Story of Magic


[Guślarze] Patrick Ripley
Patrick Ripley
[Guślarze] Patrick Ripley Tumblr_nxifnuVxGb1t7x9x7o2_500
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Medyk
Zasoby : 15PD | 750$
Patrick Ripley
Guślarze
Patrick Ripley
Patrick
Ripley
39 lat
190 cm
75 kg
9.09.1981
Ennis, Montana, USA
Guślarz
Alpha
Medyk
Tom Hiddleston
Historia

The truth is rarely pure and never simple.


Mój pacjent powiesił się w tym tygodniu. Brzmi to dramatyczniej, niż mogłoby się wydawać, wszystko ze mną w porządku, nie musisz się niepokoić, moja droga. Jest nieskończenie wiele diagnoz, które możemy postawić, nieskończenie wiele leków, które możemy przepisać, ale i tak pacjent może umrzeć. Nie różni się to niczym od śmierci na stole operacyjnym, jeśli mam być szczery. Chociaż ostatni raz zdarzyło mi się być gdzieś obok na samym początku rezydentury. Ale odbiegam od tematu.
Zdecydowanie nie jest to powód do dumy, ale nie był moim pierwszym samobójcą. O nim chyba nigdy ci nie opowiadałem, nie prowadziliśmy wtedy wspólnie superwizji. To było lata temu. Musiał być niewiele młodszy albo w moim wieku, nie jestem pewien. Nazywał się Joe. Pochodził z miasteczka, otoczonego farmami, u podnóża gór w Montanie. Nie lubił mówić o swoim dzieciństwie i trudno mi go winić. Tak, wiem, nie wypada nam oceniać naszych klientów, nie wypada z nimi aż tak współodczuwać, ale gdzieś jego przeżycia były mi bliskie. Pochodził z wielodzietnej rodziny, chociaż mam wrażenie, że przy każdej sesji, liczba rodzeństwa się zmieniała. Raz opowiadał o trzech siostrach i bracie, innym razem były tylko dwie siostry. Może powinienem był wtedy zwrócić uwagę na ten brak przywiązywania uwagi do detali, a może chciał mi opowiedzieć o jakiejś śmierci w rodzinie. Zdaje się, że wówczas nie miało to jednak aż takiego znaczenia. Istotną rolę w tej opowieści bowiem odgrywali jego rodzice i bezpośrednie otoczenie. Rodzeństwo, jak liczne by nie było, było tylko wątpliwej jakości dodatkiem.
Widzisz, rodzice Joego nie należeli do najbardziej rozgarniętych ludzi. Zdecydowanie nie doceniali fascynacji syna, będąc prostymi farmerami. Jego ojciec miewał ciężką rękę, którą współcześnie określilibyśmy pewnie mianem patologicznej. Wówczas, na farmach, nie było w tym nic zaskakującego, zwłaszcza, że jeśli wierzyć wspomnieniom mojego pacjenta, to jego nienawidził najbardziej. Jak liczne by nie było rodzeństwo pana Browna, jak nieprzydatna by nie była jego matka, to na nich skupiała się cała niechęć. To on był synem marnotrawnym, niezrozumianym. Zamiast pasjonować się tym, co działo się w zagrodzie, zakopywał się w książkach. Był chudy, zwracał uwagę na to jak się prezentuje bardziej, niż na to jak efektywnie wykonuje swoją pracę. Przynajmniej zdaniem zaściankowego ojca. Widzisz, ojciec mojego klienta przeżył wojnę i odbiło się to na nim, zresztą jak na każdym w tamtym czasie. I nie był w stanie znieść absolutnej pogardy, którą mój klient do niego żywił. Jego słowa, nie moje. Na jednej z pierwszych sesji, Joe przyznał mi się, że w zasadzie pogardzał swoim ojcem od dnia, w którym poznał znaczenie tego słowa. Bał się, do pewnego stopnia, ale przede wszystkim nim gardził. Lęk brał się w zasadzie tylko z wyższości fizycznej, bo wiedział, że nigdy go nie doścignie, tak samo jak nie miał szans z większymi z braci. Tymi jednak potrafił manipulować i, chociaż z początku nie chciał się do tego przyznać, sprawiało mu to jakąś przyjemność. Ta wiedza, że jest od nich lepszy, upór i jasno obrany cel. Musiał wynieść się z Ennis w Montanie i nigdy nie patrzeć za siebie. Chciał w końcu zostać lekarzem.
Przejdę do mojego ostatniego samobójcy, tylko chciałem ci powiedzieć, dlaczego on mi się z nim przypomina. Jak mówiłem, pan Brown był bardzo upartym człowiekiem. Kiedy dość wcześnie obrał swoją drogę, postanowił bez cienia zawahania wędrować w jej kierunku, wieloma kosztami. Głównie w ludziach. Jakimś cudem, każdy wywołany przez niego problem, dawało się zrzucić na rodzeństwo czy na matkę. Ojciec wciąż chciał kierować na niego swój gniew, ale jakoś nie miał za co – wszak, w odpowiedni miejscu i we właściwym czasie, znajdowały się inne ofiary. Brown odliczał dni do wyprowadzki z Ennis. Lata mijały, a on pielęgnował w sobie nienawiść do wiejskiego, prostego życia. A może nie tyle co nienawiść, co pogardę. W końcu, był lepszy od tych wszystkich ludzi. Gdy stawiałem mu wtedy diagnozę, kierowałem się w stronę głębokich zaburzeń osobowości narcystycznej. Przyjął tę diagnozę ze stoickim spokojem i właściwą sobie drwiną. Był bardzo pewny siebie. Myślę że w tym tkwiła jego zguba. Po moim dawnym pacjencie też nikt się nie spodziewał. Wszyscy sądzili, że jeszcze pożyje, w końcu, miał same sukcesy. Ale wiesz jak jest.
Skracając już wątpliwe lata licealne i szkolne, w czasie których Joe w zasadzie głównie się uczył, udając, ze wcale nie jest częścią swojej rodziny, Brown w końcu dostał się do colleage’u. Z tego co opowiadał, był z tego niesamowicie dumny. Widzisz, padło na pre-med, jeden z lepszych, chociaż teraz zupełnie nie pamiętam co to było. Pomyśleć, że mogliśmy się spotkać. Ja w końcu też musiałem ukończyć pre-med. Czy to by nie było przekomiczne, gdybyśmy się wtedy spotkali? Niewątpliwie, byłoby to wyjątkowo nieetyczne. Nie chcielibyśmy tego. W każdym razie, zdaje się, ze wielkie miasto było wszystkim, czego pragnął. Mógł stworzyć siebie na nowo i dawało mu to satysfakcję. Nie musiał myśleć o swojej godnej pożałowania rodzinie, nie miał przecież z nimi nic wspólnego. Wspaniałe stypendium, nie potrzebował nawet kredytu studenckiego. Chociaż, jak tak go wspominam, to mogło być kłamstwo. A wiesz jak jest z kłamliwym pacjentami.
Wiesz też jak łatwo jest pogubić się w kłamstwie. W premed przedstawiał się trochę inaczej, chcąc odciąć się już kompletnie od swojej rodziny. To zabawne właściwie; jak wielu jest Brownów na całym kontynencie i jaka jest szansa, że ktoś skojarzy, że on był tym Brownem? Odpowiednio niewielka. Ale to wtedy nie miało większego znaczenia. Premed okazał się cięższy, ale Joe, jak twierdził, przyzwyczaił się do snu w niewielkich ilościach. Szczerze powiedziawszy, nigdy nie udało mi się dowiedzieć co właściwie go motywowało. Gdybym miał obstawiać, powiedziałbym, że prestiż. Zawsze było dla niego ważne jak ludzie go widzieli, co było dość zabawne w obserwacji, biorąc pod uwagę jego nastawienie do otaczającej go tłuszczy. Szczycił się na sesjach tym, że szybko oceniał ludzi i ich użyteczność. Ktoś mógłby powiedzieć, że to nie najlepsza cecha dla kogoś, kto ma dedykować życie ratowaniu innych. Z drugiej strony, mówi się o tym, że najlepsi chirurdzy są psychopatami, głównie dlatego, że niczego się nie boją. Ręce im mniej drżą, rozumiesz. Kończąc tę przydługą opowieść, okazuje się, że Joe był chyba zbyt delikatny na to, co sobie zapracował. Niedługo przed końcem studiów rzucił się z mostu. Ciała nigdy nie odnaleziono.

Samobójcy chyba zawsze po prostu byli mi jakoś bliscy. Można powiedzieć, że się do nich przyzwyczaiłem w toku swojej pracy i życia. Znieczulica zawodowa, jak mówią. Joe trochę przypomina mi o mnie w latach mojej młodości. Też byłem chorobliwie ambitny, ale chyba miałem trochę prościej. Chociaż, nie wiem na ile można porównywać zupełnie różne sytuacje życiowe. Joe chciał zostać chirurgiem. Ja po swoim pre-medzie… cóż, wpadłem w dziwne towarzystwo i niemalże pięć lat zniknęło z mojego życiorysu. Nie pamiętam w zasadzie nic z tego okresu, jakbym był w śpiączce, chociaż co chwilę spotykam ludzi, którzy pamiętają mnie. To pomaga. Mam jedno, żywe wspomnienie, które odznacza się wyraźnie od tej pustki w głowie, zaznaczając nowy początek.
Ukończyłem medycynę, to czego Joe nigdy nie dał rady osiągnąć. Poznałem moją wspaniałą małżonkę, Blanche. Rodzina Blanche była wyjątkowa i chyba do dnia dzisiejszego mnie nie znoszą, nawet jeśli łączy nas tragedia. Wracamy bowiem do pewnego punktu wspólnego tej opowieści. Kilka lat po ślubie, kiedy staraliśmy się o dziecko, ja piąłem się w ramach szczebli kariery psychiatrycznej, Blanche chyba dostawała za mało mojej uwagi. A może za mało uwagi swojej rodziny? Dość powiedzieć, że była bardzo samotna. Byłem wtedy dużo młodszy i cóż, niewątpliwie dużo głupszy. Nie przyszło mi do głowy, że jej samotność doprowadzi do tego, że podetnie sobie żyły w naszej wannie, w domu na Manhattanie. To naprawdę duży apartament; rodzina Blanche nie chciała, żeby czegokolwiek jej zabrakło po opuszczeniu Paryża. Myślę, że dlatego też mnie nienawidzili. Byłem tylko biednym studentem, nikim więcej. Ona była panną na wydaniu, z jasną przyszłością. Ale wiesz jak to jest z prawdziwą miłością; nie zna granic. W dniu naszej rocznicy, kiedy wracałem z zakupami na kolację, wszedłem do domu z wybrzuszoną od wilgoci podłogą. Lubiłem ten parkiet, miał wyjątkowy kolor. Dywan nie wciągnął całej wody, jaka wylała się z wanny. Było za późno. Kiedy karetka po nią przyjechała, nie mieli nawet po co próbować przejmować po mnie resuscytacji. Może i jestem przede wszystkim psychiatrą, ale przecież potrafiłbym podtrzymać życie, gdyby się dało. Blanche Le Gall odeszła, a ja zostałem wdowcem, sam w pustym, przepięknym apartamencie. Prawie sam. Zostawiła mi po sobie Burzę. Było to prawie sześć lat temu – rocznica przypadnie w listopadzie. Co roku chodzę na cmentarz. Samotność w końcu doskwiera wdowcom, zwłaszcza, gdy tracą miłość swojego życia.
Oddałem się pracy, bardziej niż zwykle. W zasadzie, nie skłamałbym, gdybym powiedział, że pracuję w zasadzie cały czas, jak tylko mogę. To w szpitalu, to w ramach praktyki prywatnej, chociaż na tę poświęcam zdecydowanie więcej czasu. To z niej pochodzi pacjent, o którym mówiłem na samym początku. Jego też przygniótł świat. Wyjątkowy, młody człowiek. Ambitny. Pracował w ramach giełdy i chyba zaczynał czuć, jak godziny włożone w tę pracę odbierają mu chęć do życia. Tak to jest. Nie każdy jest skrojony do pływania z rekinami, moja droga. Nie każdy w końcu dostrzega zagrożenie tego świata, nim będzie za późno. Blanche nie dostrzegała, Joe nie dostrzegał, mój pacjent również nie. Tak to jest.
Wśród ludzi, którzy pamiętali coś o mnie z tego okresu, o którym ja wiem niewiele, znalazła się kobieta, Morrigan. Dużo mi opowiedziała. Była mi przyjaciółką, chyba mogę tak powiedzieć. Pomogła mi się odnaleźć. Miało to swoje koszty, oczywiście. Widzisz, Morrigan była wyjątkowo miękka. Miała słabość do zagubionych, którzy potrzebowali pomocy. Można powiedzieć, do takich jak ja. Kosztowało ją to życie. Przytulisko, które prowadziła, zawaliło jej się na głowę, kiedy odwiedzałem brata mojej małżonki w Paryżu. Wróciłem tuż po pogrzebie. Jej podopieczni zdają się być w rozsypce. Tak to jest, jak traci się matkę, czyż nie? Wróciłem do tego, co robiłem wcześniej. Pomagam im zapleczem medycznym, na tyle na ile mogę. Wiem, nie powinienem o tym opowiadać, bo jeszcze stracę pozwolenie na wykonywanie zawodu. Ale wiesz co jest pięknego, w naszych rozmowach, moja droga? Prawo i tak zabrania ci szczegółami się z kimkolwiek podzielić, tak długo, jak go otwarcie nie łamię.
Najgorsze wspomnienie
Ciekawostki
Ma kotkę, ragdolla, po swojej zmarłej przed kilkoma laty żonę. Kotka wabi się Burza i Patrick pała do niej głęboką niechęcią, zresztą absolutnie odwzajemnioną;
Patrick gotuje i lubi to robić. Zazwyczaj zresztą robi z tego dużo więcej zamieszania, niż faktycznie jest to adekwatne do sytuacji. Wszelkie garnisze, odpowiednio dobrany alkohol i piękna zastawa – inaczej się nie da;
Bardzo rzadko zwraca się do ludzi po imieniu, preferując wszystkie możliwe zamienniki, zazwyczaj nadając każdemu jego własny, dopasowany rzeczownik;
Bardzo dużą wagę przykłada do swojej prezencji, dbając o każdy szczegół, najczęściej wybierając garnitury. W zasadzie nigdy nie odsłania przedramion, maskując sekciarskie tatuaże;
Będąc w Brakebills, należał do klubu Uzdrowicieli. Alpha jednakowoż nie dała mu największej szansy na rozwój w tym kierunku, z tego względu, drugą najbardziej oczywistą drogą, była magia iluzji;
Nie pali papierosów, uznając nałóg za wyjątkowo obrzydliwy. Niemniej, w swoim gabinecie w domu zawsze trzyma dyżurne cygara. Na wszelki wypadek;
Przyczyny wyrzucenia go z Brakebills zmieniają się, w zależności od tego z kim akurat rozmawia;
Dwudziestego listopada, każdego roku, udaje się na cmentarz, odwiedzić grób swojej małżonki. Tego dnia jest zazwyczaj dość nieuchwytny, nie przyjmuje pacjentów. Każdy jakoś oddaje się swojej żałobie.


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
24.08.21 19:00
https://story-of-magic.forumpolish.com/t743-guslarze-patrick-ripley#10669 https://story-of-magic.forumpolish.com/t745-guslarze-patrick-ripley#10721 https://story-of-magic.forumpolish.com/ https://story-of-magic.forumpolish.com/ https://story-of-magic.forumpolish.com/
Powrót do góry Go down
Story of Magic
[Guślarze] Patrick Ripley Fd79c4e142d48381ed6eff66c6bcd53b
Przynależność : Kadra forum
Story of Magic
Administrator
akcept
Twoja karta została zaakceptowana!



Na start dostajesz:
Pieniądze
150$
Punkty Doświadczenia
60PD

PD możesz wydawać poprzez zamówienia, a pieniądze możesz wydawać w sklepiku.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
25.08.21 17:01
https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com
Powrót do góry Go down
Skocz do: