Story of Magic


[Wampir] Lysander
Lysander
[Wampir] Lysander 3f6ad2eca6e3864537085242ee3b8578
Przynależność : Wampir
Zasoby : 16PD | 200$ | 0/8ZK
Lysander
Ekspedycja
Lysander
Lysander/Hauru/Allure
268
on/ona
174 cm/ 63 kg
243 lat od teraz w Dzień Smoka (01.02)
Zapomniana kraina, w której smoki kroczyły wśród ludzi
Wampir
Horda
Naukowiec
Jackson Wang
Historia

Hauru urodził się i wychował w świecie, który ziemskim Magikom przypominałby ten z azjatyckich legend albo filmów fantasy. Technologia łączyła się tam z magią, choć stroje, które nosili ludzie, wskazywałby na coś zupełnie innego.

Na tronie zasiadała Cesarzowa zwana Wielką Smoczycą Matką, która według legend była smoczycą, która wyzbyła się swojej szlachetnej formy, aby przybrać ludzką i wprowadzić człowieka w nowy, lepszy wiek. Inni powiadali, że zakochała się w ludzkim mężczyźnie i dlatego postanowiła przybrać jego skórę, tym samym dając ludziom magię oraz ucząc ich języka smoków. W końcu czego się nie poświęci w imię miłości…

Co do samych smoków - kroczyły one wśród człowieka od zawsze i przypominały te związane z kulturą wschodu. Ludzie przez wieki nauczyli się ich języka, ale tylko nieliczni byli w stanie zrozumieć co mówią te dumne stworzenia. Jeszcze mniej miało okazję się od nich uczyć, nie mówiąc o tym, aby dostąpić zaszczytu zostania ich opiekunami…


Chłopiec przyszedł na świat podczas pełni w ostatni Dzień Kwitnącej Wiśni, kiedy powietrze przepełnione było słodkim zapachem tego kwiecia. Matka, trzymając go zawiniętego w pieluszki, roniła nad nim łzy.

Nie były to jednak łzy szczęścia z powodu powicia na świat pierworodnego. Były one gorzkie i przepełnione bólem, gdyż wiedziała, że płomień tego chłopca zgaśnie przedwcześnie. Ich linia krwi była skażona, sprawiając, że mężczyźni odchodzili z tego świata jeszcze jako młodzieńcy…


Kobiety z racji między innymi swoich wrodzonych zdolności i mniej porywczych charakterów sprawowały najważniejsze funkcje państwowe i urzędnicze, kreowały kulturę oraz odpowiadały za naukę w świecie Hauru. Mężczyźni tak naprawdę byli przydatni tylko do kilku rzeczy: zasilania szeregów armii, pracy fizycznej i płodzenia dzieci. Właśnie ze względu na to chłopcy do pewnego wieku przebywali wyłącznie pod opieką kobiet z ich rodziny, a głównie swojej matki, byli wychowywani tak samo jak dziewczynki, nosząc damskie stroje, fryzury i imiona. Dopiero dzień po swoich dziesiątych urodzin dostawali męskie imię, a ich włosy były po raz pierwszy ścinane, a ich ciała okrywane męskimi szatami. Od tej chwili uczyli się magii bojowej i posługiwania bronią.

Od tej reguły zdarzały się jednak wyjątki. Ci, u których za młodu zauważono przewagę pierwiastka kobiecego, mogli zyskać szansę na dostęp do dziedzin dostępnych wyłącznie dla kobiet. Warunkiem było jednak wykazanie predyspozycji przede wszystkim związanych z magią, gdyż o ile każdy mężczyzna mógł posługiwać się czarami bojowymi, o tyle nie każdy mógł sięgać po te z zakresu uzdrawiania, natury, fauny czy iluzji. Te były wyłącznie domenom kobiet.

Hauru już jako kilkulatek wykazywał duży potencjał i zdolności magiczne, dzięki czemu pozostał wśród kobiet i mógł kształcić się dalej. Jego matka i babcia pokładały nadzieje w tym, że pierwiastek kobiecy jest w nim na tyle silny, że uchroni go przed skazą krwi. Właśnie z tego względu dorastając, przypominała młode dziewczę, za którym obejrzał się nie jeden młodzieniec, a jeszcze więcej uległo jej czarowi, pozwalając skraść sobie pocałunek, a im była starsza, brać coraz więcej…


Mimo zabiegów babki i matki Hauru zaczął sięgać po to, co męskie w tajemnicy przed nimi. Nie rozumiał, czemu nie może uczyć się walczyć albo poznać podstaw magii bojowej, jak inni. Przez całe jego dotychczasowe życie wpajano mu, że dziewczęta nie są gorsze od mężczyzn, a nawet są lepsze i potrafią same się obronić, jeśli zajdzie taka potrzeba. Właśnie dlatego jako dwunastolatek zaczął spędzać długie nocne godziny, ucząc posługiwać się kataną i łukiem.

Podczas jednej z takich nocnych sesji przyłapał go jego ojciec - człowiek, którego tak naprawdę nie poznała, gdyż tak uznała babka chłopca. Przestraszona Hauru uciekła, bojąc się, że jej małe występki dotrą do uszu opiekujących się nią kobiet. Mężczyzna jednak nie doniósł na chłopca, który dopiero po dwóch tygodniach pełnych wielkich obaw wrócił do treningów.

Ojciec czekał na niego cierpliwie i zaproponował, że będzie go szkolić, jednak musi to zostać sekretem ich dwojga. Od tamtej pory chłopak zaczął uczyć się też magii bojowej, a liczne siniaki, które powstały podczas treningów nauczył się skrzętnie ukrywać.


Pierwsze objawy skazy objawiły się, kiedy Hauru przekroczył szesnasty rok życia. Zaczęło się od nocnych koszmarów, które ją dręczyły i nie pozwalały spać. Potem przyszły bóle głowy, a w dniu swoich osiemnastych urodzin po raz pierwszy zostawił krwawy ślad na chusteczce po tym jak zakaszlał. Chłopak wiedział, co to dla niego oznacza. Choroba zaczynała zatapiać w nim swoje szpony, a jego czas skracał się z każdym kolejnym dniem. Wiedział, że jego płomień zgaśnie tuż po tym jak skończy trzydzieści lat.

Właśnie ta świadomość sprawiła, że pochłonęła ją nauka. Chciała odkryć sposób, jak może ustrzec się przyszłości, która się przed nią malowała. Śmierć ją przerażała i to z powodów jak najbardziej ziemskich: miał jeszcze tyle do nauczenia się i odkrycia, a przede wszystkim chciała poznać smak miłości i jak to jest się zakochać. Jak na razie każdy, kto przewinął się przez jej życie, był chwilą zachcianką, rozrywką, na którą pozwalała sobie od czasu do czasu, aby zabić nudę i rutynę. Niczym więcej…


W wieku dwudziestu lat Hauru znalazł porzucone jajo, które wziął za jajko węża. Współczując jeszcze nienarodzonemu stworzeniu, wziął je ze sobą do domu i otaczając stróżkami magii, zadbał o to, aby było mu ciepło, mając nadzieje, że to, co znajduje się w środku, jest jeszcze żywe. Od tamtej pory jajo to towarzyszyło mu tak naprawdę wszędzie, aż pewnego wieczora, kiedy przysnął nad książkami, został obudzony przez dźwięk pęknięcia. Cokolwiek było w środku, postanowiło wykluć się właśnie tamtej nocy.

Pierwsze co pojawiło się w szparze, która powstała po tym jak odpadł kawałek skorupki, było turkusowe oko z pionową źrenicą. Potem z tego samego otworu wychynął rozwidlony język, który wydawał się oceniać warunki na zewnątrz. Hauru obserwował to wszystko w ciszy, starając się nawet zbyt głośno nie oddychać, aby nie wystraszyć stworzenia.

Przez chwilę nie działo się nic. Tak jakby cokolwiek było w środku, postanowiło, że jednak w jajku jest mu lepiej. Dopiero po chwili wszystko rozpadło się w drobny mak, a temu wszystkiemu towarzyszył dziwny dźwięk. Na biurku została kupka pyłu po skorupce, a stworzenie, które znajdowało się w środku, nie było wężem.

Świeżo wykluty smok, przeciągnął się, mając w końcu wystarczająco miejsca, aby się rozciągnąć. Ziewając i wypuszczając przy tym małe obłoki dymu, spojrzało na niego inteligentnymi ślepiami, a w jej głowie rozbrzmiał dziecięcy głosik: Jestem Elira, a ty? - pytanie zakończone były dźwięcznym chichotem.

Chłopak nie zareagował, sądząc, że są to omamy wywołane skazą krwi, ale pytanie zabrzmiało ponownie, a smok zdawał się naburmuszyć jak małe dziecko, które nie dostało cukierka. Dopiero wtedy zrozumiała, że ten głos należał do stworzenia.

Hauru - odpowiedział w smoczej mowie, a jego odpowiedź nagrodzona została mruczeniem, które wydobyło się ze smoczka.

Uznając to za aprobatę, wyciągnął dłoń do stworzenia, które wpełzło na nią ufnie, a następnie wspięło się po jego ramieniu, łaskocząc jego skórę swoimi włosami, aż umościło się na jego szyi, niczym naszyjnik.

W tamtej chwili stał się opiekunem smoczycy, która została jego najwierniejszą towarzyszką. Stworzenie swoim zachowaniem przypominało kota, który potrafił latać oraz od czasu do czasu zionąć ogniem z paszczy, a jego rozmiary ostatecznie nie były większe od średniej wielkości węża.


Tuż przed jego dwudziestymi pierwszymi urodzinami do jego świata zawitał okręt wróżek ze swoją załogą. Nie objawił się on tak jak teraz Magikom w Nowym Jorku. Tutaj przypominało to bardziej spadającą gwiazdę, ale przede wszystkim sprawiło, że smoki stały się niespokojne, jakby wiedziały o obecności przybysza jeszcze przed jego ujawnieniem się.


Hauru jeszcze przed pojawieniem się gości z innej krainy był głęboko pochłonięty badaniami nad nieśmiertelnością, szukając w tym lekarstwa na skazę krwi, która już w tamtym momencie głęboko zatopiła w nim szpony, mimo że starała się to pieczołowicie ukrywać.

Niektórzy z powodu jego badań zaczęli nazywać go szaleńcem i po cichu obarczać winą za to jego matkę oraz babkę. Szeptali coś o karze za próbę targowania się ze skazą krwi i tym, że nie powinno igrać się z przeznaczeniem oraz tym, że krew Smoczycy mogła i powinna płynąć tylko w kobietach. Chłopak jednak nie miał pojęcia, o czym mówią i dla niego to ci ludzie byli wariatami. Skoro mógł uniknąć śmierci, to czemu miałby się poddać i czekać na nieuniknione?

Zwiadowcy, którym polecono obserwować Hauru w przeciwieństwie do najbliższego otoczenia chłopaka, zauważyli, że jego organizm toczony jest chorobą, która go wyniszcza. Właśnie z tego powodu został zrekrutowany, mając zaledwie dwadzieścia pięć lat.

Przed odejściem z domu rodzinnego Hauru zostawił matce i babce list oraz kucyk, który własnoręcznie ściął, a który był symbolem zakończenia jego dotychczasowego życia. Wtedy też przyjął nowe imię - Lysander.

W liście ujawnił, że jego ciało toczy skaza krwi, dlatego odchodzi, mając nadzieje na znalezienie lekarstwa, ale jest świadom tego, że raczej jest to niemożliwe, więc te słowa stanowią tak naprawdę pożegnanie, a on jest tchórzem, gdyż nie ma odwagi powiedzieć im tego prosto w oczy. Tak naprawdę jednak bał się tego, że spróbowałaby go powstrzymać i podpisałyby na niego ostateczny wyrok…


Z samej przemiany pamięta niewiele. Tak naprawdę tylko ból i ciemność oraz moment, w którym obie te rzeczy ustały, a zastąpiły je głód i uczucie pustki. One zostały zaspokojone, dopiero kiedy Lys po raz pierwszy się posilił. Wtedy jeszcze tego nie wiedział, ale dostąpił ogromnego zaszczytu, gdyż krew pochodziła nie z zapasów, a żywej istoty.


Dla kogoś, kto od maleńkości obcował z magią i dla kogo posługiwanie się nią było równie naturalne jak oddychanie, przyzwyczajenie się do nowej rzeczywistości nie było najłatwiejsze. Lys początkowo nie potrafił dostosować się do tego, jak w obecnej formie musi posługiwać się magią. To wydawało się dla niego całkowicie nienaturalne i sprzeczne z jego wewnętrznym głosem. Właśnie z tego powodu nauka życia w nowej rzeczywistości była powolna i żmudna, opłacona ogromem frustracji i cierpliwości ze strony osoby, która wyciągnęła do niej pomocną dłoń i zgarnęła pod swoje skrzydła. To też dzięki tej osobie oraz wcześniejszym doświadczeniom z magią zdołał uniknąć losu swoich braci i sióstr, którzy często stawali się neffinami jeszcze przed ukończeniem pierwszych wampirycznych urodzin.


Jako tak naprawdę jeszcze Świeża Krew, błąkając się po korytarzach, wpadł na, w jego oczach, majestatyczne stworzenie, które swoim wyglądem przypominało hybrydę kota z rośliną. Takie rzeczy nie powinny go dziwić, patrząc na to, jakie przeszczepy niekiedy dokładano jego braciom i siostrą, jednak u nich to nienaturalne i widać było, że ktoś integrował w ich fizyczność. Kot taki po prostu się urodził.

Lys ze swoją wrodzoną miłością do zwierząt, kucnął, wyciągając rękę i przywołując do siebie stworzonko. Hauru, która w tamtym czasie spała na jego szyi, przebudziła się i zaciekawiona tym, co też robi jej Opiekun, poruszyła. Jej łuski złapały nikłe światło, które odbiły, tym samym tworząc świetlik, który natychmiast przykuł uwagę jeszcze wtedy kociaka, któremu w głowie były tylko zabawy. Na nieszczęście dla wampira kot wystrzelił, źle oceniając odległość, a jego pazury wylądowały na jego twarzy, raniąc dotkliwie jego oczy, które nie były już zdatne do pracy.

Tak właśnie w wieku sześćdziesięciu lat Lysander zyskał swój pierwszy i jedyny przeszczep. Bez oczu tak naprawdę był nieprzydatny, więc nie miał wyjścia, gdyż inaczej zostałby porzucony wraz z momentem, kiedy wróżki opuściłyby obecny świat, w którym się znajdowały.

W tym czasie poznał też właścicielkę kociaka odpowiedzialnego za jego okaleczenie - Absinthe oraz jak się później okazało jej przyrodniego brata Mala. To wcale nie było tak, że nie gdzieś na statku nie minęli się już wcześniej. Po prostu do tej pory byli dla siebie obcymi, którzy dopiero po tamtym wydarzeniu zaczęli ze sobą rozmawiać poza spotkaniami w trakcie pracy.

Lys zdecydowała się na kocie oczy, gdyż one z tych wtedy dostępnych najbardziej przypominały jej oczy smoków. Nienawidziła jednak swoich nowych oczu i ukrywała je, razem z bliznami, które były niemalże niewidoczne, za ciemnymi okularami. Wszystko zmieniło się jednak kilka lat później…


Dla Lysa czas po stracie oczu był cholernie ciężki. Nie chodziło tylko o kwestię przyzwyczajenia się do nowej wizji, ale też o fakt, że czuł się oszpecony. Wygląd był dla niego bardzo ważny, a teraz… Jego twarz zdobiły blizny, a oczy odzwierciedlały to czym był w środku: potworem, niczym więcej. Potworem, który zaprzedał swoją duszę tylko dlatego, że obiecano mu młodość i ucieczkę od śmierci. Tak łatwo zaprzedał to, kim był… tak łatwo zatraciła samą siebie…

Z towarzyskiej osoby stała się odludkiem, który poświęcił się pracy, a oczy chował za ciemnymi szkłami, które tłumaczył nadwrażliwością na światło. Unikał też opuszczania statku, kiedy to tylko było możliwe. Niestety niektórych rozkazów nie dało się zignorować, ale pewnie gdyby spróbował, jego życie nigdy by się nie odmieniło.

Statek zadokował w nowej krainie, a on był zmuszony wraz z ekipą badaczy opuścić statek. Trzymając się na uboczy, starał się pracować, choć dzisiejszy dzień był dla niego ciężki. Może dlatego nie spostrzegł w porę, że ktoś się do niego zbliża. O obecności nieznajomego dowiedział się, dopiero kiedy ten go dotknął, na co Lys odskoczył jak oparzony i był gotowy zaatakować. Coś jednak go przed tym powstrzymało i spojrzał na intruza, który okazał się młodzieńcem o najbardziej błękitnych oczach, jakie kiedykolwiek widziała i uśmiechu, który roztapiał serce. Przepadła w tamtej chwili całkowicie, choć jeszcze nie była tego świadoma. Jej serce już nie należało wyłącznie do niej, a było w JEGO posiadaniu.


Tamto spotkanie było pierwszym z wielu, które odbyli, kiedy wróżki przebywały w tej krainie. Nieznajomy zaczepił Lysa, gdyż wziął go za wędrowca, który się zgubił. Nawet nie wiedział, jak blisko był prawdy. Była zagubiona, ale w zupełnie innym sensie, niż mu chodziło. Wyciągnięta w jej stronę dłoń pomogła wyjść jej z cienia, w którym tkwiła od tak dawna.

Młodych przyciągała do siebie niewidoczna siła, a Lys wiedziała, że nie będzie w stanie go zostawić. Na samą myśl jej serce krwawiło, mimo że nie znali się zbytnio. Miłość jednak nie potrzebowała dużo czasu, aby zapuścić w kimś swoje korzenie oraz równie niewiele potrzebowała, aby wypuścić pierwsze pąki. Właśnie z tego powodu, Lysander namówił swojego ukochanego na zasilenie szeregów Hordy, obiecując mu wspólną przyszłość i swoją miłość, aż po wieki. Ktoś postronny powiedziałby, że zaciągnął niewinną owieczkę na rzeź…

W taki właśnie sposób Lys w wieku sześćdziesięciu ośmiu lat zyskał ukochanego, z którym jak mu się wtedy wydawało, czekała go wieczność i szczęście… Na swoje nieszczęście pomylił się tylko w jednej kwestii…


On był pierwszą osobą, przed którą Lys całkowicie się otworzyła, opowiadając o swojej przeszłości, rodzinnej krainie i tradycjach. Wcześniej podawał tylko wygodne mu szczątki, bez pokazania całości. Była to też jedyna osoba, której Elira ufała w ten sam sposób, co swojemu Opiekunowi. Lysander zresztą próbował go uczyć języka smoków, co niejednokrotnie kończyło się jego głośnymi wybuchami śmiechu i czymś przypominającym chichot wydobywającym się z paszczy smoczycy.

Lys też zmienił się pod jego wpływem. Znowu był szczęśliwy i przestał ukrywać swoje oczy za ciemnymi okularami, poza momentami kiedy znajdował się poza statkiem. Jego ukochany nie uważał jego kocich oczu za coś szpetnego, a coś pięknego. Kochał go takim, jakim po prostu był. Dzięki temu chłopak zyskał znowu pewność siebie i wrócił do dawnego ja z makijażami i ubiorem oraz farbowaniem włosów.


Lys zdradził mu wszystkie tradycje swojego ludu oraz prawdziwe imię, które znało tak naprawdę niewielu. Właśnie z tego powodu to, co wydarzyło się, kiedy wampir osiągnął wiek stu dwudziestu lat, a jego ukochany pięćdziesiąt dwa lata od przemiany, było dla niego tak bardzo wyjątkowe.

Chłopak widział w ciągu ostatnich tygodni dziwne zachowanie swojego ukochanego, które go martwiło, a kiedy próbował dowiedzieć się, co się dzieje, ten po prostu go zbywał. W głowie Lysa zaczęły tworzyć się najgorsze scenariusze, przez co był niespokojny, co odbijało się na jego pracy. Elira zresztą też była niespokojna, gdyż wyczuwała nastrój swojego Opiekuna.

Kiedy otrzymał zaproszenie, na spotkanie przy pełni księżyca, był pewien, co tam się wydarzy. Chłopak chciał zerwać z nim poza zasięgiem wzroku wścibskich fae oraz ich braci i sióstr. Najpewniej bał się, że Lys odstawi jakąś scenę oraz może spróbuje błagać, aby go nie zostawiał. Właśnie dlatego, idąc tam z już zaczynającym krwawić sercem, nie zauważył oczywistych znaków, sugerujących jak skończy się ten wieczór. Tak naprawdę nie docierały nawet do niego jego słowa, aż nie poczuł na palcu zimnego kawałka metalu. Dopiero wtedy uniósł oczy i spojrzał na swojego ukochanego, a dopiero potem na swoją dłoń, na którą wsunięte zostały dwa pierścionki z turkusowymi kamieniami. To był kolor jego rodu, a wedle tradycji z jego rodzinnych stron podarowanie biżuterii z kamieniami w kolorach rodu drugiej osoby, było oświadczynami. Lys nie odpowiedział mu wprost, po prostu pocałował go, a po jego policzkach pociekły łzy, które zmoczyły też twarz jego już od tamtej pory narzeczonego.


Horda i fae tak naprawdę po tamtym wieczorze mogły nawet nie zauważyć zmiany, która zaszła w Lysie. Była ona drobna, gdyż po prostu bawił się pierścionkami na swoim palcu z uśmiechem mówiącym, że on coś wie, ale nikomu nie powie, kiedy się zamyślił. Zresztą nie chciała dzielić się swoim szczęściem. Wolała po raz pierwszy zachować je tylko dla siebie.


Kiedy Lys miała sto sześćdziesiąt osiem lat, a więc od ich minęło równo sto lat, zostali wysłani razem na misje. Mieli zbadać tubylczy lud wymiaru, w którym się znaleźli. Nikt nie mógł jednak przewidzieć tego, co tamtego dnia się wydarzyło…

Wymiar ten, a przynajmniej rejon, w którym wylądowali, przypominał dżunglę, przez którą musieli się przedzierać. Może właśnie z tego względu nie zauważyli pułapki, którą zastawiono. Czy była ona na nich, czy może na tutejsze zwierzęta? Tak naprawdę nikt pewnie nie byłby w stanie odpowiedzieć. Na pewno nie Lys, któremu na zawsze w głowie zapadł metaliczny dźwięk, który usłyszał po tym, jak coś pękło. Potem wszystko działo się w jego głowie w zwolnionym tempie…

Kiedy się odwrócił, aby zobaczyć, co się dzieje, jego ukochany już był obok, odpychając go, przez co upadł. Potem błysnęło coś metalicznego. Cokolwiek to było, sprawiło, że w ich stronę poszybowała strzała, która trafiłaby Lysa, gdyby ten nie został odepchnięty. Teraz ta sama strzała wystawała z głowy jego ukochanego. Który osunął się na ziemię, a do którego zbliżył się chłopak.

Lys nie był w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Trzymając w ramionach miłość swojego życia, kołyskał się delikatnie, totalnie nieczuły na to, co go otaczało. Wpatrzony był w kiedyś tak pełne życia, a teraz całkowicie martwe, błękitne oczy.

Lysander zapytany o to ile czasu minęło, zanim znalazła ich ekipa poszukiwawcza, którą za nimi wysłano, nie byłby w stanie odpowiedzieć. Dla niego równie dobrze mogły to być całe wieki… Znaleziono go, jak tulił do siebie martwe ukochanego i szeptał coś pod nosem, a jego twarz zalana była łzami. Tak naprawdę ciało musiało być zabrane od niego siłą, gdyż z własnej woli nie chciał go puścić, nie mówiąc już o poruszeniu się choćby o milimetr.


Kiedy zabrano go z powrotem na statek, był otępiały i nieprzytomny. Dawał się prowadzić jak szmaciana lalka. To samo tyczyło się pozbycia się zakrwawionych ubrań i zmycia krwi. Był po prostu podręcznikowym przykładem katatonii, a stan ten utrzymywał się kilka dni. Po nich wrócił jak robot do pracy, wykonując tak naprawdę mechanicznie wszystkie swoje zadania.


To wszystko utrzymywało się do dnia, aż na jego biurku nie pojawił się pierścień należący do jego narzeczonego. Wtedy to też tama pękła, a Lys nie był już w stanie udawać, że nic się nie stało. Jego serce było w kawałkach, tak sama jak psychika. To wszystko było jego winą. To on doprowadził do jego śmierci i to podwójnej: najpierw kiedy namówił go do przemiany, a tak naprawdę to zmanipulował, bo chciał go zatrzymać przy sobie na zawsze, a drugi raz w tamtej dżungli. Wtedy też pojawiła się w nim obsesja, aby wszystko naprawić: naprawić recepturę wampiryzmu, naprawić swoje błędy… naprawić siebie…

Ciekawostki
Wróżki nadały mu imię Allure w związku z tym, że kiedy trafił do ich społeczności i zaczął z nimi pracować, nadal był młodzieńcem, który lubował się w kuszeniu niewinnych duszyczek, które mu się nawinęły oraz skakaniu z kwiatka na kwiatek. Ponadto nie dzielił się on zbytnio swoją przeszłością, chcąc pogrzebać Hauru w odmętach swojej świadomości.
Lys zazwyczaj nosi dość mocne makijaże oczu. Wynika to nie tylko z jej upodobań, ale również faktu, że po przygodzie z kotem zostały mu blizny. Są one co prawda drobne i trzeba się przyjrzeć, aby je dostrzec, ale przeszkadzają wampirowi, więc je w ten sposób ukrywa.
Jeżeli już opuszcza obozowisko lub statek, to odkąd zyskał kocie oczy, nosi ciemne okulary, za którymi je skrywa.
Nie przepada za modyfikacjami, dlatego ich praktycznie nie ma. Wyjątkiem są kocie oczy w związku z wypadkiem z kotem. Lys należy raczej do tych członków ich społeczności, którzy cenią sobie swoje piękno i zachowanie go.
Kolory jego włosów dość często się zmieniają, sprawiając, że przypomina kameleona, który zmienia swoje kolory, aby przystosować się do otoczenia. Jedyne co pozostaje niemalże niezmienne to ich długość.
Na jego szyi zawsze wisi dość długi srebrny łańcuszek, na którym zawieszony jest pierścień należący do jego ukochanego. Dla Lysa to najcenniejsza, z którą nigdy się nie rozstaje.
Mimo dość pokaźnej kolekcji biżuterii na jego lewej dłoni niemal zawsze można zobaczyć jeden pierścionek, który jest bliźniaczy do tego na jego szyi.
Po prawej stronie na szyi ma dość dużą podłużną bliznę, która pozostała jako pamiątka po tym, jak próbowała targnąć się na swoje życie.
Po śmierci ukochanego popadł w nałogi: częściej sięgał po kielich oraz różne dziwne substancje. Nie zaburza to jego pracy, ale po nich jest bardziej nieznośny i zgryźliwy.
Sarkazm i flirt to jego podstawowe środki komunikacji, więc jego rozmówcy często nie wiedzą, czy z nich kpi, czy próbuje ich uwieźć.
Jest zafascynowana tym, jak ludzie postrzegają wampiry, dlatego z zapałem studiuje książki na ten temat oraz wprowadził do swojej szafy „wampiryczne” ubrania.
Jego nową obsesją stali się horomanci ze względu na ich predyspozycje do pracy z czasem. Wynika to nie tylko z jego przeszłości, którą chciałby zmienić, ale też z powodu badań nad wampiryzmem.
Oprócz ubrań, wszystkich swoich notatek badawczych i paru innych rzeczy, zabrał na statek ze sobą również Elira, która z powodu niewielkich rozmiarów nie rzuca się w oczy. Smoczyca najczęściej śpi owinięta wokół szyi swojego Opiekuna, kiedy ten pracuje, czym przypomina połyskliwy naszyjnik złożony z łusek. Lys bał się, że po przemianie nigdy więcej nie usłyszy w głowie jej głosu, ale jego obawy na szczęście się nie potwierdziły, przez co czasami postronni mają wrażenie, że mówi on sam do siebie w dziwnym języku, kiedy odpowiada jej w smoczej mowie. Smoczyca to pomaga w szklarniach, łapiąc małe owady i inne stworzonka, które zagrażają hodowanym tam rośliną oraz w razie potrzeby wyłapuje mniejsze gryzonie.
Uwielbia wszystkie zwierzęta, nawet kota, który pozbawił go wzroku, a tak naprawdę to lgnie do nich, dlatego czasami kiedy się zapomni potrafi zacząć głaskać zwierzęcopodobne fae, z którymi jest w bliższych relacjach.
Niemal zawsze ma przy sobie zeszyt i ołówek, w którym szkicuje albo prowadzi swoje notatki.
Jeżeli chodzi o rodzinne strony, to twierdzi, że ich nie pamięta, a wspomnienia stamtąd jak i te tyczące się jego rodziny wyblakły. To jednak sprytne kłamstwo, po które sięga, gdyż na samo wspomnienie o tym jak odszedł, ogarnia go wstyd.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
14.10.23 23:44
https://story-of-magic.forumpolish.com/t866-wampir-lysander#12419 https://story-of-magic.forumpolish.com/t889-wampir-lysander#12573 https://story-of-magic.forumpolish.com/t891-wampir-lysander#12576 https://story-of-magic.forumpolish.com/ https://story-of-magic.forumpolish.com/t892-love-drugs-and-blood#12580
Powrót do góry Go down
Story of Magic
[Wampir] Lysander Fd79c4e142d48381ed6eff66c6bcd53b
Przynależność : Kadra forum
Story of Magic
Administrator
akcept
Twoja karta została zaakceptowana!

Próba ratowania własnego życia doprowadziła Hauru do rytuału, który w zasadzie jej je odebrał. Lysander szukał wieczności dla swojej miłości, ale znów, rytuał nie był w stanie jej zapewnić. Allure wciąż wierzy, że nieśmiertelność jest w zasięgu ich ręki, uporczywie szuka rozwiązania. Nie ważne ile imion przybierzesz, ponura przeszłość wciąż za tobą kroczy. Na jak długo starczy ci wiary? Kiedy zwątpienie przekradnie się do twojego serca?



Bardzo nam miło powitać Cię na naszym forum, mamy nadzieję, że będziesz się dobrze bawić! W razie jakichkolwiek pytań czy wątpliwości, służymy pomocą czy na pw czy na discordzie. Stwórz teraz wszystkie dodatkowe tematy, takie jak dziennik, relacje czy komunikacja, a następnie koniecznie uzupełnij swoje pola profilu!

Na start dostajesz:
Pieniądze
150$
Punkty Doświadczenia
70PD
Punkty Człowieczeństwa
4

PD możesz wydawać poprzez zamówienia, a pieniądze możesz wydawać w sklepiku.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
20.10.23 19:33
https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com
Powrót do góry Go down
Skocz do: