotnie paluchem w czoło. Darował sobie wykład i tak Chance nie słyszał co do niego mówi. Chwytał się tylko tego, co jemu było wygodne do zanegowania. W końcu to Ennis był tym złym wilkiem. Chance nie pomyślał, że jego czyny mają odbicie na całej trójce. Książę był dorosły i wiedział lepiej. Naprawdę nie chiał się z nim kłócić. Pozwolił dalej mu się wymądrzać, co skwitował: - Tylko, że twoja pamięć chyba właśnie robi salto. - stwierdzając cierpko. Ciężko było powiedzieć, czy faktycznie niepokoił się o chłopaka. Czy zależało mu na tym, żeby nie sparzył się czy chciał go po prostu trzymać blisko siebie. Zdeponować w sejfie cennych zdobyczy i ciekawych osobowości. Z daleka od innych. Od wzroku tych, którzy zechcieliby ten klejnot mu wydrzeć z posiadania. Inna sprawa, że James po powrocie z Hiszpanii zauważył coś jeszcze. Ten cholerny Chris zaczynał kumplować się z coraz szerszym gronem sekciarzy. Nie dało się nie zauważyć co na tym sylwestrze wyprawiał z tym idiotą Bartem. Ściany miały uszy i tylko chwile dzieliły go od konfrontacji z tym napaleńcem. Co prawda nie spodziewał się, że Bart przy okazji będzie grozić Chancowi, ale brał taką możliwość pod uwagę. Wszyscy tu przecież wiedzieli, że młody był od niego. Tym bardziej mu się nie podobał fakt, że znowu spiknął się z tym cholernych Chrisem. Czuł przez skórę, że będą z nim kłopoty i dlatego też chciał ich poróżnić. Atak na Chance'a wziąłby bardzo osobiście. Poza tym to, że ponownie chłopaki się ze sobą zetknęli bardzo przypominało mu jego tragiczną, bardzo osobistą historię z przeszłości, którą z nikim się nie dzielił. Wyszedł na tym bardzo źle. Nie chciał, żeby to samo spotkało Regana. Nie wiadomo dlaczego tego nie chciał. Lubił go naprawdę, albo to co się działo przywoływało zbyt bolesne wspomnienia i rozgrzebywało jego własne rany. Dlatego był wściekły na chłopaka i trochę sam się miotał. Reagował trochę dziwnie, bo jak miał to zrobić, żeby nie pchnąć Chance'a wprost na swoje Nemezis? Gdyby za bardzo naciskał, równie dobrze mógłby go owinąć wstążeczką i odwieźć do Bramsa. - Sentymenty są dla słabych. - zbyt dobrze wiedział jak to jest z sentymentami. Zaplótł ręce na piersi przyjmując pozycję wycofanego i jednocześnie oceniającego. - Oczywiście, złóżmy mu wizytę i pogadajmy jak dorośli ludzie. - bo jeśli Chance myślał, że Ennis zacznie mu szperać w głowie to się grubo mylił. Nie tego, co Chance myśli się obawiał, ale zamiarów Chrisa. Tego, że Chance będzie chciał zrobić coś głupiego po prostu był pewny.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
21.01.21 21:08
https://story-of-magic.forumpolish.com/t398-guslarze-james-mckenna#2720 https://story-of-magic.forumpolish.com/t409-guslarze-james-mckenna https://story-of-magic.forumpolish.com/t411-guslarze-james-mckenna#3053 https://story-of-magic.forumpolish.com/t410-mckenna#3050 https://story-of-magic.forumpolish.com/t412-guslarze-james-mckenna#3055
Powrót do góry Go down
Chance Regan
Pokój #2 Giphy
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 5PD | 1295$
Chance Regan
Guślarze
Wydał z siebie coś pomiędzy prychnięciem, a urwanym śmiechem wyzutym z jakiejkolwiek wesołości. - I kto o tym decyduje? - znał odpowiedź. James rościł sobie prawa do podejmowania decyzji. Jeśli chciał dotknąć Chanca, robił to. Regan czuł wzbierający gniew na samą myśl. Za bardzo się osłaniał, ale z drugiej strony, czy miał jeszcze co osłaniać? James na pewno zdawał sobie sprawę z jego podejścia do bliskości. Nawet jeśli nie miał jeszcze wszystkich części układanki, wszystkich powodów, przyczyn, czy naprawdę ich potrzebował, żeby wykorzystać tę słabość? Czasem Chance zastanawiał się czy to może nie jego wina. Może paranoja zapuściła w nim korzenie o wiele głębiej, niż przyczuszczał? Może James miał rację, od początku miał, a Chance zachowuje się jak rozwydrzone dziecko, które nie potrafi przyjąć świata takim jakim jest? Nie potrafił ocenić i to go chyba przerażało najbardziej. Zazwyczaj znał odczucia innych. Nie lubił tego, ale wiedza dawała mu dziwne poczucie komfortu, dodatkowej przewagi. McKenna był jak dobrze chroniona forteca, zamknięta, spoglądająca dumnie z oddali. Myślał, że pewnego dnia będzie w stanie się do niej przedrzeć, poznać całą prawdę. Jednak być w stanie, a chcieć to dwie zupełnie różne rzeczy. Nie wiedział czy chciał. Była to kolejna rzecz, która do pewnego stopnia go przerażała. Raz poznanej prawdy nie zapomni, nie będzie mógł wrócić do nie tak znowu błogiej nieświadomości.
- A to jest dla ciebie jakaś różnica? - tym razem w jego głosie zabrzmiał cień rozbawienia. Nie mówił tego z pełnym przekonaniem. Szczerze mówiąc, nie podejrzewał Jamesa o obdzieranie głupich z jakiejkolwiek wartości. Mówił żeby mówić, żeby stawić o jedną kontrę więcej. Może rzeczywiście był jak nastolatek w okresie buntu. Może nadrabiał? A może myśl pozostawania pod czyimś wpływem odrzucała go aż tak bardzo, ponieważ nikt wcześniej nawet nie chciał sprawiać nad nim jakiejś kontroli? Pewnie wczytywał się w to za bardzo. McKenna mówił, a słowa przelatywały obok Chanca, zupełnie się na nich nie skupiał. Dopiero jedno zdanie przykuło jego uwagę. - Tak? To czym niby myślę, jeśli nie głową? Ręką? Stopą? Wątrobą? - jego brwi uniosły się, głupi uśmiech wykwitł na ustach. - To stary przyjaciel, James. Nie mniej, nie więcej. Postaraj się mnie trochę zrozumieć - chyba powoli przechodził do tłumaczeń, chociaż wcześniej zarzekał się, że niczego tłumaczyć nie musi.
Na jego kolejne słowa nic nie odpowiedział. Może dlatego, bo owszem, czuł się jakby przeszłość robiła salto. W jeden wieczór zniknięcie Chrisa nabrało zupełnie innego wydźwięku. Nie było już tragiczną przeszłością, która ciągnęła się za nim jak niedokończony rozdział, otwarte zakończenie, którego nigdy nie uzupełni. Nie mógł powiedzieć, że wszystko rozumie. Jednak tęsknota brała górę. Był zmęczony pozostawioną przez Chrisa dziurą. Chciał żeby było tak jak kiedyś i chociaż powiedzieli sobie, że nie da się do tego wrócić… Nawet jeśli ma być inaczej, wciąż tęsknił za jego obecnością. Skoro nie może mieć tego co kiedyś, zadowoli się tym nowym czymś, które jakoś powoli zbudują od podstaw, mądrzejsi o przeszłość. Jego największe marzenie ostatnich lat właśnie się spełniało, a James zdawał się wymagać od niego, by po nie nie sięgnął. - Ludzie mogą mieć więcej niż jedną ważną osobę, wiesz? - wydukał w końcu, trochę cicho, trochę niepewnie. To nie tak, że nie był wdzięczny za wyciągnięcie go z Nowego Meksyku. Gdyby nie McKenna, siedziałby tam do dziś, czekał na powrót osoby, która zbudowała sobie nowe życie w zupełnie innym świecie. Główna różnica była taka, że Chrisowi ufał, a Jamesowi zaufać nie potrafił. - To że wrócił, nie znaczy, że o was nie myślę - półprawda. Gdy Brams był obok, myślał niewiele, dawał porwać się uczuciom, których od dawna nie czuł. Znów się to działo. Argumenty Jamesa powoli wpełzły do jego myśli. Dziś w nocy nie będzie dobrze spał, powtarzając tą rozmowę w kółko i w kółko, snując domysły.
- Żartujesz teraz, tak? - zmrużył oczy w niedowierzaniu. Co miał niby zamiar zrobić? Poważną pogadankę o intencjach? Jak z przedszkolakami, które brzydko się bawiły i potrzebują dorosłego, by się przeprosić i ogarnąć?
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
31.01.21 20:02
https://story-of-magic.forumpolish.com/t363-guslarze-chance-regan#2232 https://story-of-magic.forumpolish.com/t364-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t365-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t367-przepowiednie-cyrila-malachia-hotline#2255 https://story-of-magic.forumpolish.com/t366-chance-chance-lize#2254
Powrót do góry Go down
Jude L. Morrow
Pokój #2 8638ba35d06dd2432e9b6dc0c1641b38
Ranga w Sekcie : członek
Zasoby : 5PD | 200$
Jude L. Morrow
Beta Librae
I
tidsoptymista
osoba, która zawsze się spóźnia,
bo wierzy, że ma wystarczająco
dużo czasu, aby zdążyć

Powietrze zdawało się skrzypieć nieznośnie przy każdym kroku, który odbijał się od równej posadzki korytarza, ciągnącego się wzdłuż pokojów w siedzibie Bety. Nie była to długa sekwencja dźwięków - krok na zewnątrz, dłoń sięgająca do klamki, dwa kroki w lewo - zamarł w bezruchu. Powinien iść dalej i nie zatrzymywać się ani na chwilę; a jednak spojrzenie musiało łypnąć szybko ku drzwiom prowadzącym do sypialni Jamesa, zaraz ciągnąc za sobą wiernie całe ciało, które starym, głupim zwyczajem, co najmniej raz dziennie musiało się upewnić. Upewnić, że McKenna jest albo że go nie ma - bo jeśli go nie było, to zawsze można było poczekać, układając się na materacu i przy łaskoczącym w powieki świetle świec zagłębiając się cierpliwie w chłoniętej jedynie powierzchownie lekturze. Poczekać tylko po to, żeby zamienić parę słów, czasem bardziej a czasem mniej istotnych, przebiec spojrzeniem po znajomej twarzy. Zostać na noc albo wrócić do siebie.
Nie pukał, ale zawsze otwierał drzwi w ten sposób, że nacisnąwszy klamkę decydował się odczekać długie kilka sekund, przed uchyleniem ich na oścież i wślizgnięciem się do środka. I tym razem nie było inaczej, choć w pół tej czynności, do jego uszu dobiegł znajomy głos, którego nie spodziewał się wcale tutaj zastać.
- Kto żartuje? - najprostszy sposób do wtrącenia się do rozmowy - zwrócenie na siebie uwagi. Wzrok przesunął płynnie od Jamesa do Chance'a, przy którym zatrzymał się na dłużej. - Nie wiedziałem, że będziesz mieć dzisiaj czas. Miło, że dałeś znać - wyrzucone z przekąsem, któremu towarzyszył charakterystyczny cień sarkastycznego uśmiechu. Miło, że żaden z nich nawet nie pomyślał o tym, żeby podzielić się informacją o radosnej naradzie w szczelnych, czterech ścianach jamesowego azylu, wiedząc, że on przez cały ten czas był tuż za ścianą. Podobno ludzie byli w stanie przyzwyczaić się w końcu nawet do najbardziej nieznośnej codzienności. Kłamstwo. Leo nie tylko nie potrafił, ale też n i e  c h c i a ł  w żadnym razie przyzwyczajać się do bycia, w którym Chance zdawał się od jakiegoś czasu uczestniczyć w roli gościa specjalnego.
Walczył usilnie z potrzebą powróceniem wzroku do Jamesa, który być może prędzej garnąłby się do wyjaśnienia, co właściwie właśnie się działo i dlaczego obaj - z Chancem na czele - wydawali się być tak cholernie sfrustrowani. Stał między nimi jak dziecko, które ma przed sobą układankę, ale zamiast próbować dopasować do siebie kolejne jej elementy - czekało uparcie na pozwolenie na zerknięcie na obrazek na pudełku. I z każdą kolejną sekundą oczekiwania niepokój był coraz większy, a mięśnie coraz silniej napięte.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
31.01.21 22:38
https://story-of-magic.forumpolish.com/t439-guslarze-jude-l-morrow https://story-of-magic.forumpolish.com/t442-guslarze-jude-l-morrow#3962 https://story-of-magic.forumpolish.com/t443-guslarze-jude-l-morrow#3963 https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com/t445-judasz#3965
Powrót do góry Go down
James McKenna
I offer you eternal sleep
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Technik
Zasoby : 2PD | 170$
James McKenna
Beta Librae
- A dla ciebie żadna? - odbił piłeczkę. Też sobie umiał niedojrzale pogrywać. Niech szczeniak nie myśli, że języka w gębie zapomniał.
- Wreszcie mam Twoją uwagę! Świetnie. - odparł z przekąsem. Pokiwał głową niemal z niedowierzania. Żmije wychował na swojej piersi. Małego hochsztaplera, prowokatora i manipulanta. James wbrew pozorom nie dawał się aż tak łatwo wciągać w spirale skojarzeń i łapanie za słówka, chociaż sam lubił zapędzać ludzi w kozi róg. - No chyba stopą, bo od mózgu oddalona najbardziej i niesie cię nie wiadomo gdzie. - westchął ciężko.
Za dobrze to rozumiał. Zbyt mocno zdawał sobie sprawę z tego, że Chris BYŁ - forma przeszła, jego przyjacielem. - Przyjaciel? Tak robią przyjaciele? Chcą cię skłócić z rodziną? - może McKenna nie był ideałem. Może wymagał wiele, niewiele dając w zamian. Być może nie potrafił nawet okazać właściwie, że Chance jest dla niego ważny... ale na bogów - nie uciekał, kiedy robiło się gorąco i trzeba było trochę dać od siebie, by to wszystko nie runęło. Nie bał się też mocnych słów i potrząsania, na otwarcie źrenic. Kto powie prawdę w oczy jeśli nie ktoś, komu zależy? - Jasne. Cały czas o nas myślisz. Zapytałeś chociaż raz ile nocy tu przespał odkąd się wyniosłeś? - apelował do jego głębszych uczuć, tylko czy Chance takie w ogóle posiadał? Wnioskując po spojrzeniu McKenny - mężczyzna wątpił w ich istnienie. Niemniej wyciągał swojego Asa w rękawie, którym zawsze był biedny, kochany Leo. - Obeszło Cię cokolwiek poza czubkiem własnego nosa? Tymi damulkami, które doisz do ostatniego złamanego grosza? A teraz jeszcze on. - w domyśle - ten cholerny Chris. Cienie przeszłości powinny pozostać gdzie ich miejsce - w przeszłości. - Ja mam cię uczyć jacy są ludzie? Naprawdę chcesz jeszcze raz przerabiać tą samą lekcję? I znowu ją oblać? - może jednak obawa przed utratą podsuwała właściwe argumenty i wyzwalała prawdziwą troskę. - Nie, ja tego nie wiem. - obruszył się, ale... istnienie Chrisa i jego ponowne zawitanie w życiorysie Regana, działało na układ nerwowy Jamesa. Wyzwalało uczucia tak silne i nienazwane, że wręcz sprawiało, iż ten kipiał. - Ty zdaje się straciłeś rozum i wsiąkasz w dawną znajomość, tracisz kontakt z rzeczywistością. - bolało go, że chłopak więcej czasu spędzał poza Betą i nie wiadomo było czym się zajmował.
Już miał mu odpowiedzieć, że nie żartuje i dokładnie to ma zamiar zrobić, gdy do pokoju wślizgnął Jude. James nie lubił się przy nim kłócić. Podobało mu się z jakim uwielbieniem chłopak go chołubi i to sprawiało, że cień takiej skazy źle by wyglądał na jego wizerunku. Trochę próżne. Nie mniej nie dało się unikać kłótni, bo McKenna nie należał do tych, co potrafią przemilczeć to czy tamto.
- Nikt nie żartuje.- odpowiedział mu James. - Chance tak żadko tu bywa, że już zapomniał, że nie mam czegoś takiego jak poczucie humoru. - proszę bardzo. Ładnie podane, jak zwykle. Nie spuszczał przy tym wzroku z Regana. A wzrok ten zdawał się mówić "śmiało, teraz mu się wytłumacz". Trochę jak w stylu "powiedz matce, co dzisiaj zbroiłeś"....
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
31.01.21 23:25
https://story-of-magic.forumpolish.com/t398-guslarze-james-mckenna#2720 https://story-of-magic.forumpolish.com/t409-guslarze-james-mckenna https://story-of-magic.forumpolish.com/t411-guslarze-james-mckenna#3053 https://story-of-magic.forumpolish.com/t410-mckenna#3050 https://story-of-magic.forumpolish.com/t412-guslarze-james-mckenna#3055
Powrót do góry Go down
Chance Regan
Pokój #2 Giphy
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 5PD | 1295$
Chance Regan
Guślarze
Wpadli w rytm. James próbował do niego przemówić, Chance odszczekiwał, potem znów James odbijał piłeczkę i koło fortuny kręciło się i kręciło, jak istne perpetuum mobile. Nikogo więc nie powinno zdziwić, że i na ten zarzut Regan odpowiedział. - Skłócić z rodziną? - powtórzył najpierw, jakby nie do końca wierząc w to co słyszy. Mógłby mu powiedzieć, że jego matka leży sześć stóp pod ziemią, dokładnie jak jego prawie jakby babcia. Jedna była rodziną wyłącznie przez geny, prawo i skrzywione poczucie obowiązku, które ciągnęło ją tylko w dół. Druga przez konsekwentną opiekę, może nawet przywiązanie i sympatię, przez jedyne dobre wspomnienia z jego dzieciństwa. Powiedziałby to, ale nie mógł się na to zdobyć. Bo kim był dla niego James przez ostatnie lata? Mógł nie wierzyć do końca w jego bezinteresowność, ale nie mógł też jej bezpośrednio zaprzeczyć. Zabrał go ze sobą, nauczył wielu rzeczy, dał szansę na nowy start. Dlatego zamiast natychmiast odszczekać i zaprzeczyć jakimkolwiek głębszym relacjom, Chance wziął oddech. - W jaki sposób? Co dokładnie zrobił, by mnie z wami skłócić? - rzucając ogólnikami daleko nie zajdą w tej dyskusji. To nie tak, że sam to robił jeszcze chwilę wcześniej.
Moment później spadł drugi but. Chance skrzywił się, jego głowa opadła, przygryzł wnętrze policzków i znów nie odpowiedział od razu. Gdy pierwsza złość przeszła, znów na niego spojrzał. - James, on ma dwadzieścia dwa lata - starał się zachować spokój, ale mimo to głos mu zadrżał. - Nie zawsze przy nim będziesz. Musi się nauczyć sobie radzić. Wieczne chowanie go pod kloszem mu w tym nie pomoże - to nie tak, że mu nie zależało. Dbał o Leo. Może dlatego nieudolnie próbował zrobić coś czego zazwyczaj nie robił- pominąć miłe słowa, które chciało się usłyszeć, zastąpić je słowami, których się potrzebowało do kolejnego kroku. Niestety nieudolnie było tu słowem kluczem. Dusił się w tym układzie. Potrzebował przestrzeni. Może niesłusznie założył, że i Leo ich potrzebuje. - Ja też powinienem. Próbuję. Mam swoją rolę w sekcie, pracuję. Staram się być samodzielny - to słowo było na wyrost. Zawsze będzie uzależniony od sekty, ale wciąż może łapać tyle niezależności, na ile go stać. - To nie znaczy, że o was zapominam - w tym momencie zaczęło przeradzać się to w jakąś mantrę. Pamięta, myśli, dba. Może nie tak kurczowo jak wcześniej, ale czy musi to być koniecznie coś złego?
W tym momencie ktoś nacisnął klamkę, a odczekane kilka sekund powiedziało Chancowi dokładnie kto za chwilę wejdzie. Leo był na niego zły. Do pewnego stopnia to rozumiał. Wciąż uważał, że tak będzie lepiej. Przez chwilę w głowie zakiełkowało wspomnienie matki, która zawsze wiedziała, co jest najlepsze, ale nigdy nie miała racji. Może jednak są tacy sami. Uśmiechnął się kwaśno. Już miał się odezwać, ale James go uprzedził. - Wybacz, najwyraźniej miałem zbyt wysokie mniemanie o tobie - znów, nie mówił w pełni poważnie. Być może był zbyt szorstki, być może powinien przestać i się w końcu zamknąć. - Niespodzianka. Skończyłem dzisiaj wcześniej, więc wpadłem - jego wzrok przeskoczył od Leo do Jamesa, uśmiech pozostał blady. Przez moment zastanawiał się czy Leo coś usłyszał, a jeśli tak to ile.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
02.02.21 22:20
https://story-of-magic.forumpolish.com/t363-guslarze-chance-regan#2232 https://story-of-magic.forumpolish.com/t364-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t365-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t367-przepowiednie-cyrila-malachia-hotline#2255 https://story-of-magic.forumpolish.com/t366-chance-chance-lize#2254
Powrót do góry Go down
Jude L. Morrow
Pokój #2 8638ba35d06dd2432e9b6dc0c1641b38
Ranga w Sekcie : członek
Zasoby : 5PD | 200$
Jude L. Morrow
Beta Librae
To, co Chance’owi jawiło się jako szklany klosz, dla Jude’a było ochronną powłoką, przez którą patrzenie na świat wydawało się mniej bolesne i męczące, bezpieczniejsze. Kiedy jej nie było, skóra swędziała mocniej, a zanieczyszczone, miejskie powietrze silniej drażniło nozdrza; pomiędzy cieniami przemykającymi po ścianach i krótkimi grymasami, wykrzywiającymi ludzkie lica, czaiły się rzeczy, których nie rozumiał - ogniste groźby, zaciskające się ciasną pętlą wokół gardzieli, siadające ciężko na klatce piersiowej, wyłupujące oczy i huczące nad uchem przekleństwa nadchodzących dni.
   To było coś, czego nie chciał ani nie potrzebował rozumieć - dopóki bariera ochronna Jamesa osłaniała go przed każdym zamachem czyhającej na jego życie, nieczystej, bliżej nieokreślonej siły, był bowiem zupełnie bezpieczny. Wystarczająco, żeby móc nabrać w płuca odpowiednią ilość powietrza, aby się nie udusić, choć niekoniecznie na tyle, żeby wyszedł z tego pełny, głęboki wdech. Wszystkie te lata spędzone u boku McKenny nauczyły go doceniać małe drobnostki - nie w ten naiwny, dziecięcy sposób hipisów czy innych pomyleńców, ale w ramach własnoręcznie wypracowanego systemu kar i nagród, które przydzielał sobie za każdym razem, kiedy spisał się dobrze lub zawiódł.
   Teraz nie wiedział czy zachowywał się odpowiednio, czy może jednak zawodził. Nie wiedział, czy okoliczności nie wymagały, żeby wycofał się gładko z pomieszczenia, pozwalając im dokończyć tę ewidentnie intymną rozmowę. Nie wiedział, czy należało wtrącać się i piorunować Chance’a tak silnie karcącym spojrzeniem. Pewność zyskał dopiero z odezwaniem się Jamesa, któremu jego obecność najwyraźniej odpowiadała. Ale jak było z Reganem? Jego odpowiedź nie była, zdaniem Leo, żadnym usprawiedliwieniem. Więcej - sposób, w jaki Chance udawał, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, wręcz zirytował Morrowa, bo przecież nie było; doskonale wiedział, że nie było.
   - Nie zdziwiłbym się, gdyby zapomniał - odparł tylko, posyłając Jamesowi uważne spojrzenie, jeszcze w nawiązaniu do jego braku poczucia humoru. Nie uważał tego za prawdę, ale spędzone z tą dwójką lata zdążyły już nauczyć go pewnych, niekoniecznie zdrowych mechanizmów, które nieustannie były stosowane w wymianach zdań - ze szczególnym naciskiem na sytuacje, w których te znacząco się od siebie różniły.
   - Cieszę się. - Jego głos wcale tego nie potwierdzał, a spojrzenie pozostawało raczej zdystansowane i chłodne, kiedy osiadło wreszcie twardo na policzkach Chance’a. - Szkoda, że raczej nie dowiedziałbym się o tej niespodziance, gdybym przypadkiem nie usłyszał, jak kolejny raz się do siebie prujecie. - Choć zwracał się pozornie bezpośrednio do nich obu, wzrok nadal pozostawał sztywno uczepiony Regana. Na pierwszy rzut oka widać było, kogo Leo posądzał o wywołanie tego zamieszania. - Kłócicie się. Znowu. - Teraz dopiero spojrzenie nieśmiało zaczepiło o wzrok Jamesa, w pewnym wyrazie speszonej sugestii, że podejrzewał, że McKenna dołożył do tego zalążka awantury swoje trzy grosze. - O co chodzi tym razem? Chance? - zagadnął, na krótką chwilę powracając oczami do Regana. - James? - zdecydował się też po chwili, nie będąc pewnym, czyja wersja wydarzeń okaże się bardziej rzetelna. Przeczuwał, że żadna.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
02.02.21 23:13
https://story-of-magic.forumpolish.com/t439-guslarze-jude-l-morrow https://story-of-magic.forumpolish.com/t442-guslarze-jude-l-morrow#3962 https://story-of-magic.forumpolish.com/t443-guslarze-jude-l-morrow#3963 https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com/t445-judasz#3965
Powrót do góry Go down
Chance Regan
Pokój #2 Giphy
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 5PD | 1295$
Chance Regan
Guślarze
Kiedy jego życie zmieniło się w jedną wielką farsę? Nie musiał im się z niczego tłumaczyć. Ani z wyborów życiowych, ani z jakichś konkretnych intencji. Chciał jak najlepiej, próbował podejmować racjonalne decyzje, ale z jakiegoś powodu wszystko wymykało mu się z rąk. Ich późniejsze słowa wpadały mu do głowy jednym uchem, drugim wypadały i czuł się coraz bardziej bezsilny. W końcu, gdy dyskusja przycichła, wydusił jakąś namiastkę pożegnania i wyszedł. Czuł się okropnie. Miał go nie zostawiać, ale w tym momencie nie mógł wysiedzieć z nimi w jednym pokoju. Odsuwał się. Tak, być może mieli rację. Ale czy naprawdę było w tym coś złego?

[zt]
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
13.04.21 19:24
https://story-of-magic.forumpolish.com/t363-guslarze-chance-regan#2232 https://story-of-magic.forumpolish.com/t364-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t365-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t367-przepowiednie-cyrila-malachia-hotline#2255 https://story-of-magic.forumpolish.com/t366-chance-chance-lize#2254
Powrót do góry Go down
Story of Magic
Pokój #2 Fd79c4e142d48381ed6eff66c6bcd53b
Przynależność : Kadra forum
Story of Magic
Administrator
Reset lokacji
Wszystkie wątki po tym poście, chronologicznie będą działy się po przeskoczeniu czasowym.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
02.09.23 20:11
https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com
Powrót do góry Go down
Sponsored content
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Powrót do góry Go down
Skocz do: