Rudy ojciec, rudy dziadek,
Rudy ogon - to mój spadek,
A ja jestem rudy lis.
Ruszaj stąd, bo będę gryzł.1.
Pierwsza wykluła się kita. Ruda, lśniąca w dziennym świetle niczym płomyk wesoło skaczący na ognisku. Machnęła raz, drugi, a potem trzeci. Za czwartym się zawahała. Może dlatego, że jajko przestało już być wygodnym mieszkaniem, w którym można było przeleżeć całe wieki?
Później wyszła łapka. Czarna, niczym przyprószona węglem. Wyciągnęła się prosto ze skorupki, dotykając ziemi. Jeden, drugi. Jakby badała teren. Jakby nie była pewna czy wyjście na świat było jej przepisane właśnie w tym momencie.
Jajko drgnęło, przechyliło się, a później wróciło na swoje miejsce. Wtedy zamarło, jakby ktoś zatrzymał czas. Wróżka obserwująca całe to przedstawienie uniosła jedną brew ku górze i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
-
AAAAAAAAAAAAAAAAAPSIK! - jajko rozpadło się na części, a na ziemię wypadła ruda, puszysta kulka. Przeturlała się pod nogi przerażonej wróżki, zostawiając po sobie popielatą, dymiącą się drogę. Stworzenie otrzepało się, skrzywiło nos, a następnie nastroszyło uszy, wlepiając czarne oczęta w starszą od siebie wróżkę.
Rudzielec uśmiechnął się uroczo, mrucząc bliżej nieokreślone słowa pod nosem, a następnie kichnął po raz drugi i trzeci, tym samym turlając się prosto pod nogi Opiekunki.
Żar, który padał z sierści fae był na tyle intensywny, że starsza wróżka musiała odskoczyć, by jej listki na kończynach nie zostały całkowicie spopielone.
Młoda wróżka wydawała się być rozbawiona całym tym przedstawieniem, które właśnie odstawiła. Jej ciemne dotychczas oczy błysnęły na żółto, a błysk ten odbił się w każdym rudym włosku na sierści. Postawione na sztorc uszy, wcześniej czarne, zaświeciły się na podobny kolor, co ślepia.
-
Świetlik - powiedziała od razu Opiekunka, jakby nazwanie zwierzęcopodobnej kulki takim imieniem było najbardziej oczywistą oczywistością.
2.
Był wrzodem na dupie swoich Opiekunów. Jeżeli fizyczność fae pozwala im na posiadanie czegoś, na czym kończą się plecy, a zaczynają... Rozdarte plecy? Pęknięte plecy?
Kiedy ktoś wspominał o Świetliku, druga wróżka od razu kręciła z politowaniem głową bądź wywracała teatralnie oczami. Inne, starsze fae podchodziły do Świetlika z dystansem - nie tylko dlatego, że w swoich młodych latach potrafił zupełnie nieświadomie kogoś poparzyć, ale też przez to, że był mistrzem w wymyślaniu głupich zabaw, które wywoływały ciarki na plecach Opiekunów.
Pomimo częstych kar i ciągłego, nieustannego karcenia przez starsze wróżki, Świetlikowy pysk cały czas przyozdabiał szczery, szeroki uśmiech, ukazujący rząd ostrych kłów.
Jego rówieśnicy uwielbiali spędzać z nim czas po szkółce - miał naprawdę bujną wyobraźnię i opowiadał najlepsze bajki do snu. Ponadto jego ciało bardzo miło grzało w zimowe wieczory, a puszyste futro bywało wygodniejsze od poduszki.
3.
-
Mamy problem - zaczęła jedna z Opiekunek, spuszczając wzrok na swoje kopytka.
-
Problem? -
Świetlik...-
Znowu coś puścił z dymem? -
Nie, gorzej... -
Spalił jajka? -
Nie... Jemu... Jemu chyba zaczynają rosnąć skrzydła!Tu można było wstawić najgorsze, najbardziej siarczyste przekleństwo w języku fae.
Na jego plecach pojawiły się małe, czarne piórka. Z każdym kolejnym dniem tych piórek było coraz więcej i więcej. Opiekunowie z paniką w oczach obserwowali rozwój skrzydeł Świetlika, który już i tak był dużym problemem. Co dopiero mówić o dużym problemie, który potrafi latać.
4.
-
Wiesz co ci powiem, mój drogi? - zaczęła Opiekunka, kładąc dłoń na puszystej głowie młodzieńca.
Świetlik przechylił głowę na jedną stronę, wpatrując się w nią żółtymi oczami, które błysnęły z zaciekawieniem.
-
Będą z ciebie jeszcze fae, Świetliku - zamknęła oczy i po raz kolejny poklepała go po łepetynie.
Może to przez jego upartość i głupią odwagę, która zawsze popychała go w stronę działania.
Początkowo nie potrafił zapanować nad emocjami i decyzjami podejmowanymi przez jego ognisty temperament. Wydawało się, że zdążył się przyzwyczaić do wszystkich kar i kiedy zrobił coś, co nie spodobało się jego Opiekunom, automatycznie sam siebie karcił, jeszcze zanim do uszu nauczycieli dotarła plotka o jego kolejnym wybryku.
Im starszy był, tym coraz rzadziej powodował migreny u Opiekunów. Oczywiście inne starsze wróżki nie zaczęły go od razu darzyć zaufaniem. Świetlik w każdym, najmniej oczekiwanym momencie, mógł zrobić wielkie bum.
5.
Wrzucili go na głęboką wodę po tym, jak podczas ostatnich szkoleń wykazał się wielką odwagą. Co prawda brakowało mu jeszcze chłodnej oceny sytuacji, ale dzięki swojej lisiej, smukłej sylwetce oraz skrzydłom, miał naprawdę duże predyspozycje do awansowania na stanowisko Zwiadowcy.
Nadzieja dała mu siłę, dzięki której wylewał siódme poty na szkoleniach i treningach. Zaparł się na tyle - a od zawsze był uparty jak osioł - że w końcu zaciskał zęby, kiedy coś mu nie pasowało. Przyjmował wszystkie ciosy na klatę i wykazał się dużym sprytem. Jego umysł był otwarty na wiedzę, więc chłonął ją niczym gąbka. W pewnym momencie zatrzymał się w fazie typowego "kujona", którego nie obchodziło nic innego, tylko książki.
Lata ciężkiej pracy się opłaciły. W końcu mógł stać się swoim własnym bohaterem. Kimś, kogo od najmłodszych lat podziwiał. Mógł być oczami Obieżyświata i szybować w przestworzach, co dawało mu największą frajdę.