Story of Magic


 :: 
Off-top
 :: Zakończone
The tiniest lifeboat
Chance Regan
The tiniest lifeboat Giphy
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 5PD | 1295$
Chance Regan
Guślarze
Gdy wysiadł z autobusu, wciąż kręciło mu się w głowie. Od nadmiaru emocji, od duszenia łez, natłoku myśli. Być może również od ilość rzuconych dziś zaklęć. Nie był do tego przyzwyczajony. Zazwyczaj walczył głównie z pasywnymi skutkami zdolności magicznych. To czwarty autobus, do jakiego dzisiaj wsiadł. Pokręcił się po mieście, tak na wszelki wypadek gdyby Bart jednak dalej go śledził. Nie chciał wracać do domu. Radzić sobie z czterema ścianami i ciszą. Więc przyszedł do niej. Był prawie pewien, że nie zamknie mu drzwi przed nosem. Prawie, bo jednak paranoiczny głos w jego głowie szeptał, że być może, tylko być może, reszta Bety wiedziała o tym, co zamierzał Raquel. Zakładając, że wszystko co się wydarzyło było zaplanowane. Czy mogło być? Nie potrafił ocenić. Z jednej strony nie mógł zaprzeczyć chaotycznym skłonnościom guślarza, z drugiej coraz mniej wierzył, że Raquel nie wie co robi. Jakaś niewidzialna dłoń ściskała go od wewnątrz. Martwił się. Nawet po tej okropnej kłótni, wciąż się martwił. Zanim zdążył wpaść w dłuższy ciąg skojarzeń, przewidywań i domysłów, znalazł się przed drzwiami Maeve.
Stał tak chwilę, wpatrując się w przylepiony do drzwi numer. Zanim się zorientował, że w ogóle się ruszył, jego wzrok zjechał w dół zatrzymując się na jego butach. Wciąż były mokre. Jak to się dzieje, że w jakie gówno ostatnio nie wpadnie, zawsze najbardziej cierpią na tym buty? Kopanie śmietników, siedzenie w metrze, zalane łazienki. A myślał, że o nie dba. Wziął głęboki wdech, wciąż nie do końca pewien czy powinien zapukać, czy jednak sobie odpuścić. Deja vu uderzyło znienacka. Już przeżywał tę sytuację. Stał na progu przyjaciółki i zastanawiał się czy go wyrzuci. Wtedy też kręciło mu się w głowie, chociaż pewnie od alkoholu i trawy. Chciałby być w tym stanie. Ile by dał żeby się teraz zapić tak bardzo, by nic już do niego nie docierało. Może wtedy udałoby mu się wyspać. Kiedy ostatnio przespał całą noc, nie budząc się przez koszmary? Jakie to żałosne, uginać się pod głupimi snami w takim wieku. Wypuścił powietrze z płuc- drżące i przerywane, jakby chciał zapłakać. Bez względu na to, co mu powie, będzie to lepsze niż siedzenie sam na sam z myślami. Może każe mu wypierdalać i wtedy nie będzie czuć już żadnego obowiązku trzymania się w kupie, bycia silnym i powolnego czołgania się do przodu. Kurwa, jeśli to co się dzieje teraz nazywa byciem silnym, jak musi wyglądać… Zanim zdążył dokończyć myśl, podniósł dłoń i zapukał. Energicznie, trzy razy.
Gdy Maeve otworzyła drzwi, stał przed nią nieco zgarbiony. Jego ubranie powoli zaczynało schnąć, ale ciemne plamy wciąż były widoczne na jeansach, szmacianych trampkach (tak różnych od obuwia, które nosił po przyłączeniu się do sekty), nawet t-shirtcie. Chance wyglądał jak nie on- niedbały i pozbawiony jakiejś elegancji, którą tak pielęgnował przez ostatnie trzy lata. Obrazu dopełniała twarz. Opuchnięte i podkrążone oczy, blada skóra. Jakby Regan sprzed walentynek zgubił się gdzieś w metrze i jeszcze w pełni nie wrócił. - Nie wiedziałem do kogo przyjść - wydusił w końcu, cichym i zduszonym głosem.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
26.07.21 20:20
https://story-of-magic.forumpolish.com/t363-guslarze-chance-regan#2232 https://story-of-magic.forumpolish.com/t364-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t365-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t367-przepowiednie-cyrila-malachia-hotline#2255 https://story-of-magic.forumpolish.com/t366-chance-chance-lize#2254
Powrót do góry Go down
Maeve Stirling
The tiniest lifeboat D2e2177f1d5eb1c43b331d0a297d2bacc4ced4bf
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 18PD | 875$
Maeve Stirling
Beta Librae
Siedziała w możliwie najbardziej niewygodnej pozycji, na jaką pozwalała jej sofa i laptop. Podciągała nogi nod brodę, wyciągając ręce w stronę klawiatury i touch pada. Blond wpadały do jej oczu, ale nie odgarniała ich z twarzy. Z pewnym znużeniem przeglądała kolejne zrobione zdjęcia. Robota PI nie należała do najbardziej rozwojowych. Czasami zastanawiała się dlaczego właściwie to robi. Mogłaby sobie odpuścić. Magicy nie musieli mieć przecież pracy. To przecież nie było też tak, że miała na to ochotę. Nie znosiła swoich klientów chyba bardziej od osób, które przychodziło jej śledzić czy fotografować. Kolejne zdradzone żony, smętni mężowie sprawdzający, czy małżonka faktycznie chodzi z koleżankami na drinki czy może jednak ma młodszego gacha. I zaginione nastolatki. Czasami nie wiedziała po co ich szuka. Zwykle przecież, jeśli ich znajdowała, nie chcieli wracać. A ona nie zamierzała ich zmuszać. Rozumiała.
Pukanie do drzwi wyrwało ją z bezmyślnego wpatrywania się w ekran. Zerknęła na prawy, dolny róg - było późno. Nikogo się nie spodziewała. Dzieciaki były ogarnięte. Beta żyła swoim życiem, bohatersko porwani sami bohatersko się uratowali. Może przejmowałaby się ich ratunkiem bardziej, gdyby faktycznie ją to obchodziło. Nie martwiła się o Eliego, nie miała powodu. Może nawet poczułaby coś na kształt ulgi? Chociaż do tego szlag by musiał trafić całe towarzystwo Stirlingów. Wspomnienia o nieadekwatności wyparowałyby razem z nimi. Towarzystwo z Alphy interesowało ją jeszcze mniej, jeśli w ogóle było to możliwe. Zostawał Chance. Regana chyba było jej zwyczajnie szkoda. Naczelny wariat ze swoim cieniem wyparowali, a blondyn nie miał do kogo wracać. Smutne i zaskakująco znajome. Zwlekła się z kanapy, idąc w stronę drzwi. Zamek zachrobotał, gdy upewniła się, że broń dalej leży pod ręką. Nie spojrzała w wizjer. W jej mieszkaniu nikt by jej nie skrzywdził.
Maeve w zaciszu swojego własnego kąta prawie nie przypominała Maeve wychodzącej do świata. Bez podkładu na twarzy wychodziły wszystkie przebarwienia i cienie. Przydługie włosy, zamiast być jakoś ułożonymi, złapne były w rozpadający się kucyk. Za duża koszulka wisiała na niej, sięgając za połowę uda. Nie było dopasowanych spodni, tylko wystające spod koszulki krótkie spodenki, rodem z pośledniej sali gimnastycznej. Wydawała się dużo mniejsza i drobniejsza, niż zazwyczaj, nawet jeśli nigdy nie nosiła obcasów, topiąc się w luźnych ubraniach, stojąc boso w chłodnym korytarzu. Zadarła lekko głowę, zatrzymując spojrzenie na twarzy Regana. -Śmierdzisz - stwierdziła cicho, przepuszczając go do mieszkania. -Zamknij za sobą. To podła dzielnica - dodała, już na niego nie patrząc. Nie wydawała się przestraszona.
Mieszkanie Stirling nie miało grama charakteru. Składało się z dwóch pokoi, z czego jeden był salono-kuchnią i łazienki. Ściany były białe i nagie, mebli prawie nie było: sofa, stolik, niewielkie biurko wciśnięte pod oknem, z najprostszym krzesłem. Tylko przez framugę prowadzącą do sypialni można było dostrzec wąskie łóżko i sporych rozmiarów toaletkę, zastawioną kosmetykami. I olbrzymią szafę, która chyba zajmowała większość przestrzeni w pokoju. Z początku, mieszkanie mogło wydawać się brudne, ale w praktyce, było widać, że jest utrzymywane w sterylnym porządku. Walające się po podłodze kartony miały swoje miejsce, a butelki były umyte. Na wierzchu nie leżały żadne ubrania, a wszystko wyraźnie miało swoje miejsce. -Napijesz się. I zamawiam pizzę. - To nie były pytania. Guślarka już stała w kuchni, wstawiając czajnik na herbatę.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
27.07.21 21:45
https://story-of-magic.forumpolish.com/t374-guslarze-maeve-stirling#2595 https://story-of-magic.forumpolish.com/t382-guslarze-maeve-stirling https://story-of-magic.forumpolish.com/t413-guslarze-maeve-stirling#3100 https://story-of-magic.forumpolish.com/t395-maeve#2646 https://story-of-magic.forumpolish.com
Powrót do góry Go down
Chance Regan
The tiniest lifeboat Giphy
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 5PD | 1295$
Chance Regan
Guślarze
Drzwi się otworzyły i ku jego uldze, nie zatrzasnęły w kilka chwil później. Maeve też nie wyglądała do końca jak ciocia wpierdolka, do której przywykł. Dodało mu to poniekąd otuchy, jakby spadł z niego obowiązek utrzymywania pozorów. Nie żeby można było mieć wątpliwości co do jego obecnego stanu, ale w ten sposób, odchodziła jakaś doza poczucia winy. Bo przecież powinien się trzymać. Nie takie rzeczy przechodził. Prychnął pod nosem, słabo, prawie bezgłośnie. Nie stać go było na prawdziwy śmiech. Może i śmierdział. Nie zdziwiłby się. Jeśli nie tanim piwem to na pewno łazienkową wodą, dymem palonych kabin, pewnie czymś jeszcze. Może nawet i samym sobą, bo dbanie o podstawowe czynności znów stawało się trudniejsze, niż powinno. Nienawidził tego stanu. Jeśli do Regana-cwaniaczka żywił jakąś formę niechęci, to smutnym, zrezygnowanym Chancem zwyczajnie gardził. Bo przecież powinien dać radę. To nic wielkiego.
Wszedł do środka, posłusznie zamknął drzwi. Nawet gdyby go o to nie poprosiła, i tak by przekręcił zamek. Niezamknięte drzwi bardzo go stresowały, gdy już sobie przypomniał, że rzeczywiście każdy może je otworzyć, w dowolnym momencie. Stan mieszkania nie mógł go interesować mniej. Swoje obecne starał się utrzymywać w przyzwoitym stanie, dodawać jakieś małe rzeczy od siebie, żeby czuć się bardziej w domu. Nie zmieniało to jednak bezosobowego, budyniowego koloru ścian, brudu, który miejscami wżarł się tak bardzo, że nie sposób było go zmyć, obcego zapachu, który ulatniał się bardzo powoli. Wolał nie myśleć ile nieumytych butelek wala się po jego kuchni, jak wysoki jest stos naczyń do umycia, ile pomidorów gnije wesoło w szufladzie lodówki. Małe rzeczy go obezwładniały. Rosnący nieporządek przypominał mu o starych czasach.
Zsunął trampki, porzucił je gdzieś przy drzwiach. Nie będzie jej brudził podłogi mokrym obuwiem. Ściągnął bluzę i dopiero teraz zaczynało do niego docierać, że drży nie tylko z nerwów. Nadal mieli marzec, a przemoczone buty i spodnie wcale nie pomagały przetrwać wciąż utrzymującego się chłodu. Zima mogłaby już w końcu uprzejmie wypierdolić z jego rzeczywistości. Najlepiej tak na stałe. Pamięcią znów wracał do pustyni przy polu przyczep, do kwitnących kaktusów. W tym czasie zawsze było ciepło. Powietrze falowało nad rozgrzaną ziemią, a pomarańczowe, senne przestrzenie pustyni rozkwitały na ten krótki okres roku. A nocą przechodzili przez dziurę lub przeskakiwali płot, szli pić i zapomnieć, że w sumie to muszą kiedyś wrócić. Jakaś blada fala emocji znów zacisnęła się na jego gardle. Blada, bo nie potrafił jej do końca określić. Mieszała się z wcześniejszym stresem i wiedział tylko, że zaciska się wokół niego, zmusza do dalszego drżenia. Maeve wstawiła wodę na herbatę. Chciał zaprotestować, bo chyba jednak wolał coś mocniejszego, ale zawahał się. Skoro było mu zimno, może herbata nie jest wcale takim złym pomysłem.
Usiadł na sofie. Bardzo ostrożnie, na samym rogu, jakby bojąc się, że jednak ją zamoczy na wpół przeschniętymi jeansami. Garbił się, przedramiona oparte na udach, splecione ze sobą palce w nieustającym, bezsensownym ruchu. Ocierały się o siebie, zaplatały na inne sposoby, jakby dawało mu to trochę komfortu. Nie potrafił powiedzieć dlaczego. Wzrok wbił w podłogę, bardzo bezmyślnie. Była to bezpieczna przestrzeń do patrzenia. Nie niosła ze sobą zupełnie nic, tylko jakieś drewniane, miękkie zawijasy, które śledził oczami. Badał wzór, chociaż nie miał zamiaru gdziekolwiek go oddtwarzać. - Chyba muszę stąd zniknąć - wydusił w końcu, nie odwracając oczu od podłogi. Było to rozwiązanie, które przyszło mu do głowy raptem dzisiaj, ale im więcej o nim myślał, tym więcej miało sensu. Kiedy pojawiało się w jego głowie, trudno było myśleć o czymś innym, niż rozgrzany piasek i zapach gorącego, parującego asfaltu. Tam było ciepło. Może zagrzałby się trochę i w końcu odpoczął. Poczuł nagły przypływ zniecierpliwienia. Powinien to zrobić. Jak najszybciej, zanim się rozmyśli. Później na pewno znajdzie jakieś powody, by zostać i znów trudno będzie się zebrać w sobie, żeby rzeczywiście wyjechać. Już raz dał się złapać na tą pętlę.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
03.08.21 14:48
https://story-of-magic.forumpolish.com/t363-guslarze-chance-regan#2232 https://story-of-magic.forumpolish.com/t364-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t365-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t367-przepowiednie-cyrila-malachia-hotline#2255 https://story-of-magic.forumpolish.com/t366-chance-chance-lize#2254
Powrót do góry Go down
Maeve Stirling
The tiniest lifeboat D2e2177f1d5eb1c43b331d0a297d2bacc4ced4bf
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 18PD | 875$
Maeve Stirling
Beta Librae
Wydawała się ignorować jego obecność, jakby jeszcze jedna osoba plącząca się po jej mieszkaniu była czymś naturalnym. Wygrzebała z szafki dwa kubki, odpowiednio duże, chociaż odrobinę obtłuczone. Najdłużej przyglądała się szafce z herbatą. Niemalże pod linijkę poukładane pudełka. W końcu sięgnęła po jedno z pudełek i zabrała się za krojenie cytryny. Woda szumiała cicho w czajniku elektrycznym, a Maeve sięgała po kolejne rzeczy - miód i korzeń imbiru. W jej ruchach nie było błędów - były automatyczne, jakby po raz kolejny realizowała ten sam, dobrze znany sobie scenariusz. Kiedy w kubkach znajdowały się plastry cytryny, imbiru i łyżka miodu, blondynka wystukiwała coś na telefonie. Z trzaskiem czajnika, skończyła i płynnym ruchem zabrała się za zalewanie herbaty. Nie spieszyła się. Po chwili niewielki pokój wypełniał ostry zapach imbiru i czegoś słodkawego. Odstawiła parujące kubki na blat przed Reganem. -Częstuj się - mruknęła, mijając go w drodze do sypialni. Drzwi szafy zaskrzypiały cicho. - I nie przejmuj się. Ta kanapa widziała ludzi w gorszym stanie. Zresztą, nie ja na niej będę dziś spała - wychyliła głowę z pomieszczenia, lustrując go wzrokiem. Skrzywiła się lekko. -Mam jakieś ciuchy. Myślałam, że pobyt w ściekach skutecznie odwiedzie od paradowania w mokrych łachach w marcu - trudno było w tym głosie doszukiwać się rozbawienia. W końcu wyciągnęła jakąś torbę, na której naklejono taśmę malarską, opisaną M.M. -Wybierz coś. Powinno pasować
Zdanie wypowiedziane przez Chance'a wciąż wisiało w powietrzu. Dopiero kiedy skończyła przygotowywać kolejne elementy, kiedy cały protokół został zakończony, przyciągnęła sobie krzesło i usiadła naprzeciwko. Jedną stopę oparła na siedzeniu, opierając brodę na kolanie. Kolejna, szalenie wygodna i praktyczna pozycja. Milczała jeszcze długą chwilę, żeby w końcu zapytać bezbarwnie. -A masz dokąd? - Nie wyzłośliwiała się, nie widziała takiej potrzeby. Nie zamierzała też pytać skąd właściwie taka decyzja. Doświadczenie pokazywało, że młodzi ludzie ulicy prędzej czy później zaczynali mówić, gdy napełniło się im żołądki i ogrzało chociaż trochę. Słowem, zaopiekowało. Nawet jeśli Stirling nigdy nie należała do osób przesadnie ciepłych, miała wyuczone pewne nawyki. I każdy krok należało zrealizować dokładnie tak samo.
Daleko jej było od zatrzymywania Regana, poklepywania go po plecach, uspokajających przytuleń czy ciepłego tonu, który obiecywał, że wszystko będzie dobrze. Nigdy nie było dobrze. I pewnie nigdy nie będzie. Mogła, oczywiście, tłumaczyć, że wszystko zależy od podjętych decyzji, ale nie miała powodu, żeby go okłamywać wytartymi frazesami. Świat był przypadkowy. Życie było przypadkowe. Szczerze podejrzewała, że taka, a nie inna decyzja również była przypadkowa. Podjęta na gorąco, bez krzty pomyślunku. Za co zresztą nie zamierzała go obwiniać. Był sam. Wyglądał, jakby po raz kolejny świat dał mu po mordzie. Trudno w takiej sytuacji i położeniu wymagać od człowieka racjonalności. Jeszcze trudniej wymagać jej od magika. Ci, jak pokazywało życie, byli mniej więcej tak racjonalni jak nastolatkowie w fazie buntu młodzieńczego. Jakby hormony wciąż dyktowały im wszystkie najgłupsze rozwiązania. Mogłaby mu zacząć tłumaczyć, że powrót potem może być trudny. Ale na to też przyjdzie pora. Regan, jej zdaniem, nie należał do ludzi, którzy porzucą swoje życie ot tak. Gdyby tak było, przy pierwszym bydlęcym zachowaniu Jamesa by się wyniósł. Albo nawet i wcześniej. Coś go tu musiało trzymać.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
12.08.21 19:59
https://story-of-magic.forumpolish.com/t374-guslarze-maeve-stirling#2595 https://story-of-magic.forumpolish.com/t382-guslarze-maeve-stirling https://story-of-magic.forumpolish.com/t413-guslarze-maeve-stirling#3100 https://story-of-magic.forumpolish.com/t395-maeve#2646 https://story-of-magic.forumpolish.com
Powrót do góry Go down
Chance Regan
The tiniest lifeboat Giphy
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 5PD | 1295$
Chance Regan
Guślarze
Czuł się nie na miejscu. Jakby na pierwszy rzut oka każdy potrafił stwierdzić, że nie pasuje do tego mieszkania, że nie powinno go tu być. Jego przygarbione ramiona były napięte, mięśnie przy szyi zaczynały boleć. Skupił się na herbacie. Pachniała jak kilka różnych rzeczy. Pochylił się, by zajrzeć do kubka. O nie, jak na bogato. Picie herbaty było niejako nostalgiczne. Kojarzyło mu się z maleńką przyczepą przesiąkniętą zapachem kadzidełek. Światło przechodzące przez stare, wyblakłe zasłonki, które kiedyś musiały być bardzo kolorowe. Lady Malachite uśmiechająca się tym delikatnym, niewymuszonym uśmiechem. Tak bardzo różnym od tego, który na co dzień nosił Chance. Jej herbata była inna. Czarna i tania, na powierzchni utrzymywał się półprzeźroczysty, odbijajacy kolory nalot, bo była tak bardzo przeparzona. Słodziła ją białym cukrem. Sypała go więcej, gdy było mu smutno. Herbata Lady Malachite sama w sobie nie była dobra. Jednak stanowiła jakiś symbol bezpiecznego miejsca, namiastkę komfortu. Imbir i cytryna. Chyba nie pił wcześniej tego połączenia. Bardzo niedawno zaczął rzeczywiście zwracać uwagę na smaki tego co je czy pije. Nie żeby w ostatnich tygodniach miało to wielkie znaczenie. Snuł się jak jakiś duch nie do końca przekonany o swoim stanie. Zdecydowanie nie był martwy, ale i nie czuł się szczególnie żywy. Raczej pusty i wybrakowany. Potrzebował herbaty.
Kiedy zwróciła uwagę na kanapę, która gorsze rzeczy widziała, usiadł na niej nieco pewniej. Tylko odrobinę, bo wciąż czuł, że nie powinien, ale przecież Maeve nie miała powodu kłamać. Zresztą, wydawało mu się, że nie do końca była tym typem osoby. Może się mylił? W końcu jak do tej pory nie mógł się pochwalić najlepszą oceną charakterów ludzkich. Dawał się naciągnąć raz za razem. A przecież sam siebie hucznie określał mianem naciągacza. Naiwny buc, nic więcej. Brał ludzi na litość, a ci uprzejmie ignorowali jego próby przekonywania do tej wiedzy tajemnej, którą rzekomo posiadał. Był żałosny. Nic dziwnego, że ludzie wycofywali się z jego życia przy pierwszej okazji. Nie ja na niej będę dziś spała. Uśmiechnął się szeroko, bardzo próbując powstrzymać poruszenie, jakie wywołały w nim te słowa. Bał się, że go wyrzuci, a pozwala mu zostać. - Nie do końca mój wybór - mruknął, głos wyższy niż zazwyczaj. Paradowanie w mokrych ubraniach, w marcu czy nie, zdecydowanie nie znajdowało się na jego liście ulubionych rzeczy. Okropnie się kojarzyło. Z jakiegoś powodu ostatnio przytrafiało mu się częściej niż by kiedykolwiek pomyślał.
Zawiesił wzrok na torbie. Oh. Więc nie musi marznąć. Jakiś cichy podszept w głowie przypomniał mu, że może jednak mu się należy chłód i wieczna zima, z dala od domu. To się właśnie dostaje za bycie naiwnym, nie? Zmusił się do ruchu. Przykucnął przy torbie, bardzo ostrożnie, niepewnym ruchem otworzył ją i z tym samym wahaniem zaczął przeglądać zawartość. Wybrał pierwszą lepszą bluzę i jakieś dresy, zostawiając resztę w spokoju tak szybko jak to było możliwe. Miał zapytać o łazienkę, ale padła odpowiedź na zdanie, które myślał, że pozostanie już bez odpowiedzi. Zatrzymał się w pół ruchu, zaciskając dłonie na pożyczonych ubraniach. Pokręcił przecząco głową. Na moment zapadła cisza. Chyba powinien coś powiedzieć. - Nic nowego - wzruszył ramionami. Jego głos wydawał się być spokojniejszy niż jeszcze przed chwilą, jakby był o wiele bardziej oswojony z tematem, przyzwyczajony do tego stanu rzeczy. Nigdy nie miał dokąd pójść. Nie tak naprawdę. Najpierw niby miał przyczepę mamy, ale nigdy nie czuł się tam dobrze. Wieczny bałagan, mnóstwo bezwartościowych gratów, które znikały jeden po drugim na przestrzeni lat. Ścisk, smród i goście, od których starał się trzymać jak najdalej. No i mama. Naiwna i niestała jak niesiony wiatrem piasek. Jednego dnia w tą stronę, drugiego w zupełnie przeciwną. Potem była przyczepa Lady Malachite, ale tam zawsze był tylko gościem. Chwilowa ucieczka do lepszego otoczenia, które prędzej czy później musiał opuścić i wrócić do swojej rzeczywistości. Po jej śmierci nie zostało mu nawet to, tylko głupie wspomnienia i cienie przeszłości chowające się po kątach na wpół rozkradzionej przyczepy. Do niedawna próbował sobie powtarzać, że ma betę. Nie czuł wielkie związku z sektą jako organizacją, raczej żywił sympatię do pojedynczych członków, resztę trzymał na dystans. Nie było w tym bezpieczeństwa. Wydawało mu się, że gra z Jamesem w jakąś grę. Czasami nawet myślał, że zna zasady. Najwyraźniej nie do końca. Może wcale. A teraz nie miał nawet tego. Kącik ust drgnął, unosząc się do góry. Ponownie wzruszył ramionami i nieśmiało udał się w stronę drzwi, które mogłyby być łazienką.
Przebrał się w suche ubranie, zaczęło robić się cieplej chociaż nadal drżał. Usiadł na kanapie. W tym samym miejscu, ale znów trochę pewniej. Wziął do rąk trochę już przestygniętą herbatę. Spróbował upić łyk, ale nadal była za ciepła. Odstawił ją na stolik. - Nie mogę zostać - przyznał w końcu, zmieniając trochę narrację. Proszę. Powiedział to na głos. Przy odrobinie szczęścia może nawet do końca w to uwierzy i przestanie czuć się tak źle. Przecież to nic nowego. Już raz zmieniał miejsce. Wyszło jak wyszło. Czas podkulić ogon i wrócić gdzie jego miejsce. Południe przynajmniej zna. Gdy redneck grozi mu wpierdolem, może spodziewać się wpierdolu, a nie paraliżu i ognia. Południe nigdy nie było dla niego bezpieczne, ale jeśli musi już wybierać między przeciwnikiem, którego zna na wylot, a niebezpieczeństwem, o którym nie wie prawie nic… Wybór nasuwa się sam. To nie tak, że ma jeszcze jakiś powód żeby zostać.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
29.08.21 23:08
https://story-of-magic.forumpolish.com/t363-guslarze-chance-regan#2232 https://story-of-magic.forumpolish.com/t364-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t365-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t367-przepowiednie-cyrila-malachia-hotline#2255 https://story-of-magic.forumpolish.com/t366-chance-chance-lize#2254
Powrót do góry Go down
Maeve Stirling
The tiniest lifeboat D2e2177f1d5eb1c43b331d0a297d2bacc4ced4bf
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 18PD | 875$
Maeve Stirling
Beta Librae
Pokręciła lekko głową. -Miałeś. Nie musiałeś się szlajać mokry. Wystarczyło zaklęcie albo przebranie się po drodze. Wybrałeś chłód - odpowiedziała sucho, bez cienia nagany w głosie. To też nie było tak, że Maeve do końca wierzyła w to, że ludzie zawsze trzymają los w swoich rękach. Nie trzymali - życie było losowe i niesprawiedliwe, a w sytuacjach podbramkowych wydawało się być ułożone tak, żeby absolutnie nic nie szło po myśli skrzywdzonego. Zdawała sobie z tego sprawę, ba, pewnie gdzieś kiedyś tego doświadczyła. Ale w chłodnym, niewielkim mieszkanku na Bronxie nie było miejsca na użalanie się nad sobą. Tak jak nie było go w olbrzymim i pysznym apartamencie Stirlingów, czy w pustej i lodowatej posiadłości w Szkocji. Pewnych rzeczy nie da się wyplenić z człowieka, a każdy gram sprawczości był potrzebny. Nawet jeśli była to kwestia tak prozaiczna jak suche skarpetki. Nie odwzajemniła uśmiechu, bo nie oczekiwała wdzięczności. Wbrew temu, co mogło się wydawać jej otoczeniu, Maeve zazwyczaj trzymała się zwykłej, ludzkiej przyzwoitości. Nawet jeśli w życiu nic nie było za darmo, Chance należał do jakiegoś substytutu rodziny Stirling. Ludzka przyzwoitość nakazywała dbać o rodzinę, zwłaszcza tę w pewnym stopniu wybraną. Biorąc pod uwagę to, że o swoją krwi nie dbała, tego rodzaju wymiana wydawała się jak najbardziej na miejscu. Równa i właściwa, niosąca za sobą te same obciążenia i koszty, nawet jeśli wliczyć w to przemoczone obicie kanapy.
Kiedy Regan się przebierał, zebrała torbę i odłożyła ją dokładnie w to samo miejsce, w którym leżała wcześniej. Drzwiczki szafy zaskrzypiały znowu, wiecznie nienaoliwione i niezadbane. Nie zamierzała tego zmieniać. Skrzypiące zawiasy też były jakąś informacją. Wróciła na swoje krzesło, tym razem oparła drugą stopę na oparciu, oplotła nogę ramionami i wsparła brodę na kolanie. Druga stopa kołysała się lekko nad ziemią, niemalże frywolnie i dziecięco. Jeśli Maeve wcześniej, bez całego swojego przebrania wydawała się mniejsza, tak teraz jeszcze bardziej mogła przypominać zmartwione dziecko. Znowu wpatrywała się w niego nieruchomo, intensywnie, zgarbiona i pokruczona. Kąciki ust upadały delikatnie, w naturalnym grymasie. Czekała na ciąg dalszy opowieści, z właściwym sobie stoickim spokojem. Jej herbata stała nienaruszona na stoliku, a para powoli przestawała się z niej unosić, chociaż blondynka zdawała sobie nic z tego nie robić. -To nie jest odpowiedź na moje pytanie - wymruczała w swoje kolano. Poruszyła lekko głową, żeby oprzeć się tym razem policzkiem o nogę. Przeniosła pusty wzrok gdzieś na ścianę, jakby zupełnie straciła nim zainteresowanie. I znowu milczała - uparcie i spokojnie. Ile takich rozmów zdarzyło jej się przeprowadzić?
Była święcie przekonana, że bliźniaki bardzo długo nie zauważyły jej wyprowadzki. Czy z Reganem będzie tak samo? Reszta sekty nie będzie wiedziała, dopóki nie powie im tego wprost? Kiedy po raz ostatni wychodziła z apartamentu, jakaś jej niewielka część liczyła na to, że ktoś ją zatrzyma. Chciała wtedy usłyszeć, że była potrzebna, że zauważą jej brak. Z perspektywy czasu, wiedziała, że to było głupie. Eli i Valerie byli zajęci swoim przepracowywaniem żałoby i zawsze byli zapatrzeni w siebie. Cienie Stirlingów nie miały znaczenia. Może Chance liczył na to samo. Że gdy powie, że nie może zostać, Maeve go zatrzyma. Zapewni o tym, że jest kochany i nikt nie chce widzieć jak odchodzi. Problem polegał na tym, że nie zamierzała tego robić. Był dorosły. I tak jak mógł podejmować decyzję o tym, że chodził mokry po Nowym Jorku, tak samo mógł decydować o tym, że wyjeżdżał. Nawet jeśli żadna z decyzji nie była podyktowana zdrowym rozsądkiem. -Co zamierzasz? Kiedy ostatni raz byłeś naprawdę sam, Chance? - Kolejne pytania. Skoro chciał jechać, musiał znać na nie odpowiedź. Inaczej tłum go pochłonie i nic mądrego to mu nie przyniesie. Zmiana otoczenia musiała coś wnosić. Ucieczka dla samej ucieczki do niczego nie prowadziła. -Jedziesz ich szukać? - I jeszcze jedno, tym razem bezbarwne. To by miało właściwie sens. Skoro przyjechał z nimi, to pewnie chce ich odnaleźć. Nie byłby to przecież pierwszy raz - rzucić wszystko w imię jakichś poszukiwań. Zawsze był to jakiś cel. Niekoniecznie zdrowy, ale jakiś na pewno.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
09.09.21 18:38
https://story-of-magic.forumpolish.com/t374-guslarze-maeve-stirling#2595 https://story-of-magic.forumpolish.com/t382-guslarze-maeve-stirling https://story-of-magic.forumpolish.com/t413-guslarze-maeve-stirling#3100 https://story-of-magic.forumpolish.com/t395-maeve#2646 https://story-of-magic.forumpolish.com
Powrót do góry Go down
Chance Regan
The tiniest lifeboat Giphy
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 5PD | 1295$
Chance Regan
Guślarze
Chyba miała rację, prawda? Zawsze był wybór tylko nie zawsze się go widziało. Albo chciało zobaczyć. Wzruszył ramionami. – Nie jestem bardzo – urwał szukając odpowiedniego słowa. Westchnął. – Fizyczny – dokończył wreszcie. Ale przecież to nie tak, że w każdej sytuacji by się poddał bez próby. Czuł potrzebę wytłumaczenia się. – Rzuciłem dzisiaj dużo zaklęć. Wolę nie podchodzić do tego czego nie umiem na zmęczeniu – jakieś środki ostrożności, w końcu nie chciał się przypadkiem podpalić. Potarł oczy, potem całą twarz. Kiedy zmęczenie stało się jego wyjściowym nastrojem? – Chyba wolę marznąć niż się udupić spieprzonym zaklęciem – wybór mniejszego zła. A potem przyjechał do niej. Najszybciej jak mógł.
Skrzywił się. Dlaczego to nie mogło wystarczyć? Proste strzepnięcie niewygodnego tematu. Nie chciał jej tego tłumaczyć, ale w końcu pojawił się na jej progu, więc chyba jednak był jej winien jakieś odpowiedzi. Nie chciał być zatrzymywany, co to to nie. Jednak jakaś część jego chciała żeby go pytano dlaczego. Najlepsze rozwiązanie, gdzieś pośrodku. Nie zablokuje jego możliwości, ale nie pozostanie zupełnie obojętna. Mógł mówić ile chciał, że jest przyzwyczajony do braku zainteresowania, do tego że świat nie daje złamanego fuck’a o jego samopoczucie czy los w ogóle. Był przyzwyczajony i chyba właśnie to bolało najbardziej. Spodziewał się tego najgorszego, zupełnej obojętności, ale za każdym razem czuł jakąś wewnętrzną niesprawiedliwość. Podszept w głowie mówił mu, że na to nie zasługuje. A z drugiej strony przychodziła świadomość, że nikt na nic nie zasługuje. Rzeczy się po prostu dzieją. Chaotycznie i nie ma w tym żadnej reguły, żadnej karmy. Może dlatego chciał być zapamiętany. Pokręcił głową. – Nie mam dokąd iść, ale to nic nowego – powiedział tak spokojnie jak mógł. Zamiast spokoju w jego głosie zabrzmiało zmęczenie. – Gdybym miał zawsze mieć gdzie pójść do dzisiaj siedziałbym w przyczepie w Nowym Meksyku – czy kiedyś o tym rozmawiali? Opowiadał jej skąd przyszedł? Dlaczego, po co i jak? Chyba nie. Przecież do niedawna zawsze obserwowały go czujne oczy Jamesa. On nie lubił zbytniego spoufalania się. Nie żeby teraz to miało jakieś znaczenie.
Jej kolejne pytanie zbiło go nieco z tropu. Spodziewał się czegoś o wiele bardziej generycznego, powierzchownego. Poczuł jakiś cień zadowolenia, ale jednocześnie nie do końca chciał iść tym wyznaczonym przez Maeve torem. Co zamierzał? Chciał przez to przebrnąć, to wiedział na pewno. Musiał. Nie ważne co się wydarzyło, bo przecież z czasem wszystko staje się bledsze. Nie ważne jak bardzo teraz boli, kiedyś to wszystko zniknie. Może mógłby to po prostu przespać? Nie całkiem dosłownie. Przeczekać gdzieś, zupełnie spizgany czy spity, aż zupełnie się znieczuli. I wtedy mógłby wstać i powoli pójść dalej. Gdziekolwiek. Nic by go już nie trzymało. Nic by nie bolało. Może nie powinien wydziwiać tylko przyjąć tę stagnację. Objąć ją jak coś znajomego. Wbił wzrok w podłogę. – Nie wiem – najszczersza odpowiedź na jaką było go stać. Nie wiedział co zamierza, czy kiedy ostatnio był sam. – Wiem, że rednecków potrafię wytrzymać. Szczególnie teraz. Z pierdolniętymi magikami jest gorzej – mniejsze, znajome zło. Skulił się w sobie, grzejąc ręce na kubku herbaty. Chyba powoli osiągał optymalną temperaturę, więc upił łyk. Dobra. Może powinien zmusić się i wkładać więcej wysiłku w swoje jedzenie czy herbatki? Zawsze to jakiś drobny komfort. Przez chwilę rozważał to, ale szybko doszedł do wniosku, że jest to wysiłek, na który chyba nie był gotowy. Na tej zasadzie powinien brać prysznice i pamiętać o jedzeniu, ale nawet to było ostatnio wyzwaniem. – Zależy co rozumiesz przez sam – dodał w końcu. – Długo nikogo nie miałem. Nie było dobrze, ale wiesz, gdzie indziej nie byłoby lepiej – zaśmiał się pod nosem zdecydowanie zbyt naturalnym śmiechem. – Dzieciaki z przyczep nie mają jakichś perspektyw – popił herbatą. James dał mu okazję. Bez względu na to jak potoczyły się ich późniejsze losy, chyba powinien być mu za to wdzięczny. Nie ważne jak się skończyło. Może to właśnie lekcja, której potrzebował- nie ważne gdzie pójdziesz, zawsze będziesz tym samym śmieciem. Znaj swoje miejsce.
Powoli pokręcił głową. Nie, nawet nie przeszło mu to przez myśl. Westchnął cicho, powoli przygotowując się na słowa, które miały paść. – Chyba skończyłem z gonieniem za ludźmi, którzy mnie zostawili – życie toczy się dalej, a taki wybór jednak dużo mówił o sytuacji czy o człowieku. Nie będzie się pchał gdzie go nie chcą. Nagle poczuł jak coś bardzo ciężkiego nabudowuje się w jego piersi. Gdyby to tylko James go zostawił, pewnie nie byłby aż tak poturbowany. Inne myśli zaczęły napływać do głowy. Skrzywił się. Nie chciał ich, nie teraz i właściwie to nigdy. Gdyby to on potrafił zostawiać ludzi za sobą, życie byłoby o tyle łatwiejsze. Uśmiechnął się kwaśno i znów popił herbaty, próbując utopić wszelkie inne słowa, które teraz pchały mu się na język.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
14.09.21 20:50
https://story-of-magic.forumpolish.com/t363-guslarze-chance-regan#2232 https://story-of-magic.forumpolish.com/t364-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t365-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t367-przepowiednie-cyrila-malachia-hotline#2255 https://story-of-magic.forumpolish.com/t366-chance-chance-lize#2254
Powrót do góry Go down
Maeve Stirling
The tiniest lifeboat D2e2177f1d5eb1c43b331d0a297d2bacc4ced4bf
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 18PD | 875$
Maeve Stirling
Beta Librae
Wymówki. Kąciki jej ust drgnęły w nieokreślonym grymasie. Bezpieczeństwo nad dyskomfortem było pewnym priorytetem. Sama pewnie by takiego nie wybrała, ale to pewnie kwestia wychowania. Stirling chyba po prostu nie widziała swojego życia jako wartości samej w sobie. Było. A skoro już było, to mogła albo przez nie przejść, trzęsąc się nad każdą decyzją, albo mogła pozwolić sobie na chwilę niepewności. Kto wie, może nawet zmienne dawało się kontrolować na tyle, żeby czuła się pewnie. Chociaż czy wtedy naprawdę mogła mówić o ryzyku? Nieważne. Grunt, że w jakimś stopniu zdawał sobie sprawę z tego, że takie drobiazgi były w jego rękach. Może nie powinna go mierzyć swoją miarą, nie każdy potrzebował czuć że jest odpowiedzialny za wszystko. W końcu, to też było obciążenie samo w sobie, a co gorsza, nakładane samodzielnie. Zamiast cokolwiek odpowiedzieć, skinęła po prostu pojednawczo głową; niech będzie.
Niczego nie był jej winien. A może inaczej - na razie nie był niczego jej winien. W końcu, wszystko miało swoją cenę, egzekwowaną prędzej czy później. Problem polegał jednak na tym, że w ramach rozpoczętego schematu działania nie było pozostawiania gościa samego sobie. O Stirling można było powiedzieć wiele rzeczy. Nie należała do najbardziej przystępnych osób, była gburowata i wycofana, ale w gruncie rzeczy, zależało jej, w jakiś dziwny, nie do końca racjonalny sposób. Objawiało się to w drobnych gestach czy zainteresowaniu. Zawsze słuchała ludzi i nie mówiła za dużo. Ważyła słowa, bo w dzieciństwie rzadko były wysłuchiwane - te które dotarły do rozmówcy, musiały nieść za sobą jakieś znaczenie. Do czegoś prowadzić. -Skoro nie masz dokąd pójść, to gdzie pójdziesz? - Wróciła do niego leniwie spojrzeniem. Jej nos zmarszczył się lekko, a kąciki ust drgnęły delikatnie, w kolejnym grymasie, nadającym zazwyczaj nieruchomej twarzy nieco sardonicznego wyrazu. -Bezpieczna przystań nie oznacza, że się jej nie opuszcza, Chance - zauważyła spokojnie. Nowy Meksyk nic jej nie mówił. Coś wiedziała, ale to tylko dlatego, że zadawała sobie trud zapamiętywania detali dotyczących ludzi, z którymi obcowała. Zboczenie zawodowe - każda zasłyszana informacja mogła jej się kiedyś przydać. -Mylisz ją z klatką - poprawiła się na fotelu, opierając drugą piętę o siedzisko. Oplotła obydwie nogi ramionami, niemalże znikając za swoimi kolanami. Kilka niesfornych kosmyków opadło jej na nos, drażniąc delikatnie skórę, ale nie zmusiło jej to do ruchu. -Chcesz uciec. Przed czym? - Pierwsze nie było pytaniem, bo była o tym święcie przekonana. Nie musiał już uciekać przed Jamesem, więc to nie było to. A skoro potrzebował zniknąć zagrożenie musiało być duże. W samej ucieczce nie było nic złego, nawet jeśli była oznaką słabości. Czasami tak po prostu trzeba było zrobić i Maeve to akceptowała. Tylko ucieczka dla samej ucieczki była niebezpieczna, a Regan należał do jej ludzi, czy mu się to podobało czy nie.
Do jasnych tęczówek wkradło się zainteresowanie. Z pierdoniętymi magikami gorzej . Przechyliła lekko głowę w śmiesznym, ptasim zaciekawieniu. -Szczególnie teraz? - Powtórzyła, oczekując wyjaśnień. Potrzebowała szczegółów. Prędzej czy później dotrą do tego, jak to się stało, że wylądował przemoczony w progu jej mieszkania. Miała czas. Wzruszyła lekko ramionami. -Sam oznacza sam, Regan. Nie musisz nikogo mieć, żeby nie być samemu - skrzywiła się lekko. -Przyjechałeś tu z McKenną i Leo. To znaczy, że miałeś ich. Tu też miałeś ludzi - nie szukając daleko, całe rodzeństwo i resztę Bety. -Kiedy ostatni raz byłeś kompletnie sam, bez nikogo do kogo mógłbyś się zwrócić - nie mogła już tego bardziej doprecyzować. Sięgnęła wreszcie po herbatę, wyginając się po jakimś bardzo dziwnym i nie do końca naturalnym kątem. Kolejne wymówki, ale tym razem akceptowalne. -Brak perspektyw nie trzyma się magików - ucięła sucho wstęp do użalania się nad sobą. Winiła magię za wiele rzeczy, ale bez względu na wszystko, mogła jasno stwierdzić, że otwierała więcej drzwi niż zamykała. I im szybciej zrozumiał, że nie był jak reszta patologii z przyczep, tym lepiej. Bo tam zawsze mógł się stoczyć, a o powrót mogło być dużo trudniej.
Uśmiechnęła się łagodnie, z aprobatą. -To dobrze - stwierdziła tylko cicho. To był jakiś początek. Wyraźnie na tyle istotny, że nawet wymusił uśmiechy. Rzadka przypadłość, prawie jak baton. Z drugiej strony, mogłaby znowu zauważyć, że stawia siebie w roli tego pasywnego, który jest skazany na to co robią inni. -Gonienie innych rzadko kiedy jest tego warte - dodała w końcu, jakoś mniej pewnie. Może byli ludzie tego warci, którzy wnosili coś do życia na tyle istotnego, że należało próbować się ich trzymać. Maeve jednak wyznawała palenie mostów i nie oglądanie się za siebie. Tak było zdrowiej. -McKenna na pewno do nich nie należy .
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
21.09.21 22:58
https://story-of-magic.forumpolish.com/t374-guslarze-maeve-stirling#2595 https://story-of-magic.forumpolish.com/t382-guslarze-maeve-stirling https://story-of-magic.forumpolish.com/t413-guslarze-maeve-stirling#3100 https://story-of-magic.forumpolish.com/t395-maeve#2646 https://story-of-magic.forumpolish.com
Powrót do góry Go down
Chance Regan
The tiniest lifeboat Giphy
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 5PD | 1295$
Chance Regan
Guślarze
Mówiła do niego, a on popijał herbatę. Nie był pewien czy rozumie, co właściwie próbuje mu przekazać. Bezpieczna przystań. Nie był pewien czy kiedykolwiek miał miejsce, o którym tak myślał. W LC była przyczepa Lady Malachite, ale do każdej przyczepy można wejść, jeśli by się uprzeć. Szczególnie do tych starych i porzuconych. Przyczepa mamy niosła ze sobą zbyt wiele złych wspomnień, by kiedykolwiek wydawała się bezpieczna. Lecznica weterynaryjna zawsze prędzej czy później się zamykała i nie miał w sobie tyle odwagi, by pojawiać się w niej bez powodu. Właściwie zostawał mu tylko azyl Bety, a tam zawsze śledziły go oczy Jamesa. Każde z tych relatywnie bezpiecznych miejsc nadawało się tylko do przycupnięcia i szybkiego złapania oddechu. Może prosił o zbyt wiele. Sam nie wiedział. To nie tak, że miał jakieś porównanie, żeby wiedzieć czego faktycznie oczekiwać. A klatki… Zawsze był w jakiś sposób zamknięty. Pewnie na własne życzenie. Nie potrafił jednak zobaczyć żadnego związku między tymi dwiema rzeczami. Popijał więc herbatę i starał się dużo nie mówić. Miał w końcu być tym sprytnym. Zawsze uważał, że to właśnie to ratuje mu dupę. Kto wie jak było naprawdę. - Nie mam już po co zostawać. To wszystko - wzruszył ramionami.
Pokiwał głową, składając w myślach odpowiedź. - Nigdy nie potrafiłem się bić, wiesz? - zaczął. Na końcu zdania zabrzmiało jakieś blade rozbawienie, bo oto wielki szok i niedowierzanie, chudy Chance o gracji małej żyrafy nie potrafi dać po mordzie. - Ale teraz nie muszę. Jak się do mnie przypierdoli jakiś karczek mogę go odstraszyć na co najmniej trzy sposoby i nawet nie będzie to trudne -obrócił kubek w dłoniach. Ton jego głosu wrócił do płaskiej obojętności i zmęczenia. - Magia czasem potrafi ratować dupę. Chyba że ktoś zna ją lepiej od ciebie - pociągnął długi łyk herbaty. Kubek był już w połowie pusty. Powoli robiło mu się cieplej, ale nadal dygotał. Może już wcale nie z zimna. Westchnął. Czy to ten moment kiedy opowiada historię swojego życia? Równie dobrze może. Jeśli jej opowie, może zostawi za sobą kogoś, kto mniej więcej będzie rozumiał. Może przyniesie to jakiś komfort. - Babcia umarła jak miałem, nie wiem, dziesięć lat? Wtedy zacząłem wróżyć, bo mama była bezużyteczna - powiedział to. Nazwał rzeczy po imieniu. - Nosiłem karty przy sobie, bo bałem się, że będzie próbowała je sprzedać - z ich przyczepy ciągle ginęły rzeczy. A karty były ładne. Może nie potrafiła określić ich faktycznej wartości, ale błyszczały się, były ładne. Kto wie co by jej przyszło do głowy. - Potem poznałem Chrisa, więc byliśmy we dwóch - wzruszył ramionami. - Potrafił dać po mordzie, więc się do niego uśmiechnąłem. Dobrze mieć kumpli, którzy potrafią się bić, jak samemu się nie umie - tak się zaczęło. Mówił powoli i cicho, pilnując się żeby nie wpaść w jakąś kolejną spiralę emocji. - Zawsze przychodzę, bo czegoś chcę. A potem czasem zaczyna mi zależeć. I wiesz, trudno być cynicznym i wyrahowanym, jak serio o kogoś dbasz - uśmiechnął się blado, uśmiechem pozbawionym radości. - Jak miałem osiemnaście lat, mamie się zmarło. Wtedy się wszystko zaczęło. Słyszałem głosy. Myślałem, że nie wiem… Wariuję. Że mnie zamkną albo skończę całkiem na ulicy. Że zostanie sam - głos mu się całkiem ściszył. Wziął głęboki wdech, popił herbatą. Nerwowo poprawił się na swoim miejscu. - A potem zniknął i to ja zostałem sam. Głosy zrobiły się całkiem wyraźne i nie byłem nawet w stanie szukać. Nikt mi nie wierzył, że nie uciekł. I znalazł mnie James. Kurwa jak na zawołanie - prychnął może z niedowierzania, może z jakiegoś rozbawienia. - Znaleźliśmy się tutaj. Chciałem już, wiesz, dać sobie spokój. Zacząć jakoś żyć. Ale znalazł się zeszłej zimy - znów poruszył się niespokojnie, przygotowując się do tej najbardziej stresującej części. - Serio uciekł. Dostał się do tego pierdolonego Hogwartu i nie odezwał się ani razu. A ja mu powiedziałem, że chcę spróbować jeszcze raz. Chociaż James mówił mi, że to najgorszy pomysł - pokręcił głową. Jego ruchy stawały się bardziej chaotyczne, wyraźnie nerwowe. - Był tu cały czas. Pod moim nosem. Nawet zaczął… - urwał, nagle nie mogąc znaleźć słowa. - Zaprzyjaźnił się z Bartem - wydusił w końcu, wyższym głosem niż by chciał. - Ten typ w metrze siedział mi w głowie. Wiedział o nim. Czekałem aż ktoś po nas przyjdzie. Bo przecież zabrali też Eliego i wiesz, po mnie mogliby nie wracać, ale po niego… - zrobił kolejną pauzę, zbierając się do reszty relacji. - Uciekliśmy sami. Poszedłem do niego. Pokłóciliśmy się. Nie pamiętam nawet od czego - na jego usta wpełzł uśmiech, jakby sam nie mógł uwierzyć w to co się wydarzyło. - Nigdy wcześniej nie podniósł na mnie ręki - przełknął głośno. Wziął kolejny głęboki wdech czując jak jego oddech staje się cięższy. - Potem było jak było. Piłem, ćpałem. Bo Leo też już nie było. Wszyscy rzucili mnie jak gorącego ziemniaka. Chciałem to przeczekać, ale - urwał. Przygryzł dolną wargę. Dopił resztki herbaty i odstawił kubek na stolik. Oparł się przedramionami o kolana, zgarbiony. - Dzisiaj też piłem. Bart mnie znalazł w łazience. Chyba chciał mi wpierdolić. Myślałem, że wiesz, odpierdala jak to Bart. Ale jak mnie sparaliżował to zacząłem się bronić. Oślepiłem go, wyrwał kran, podpalił łazienkę - jego głos nadal był cichy, pozornie spokojny, ale przygarbił się jeszcze bardziej. - Rozebrał się, nie wiem po co. Gonił po ulicy - wzruszył ramionami, sam nie do końca chyba wierząc w to co się stało. - Więc przyszedłem tutaj.
Zakręcił się niespokojnie na swoim miejscu, wyprostował próując przybrać bardziej reprezentacyjną twarz. - Chodzi mi o to, że naprawdę nie mam po co tu zostawać. Nie chcę mieć z nim do czynienia, a William byłby nienormalny gdyby wybrał mnie ponad Bartem - znów zaśmiał się nerwowo. Był tu raptem trzy lata, gówno wiedział o magii, na pewno nie tyle co Raquel. - Są rzeczy, które mnie przerażają bardziej od bycia samemu - uśmiechnął się szerzej, chociaż jego brwi pozostawały ściągnięte w wcale niewesołym wyrazie. - Mam swoje sposoby, dam sobie radę. A siedzenie tutaj boli. Dostałem po dupie na własne życzenie, Maeve. Teraz muszę się poskładać, ale potrzebuję przestrzeni. Z daleka od tego całego gówna - bo jeśli coś mu zostało to życie out of spite. - Chyba potrzebuję być sam - stwierdził w końcu. Nie może dłużej budować życia na innych. Raz po raz przekonywał się jak niepewny jest to fundament. Mógł liczyć na siebie, chociaż do niedawna wcale w to nie wierzył. Może po prostu musi się tego nauczyć. Przywyknąć. Na powiedzmy bezpiecznej, asekurowanej wodzie się tego nie nauczy. Albo skoczy na głęboką i popłynie albo się utopi i w końcu nie będzie musiał dłużej ciągnąć tej farsy. - Muszę się ogarnąć.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
26.10.21 23:28
https://story-of-magic.forumpolish.com/t363-guslarze-chance-regan#2232 https://story-of-magic.forumpolish.com/t364-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t365-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t367-przepowiednie-cyrila-malachia-hotline#2255 https://story-of-magic.forumpolish.com/t366-chance-chance-lize#2254
Powrót do góry Go down
Maeve Stirling
The tiniest lifeboat D2e2177f1d5eb1c43b331d0a297d2bacc4ced4bf
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 18PD | 875$
Maeve Stirling
Beta Librae
Nie mam po co zostawać brzmiało zaskakująco znajomo, ale nie powiedziała mu tego. Zamiast tego milczała z właściwym sobie uporem, świdrując go wzrokiem. Czy to był moment, w którym powinna mu powiedzieć, że zostawać może najwyżej dla siebie? Bo zostawanie dla innych ludzi świadczyło o słabości i miękkości, których Stirling nie akceptowała? Oczywiście, kryła się w tym pewna doza hipokryzji, ale niech pierwszy rzuci kamień, kto nigdy nie jest hipokrytą. Upiła więc herbaty, nie podejmując dalej tematu. Pewnie jeszcze do niego wrócą, bo wyczuwała w tym coś na kształt okłamywania samego siebie. Gdyby nie miał po co, już by go tu nie było. I na pewno by do niej nie przyszedł. Chociaż pewnie byłoby lepiej, gdyby do tych rewelacji doszedł sam. Wypowiedziane przez nią mogłyby budzić sprzeciw, a to przecież nikomu do niczego nie było potrzebne.
-Wtedy też ratuje - zauważyła tylko cicho. Bo tak jak on miał przewagę nad byle karczkiem, tak zyskiwał trochę szans mierząc się z analogicznym sobą w podobnej sytuacji. Ale nieistotne. Ten wtręt do niczego nie prowadził, oprócz podkreślenia jakiejś sprawczości. Jeśli było coś, czego Maeve nie tolerowała bardziej niż swojego rodzeństwa, to było to użalanie się nad sobą. A potem już tylko słuchała opowieści życia z dość nieobecnym i pustym wyrazem twarzy. Znowu przesiadła się na krześle, tym razem siadając na nim po turecku. Drobnymi dłońmi ujmowała kubek, który oparła sobie na kostkach. Ceramika zdawała się parzyć delikatnie skórę, biorąc pod uwagę lekko zmieniające się zabarwienie cieniutkiej skóry na kostkach, ale Maeve jak siedziała, tak siedziała. Gdzieś przez jej twarz przebiegł grymas niezadowolenia, gdy wspomniał o Elim. Tak, po niego by poszli. Miała tego pełną świadomość, ba! myślała nawet o tym. Stirling w oczach Bety mógł być warty ratowania. Kolejny zagubiony dzieciak? Niekoniecznie. Typowe.
Pozwoliła mu skończyć, nim zaczęła jakkolwiek odpowiadać. Chciała pozbierać myśli, więc cisza utrzymywała się zdecydowanie dłużej, niż mogło to być komfortowe. W końcu, odstawiła kubek na stoliku, oparła łokcie na kolanach, splotła dłonie i na nich dopiero oparła brodę. -To czego chcesz ode mnie, Chance? - Zapytała najpierw ze spokojem. Skoro zawsze przychodził w interesie. Opowieść o Chrisie zdawała się jej przelatywać gdzieś nad głową, ale chyba głównie dlatego, że nigdy o nauczanych w Brakebills nie miała najlepszego zdania. Nie doceniali magii, a przede wszystkim, byli zwyczajnie słabi. Delikatni, łamiący się pod najdrobniejszym naporem. Maeve nie kryła pogardy dla stroszących piórka jajogłowych, bo gdy przychodziło co do czego, zazwyczaj uginali się pod naporem czystej siły magii bojowej. A jeśli nie, zdaje się że przyziemna broń palna wybijała im resztki powietrza i poczucia wyższości z płuc. I tak jak każdego innego cały wątek o Barcie mógłby zaszokować, tak Stirling zdawała się być opowieścią w ogóle nie poruszona. Czasami zapominała o tym, że Raquel wcale nie jest kretynem, ale ów w jakiś sposób potrafił jej o tym przypomnieć. Czyżby przyjaciel Chance'a był również boytoyem o którym gdzieś kiedyś zasłyszała w Chatce? Plotki rozchodziły się szybko, a Raquel chyba nieszczególnie się krył z czymkolwiek. Świat był naprawdę mały i było to jakoś fascynujące. -I czego ode mnie oczekujesz? Że zabiję Barta, jak już tu po ciebie przyjdzie? - Przechyliła lekko głowę. Jej ton pozostawał tak samo znużony i bez wyrazu. Nie była nawet pewna czy byłaby w stanie to zrobić. I absolutnie nie chodziło o sympatię do guślarza - na ten moment Raquel stanowił zagrożenie, a wściekłe psy należało usypiać bez chwili zastanowienia. Nie była do końca pewna, czy fizycznie miałaby z nim szansę. Z drugiej strony, było to jakieś wyzwanie, które wzburzało krew w ten najmniej odpowiedni, ale wyjątkowo bliski sposób. Kącik jej ust drgnął w półuśmiechu. -I do tego potrzebujesz dramatycznie wyjechać, żeby się ogarnąć - podsumowała spokojnie. Oczywiście, gdyby nie było dramatycznie, to by tu nie przyszedł. Zniknąłby i nikt by nie zauważył. W ten sposób wystawiał się na zagrożenie, ale przy okazji tylko udowadniał, że połowa wypowiedzianego przed chwilą bełkotu nie mogła być dalsza od prawdy. To nic. Uciekające z domu nastolatki tak mają. -I którego gówna, Regan? Bety? Barta? Chłopaka? - Wyliczała spokojnie. Trochę tego było.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
08.11.21 20:27
https://story-of-magic.forumpolish.com/t374-guslarze-maeve-stirling#2595 https://story-of-magic.forumpolish.com/t382-guslarze-maeve-stirling https://story-of-magic.forumpolish.com/t413-guslarze-maeve-stirling#3100 https://story-of-magic.forumpolish.com/t395-maeve#2646 https://story-of-magic.forumpolish.com
Powrót do góry Go down
Chance Regan
The tiniest lifeboat Giphy
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 5PD | 1295$
Chance Regan
Guślarze
Cisza wydawała się dłużyć w nieskończoność. Powiedział za dużo, czuł to pod skórą. Może dlatego nie odezwał się ani słowem, czekając na nią, dając czas na zebranie myśli, przetrawienie wszystkiego, co powiedział. Gardło wydawało się dziwnie ściśnięte. Bał się. Nadal się bał, chociaż już zupełnie czego innego. Może go nie zrozumie? Albo wszystkie jego argumenty okażą się dla niej zupełnie nietrafione, niepotrzebne. Chance chciał być dostrzeżony. Mało było rzeczy, których w głębi duszy tak pragnął. Całe życie był obdartym chłopakiem z przyczep. Nikogo nie obchodziło co stanie się z nim jutro, pojutrze, za rok. W gruncie rzeczy, chyba nawet jego nie obchodziło. Żył z dnia na dzień, martwiąc się tylko o najbliższą przyszłość. Nie marzył. Nie planował. LC wydawało się być pułapką, z której nie ma ucieczki. A teraz był daleko, bardzo daleko od domu. Chociaż głos z tyłu głowy podpowiadał mu, że powinien wrócić na stare śmieci, do korzeni i zostać tam do usranej śmierci, męczył go jeszcze jede  podszept. Dobrze znajome A co jeśli? Co jeśli za tydzień, miesiąc, rok zmieni zdanie i będzie chciał wrócić? Znów zostanie bez opcji, zamknięty w pozbawionej perspektyw przyczepie. Wszystko było chwilowe. A jeszcze nigdy nie oddalił się tak bardzo od bezsilności, co teraz. Może w tym momencie nie czuje tego w pełni, ale za tydzień, miesiąc, rok… Kto wie kim wtedy będzie? Gdzie wtedy będzie? O ilu rzeczach zapomni?
Maeve odpowiedziała pytaniem. Zacisnął zęby, przełknął. Jak to sformułować? Poruszył się niespokojnie, potarł kciukiem palce drugiej dłoni. - To impulsywna decyzja - zaczął powoli. Wydawało się, że uważniej waży słowa, niż jeszcze przed chwilą, gdy opowiadał jej historię swojego godnego pożałowania życia. - Teraz myślę, że nie mam nic do stracenia. Ale za jakiś czas ochłonę - westchnął. Po części nie mógł się doczekać momentu, gdy zapomni, znieczuli się, wmówi sobie nowe prawdy i będzie się ich kurczowo trzymać. Z drugiej strony obawiał się. Nie chciał tego robić. - Nie chcę mieć nic wspólnego z Bartem, ale do ciebie nic nie mam. Do Eliego i Val też nie - wzruszył ramionami. - Nie chcę palić mostów po prostu znikając - spuścił głowę, wbijając wzrok w swoje pobielałe palce, silnie na sobie zaciśnięte. Prychnął w jakimś bladym rozbawieniu. - I wątpię, że nie wiecie, że coś jest z nim bardzo nie w porządku. Ale jeśli mam możliwość chociaż trochę zatruć mu życie przed odejściem? Count me in - podniósł głowę, chyba z przyzwyczajenia próbując przybrać nieco dumniejszą, bardziej zadziorną pozę. To prawda, zawsze czuł się bezwartościowy, ale czerpał jakąś niesamowitą satysfakcję z faktu, że nadal turlał się do przodu. Z dnia na dzień, w kolejne okropne wydarzenia, jakie na niego czekały. I jeśli już musi przegrać, odpuścić, to chociaż zrobi wszystko, by zwycięzca na długo zapamiętał starcie. Jeśli tylko by mógł, pociągnąłby ich za sobą. Wszystkich. Karczków z LC, przyprowadzanych przez matkę wujków, Jamesa, sześciopalczastyvh, Barta… Nie wszystko leżało w jego zasięgu. Trzeba mierzyć siły na zamiary. Ale hej. Może chociaż trochę podkopie jego pozycję w Becie.
- Niczego nie oczekuję - westchnął, znów poprawiając się na swoim miejscu. - Mam tylko nadzieję, że jeśli kiedyś się spotkamy, może w innym miejscu, może w innych okolicznościach, nie spojrzysz na mnie jak na niewdzięcznego bachora, który odchodzi bez słowa - siedział przez chwilę cicho, nie do końca wiedząc co zrobić ze swoim ciałem. - Więc chciałem żebyś wiedziała, że próbuję ogarnąć wiele rzeczy na raz. Każda z osoba jest całkiem wykonalna, ale razem? Straszne gówno - zaśmiał się pod nosem, słabo i bez przekonania. - Może i dramatycznie, ale tutaj trudno się odciąć od problemu. Ciągle czekam aż spadnie kolejna rzecz - zacisnął wargi w cienką linię, aż pobladły. - Teraz jest beznadziejnie, ale kiedyś to przejdzie. I wtedy będę żałować, że zostawiłem was bez słowa. Nawet z Jamesem… - zawahał się. Siedział tak z wpół otwartymi ustami, czekając aż odpowiednie słowa wskoczą na swoje miejsca w głowie. - Mogłaś mnie wrzucić z nim do jednego wora. Ale nie zrobiłaś tego. Za co jestem wdzięczny, więc no - uśmiechnął się blado. Kiedyś przestanie się użalać nad sobą i być tak bezużytecznym. Kiedyś, w odległej przyszłości, w jakimś innym życiu może dostaną drugie podejście do tej znajomości. Nie palenie mostów, tworzenie sobie możliwości powrotu było czymś nowym, trochę dziwnym. Nie do końca potrafił dobrać słowa. Może nie miało to aż tak wielkiego znaczenia.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
19.12.21 17:44
https://story-of-magic.forumpolish.com/t363-guslarze-chance-regan#2232 https://story-of-magic.forumpolish.com/t364-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t365-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t367-przepowiednie-cyrila-malachia-hotline#2255 https://story-of-magic.forumpolish.com/t366-chance-chance-lize#2254
Powrót do góry Go down
Story of Magic
The tiniest lifeboat Fd79c4e142d48381ed6eff66c6bcd53b
Przynależność : Kadra forum
Story of Magic
Administrator
Zakończenie
Wątek zostaje zakończony w tym miejscu. Gracze mogą kontynuować go w innej retrospekcji, jeśli chcą, linkując w opisie tematu ten wątek.

Maeve +1PD
Chance +1PD

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
08.09.23 15:09
https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com
Powrót do góry Go down
Sponsored content
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Powrót do góry Go down
Skocz do: