Jajko miało swoją jedną niezaprzeczalną zaletę. Było w nim ciepło i wygodnie, przy czym szczególnie to pierwsze niezwykle pasowało Spiż, która jednak coraz bardziej rosła. Aż w końcu przestała się mieścić w otaczających cały jej ówczesny świat ściankach. Skorupka pękła, pozwalając młodej fae w końcu spojrzeć na to, co kryło się poza jej schronieniem. I musiała przyznać, że jajko było zdecydowanie nudniejsze niż to, co przed nią skrywało.
~~*~~
Już jako malutka, błyszcząca swoją metaliczną łuską istotka, była niezwykle ciekawska i pełna energii. Swoje imię dostała głównie ze względu na wygląd, szybko się jednak okazało, że swoje talenty i pasje również wpasowały się w imię niemal perfekcyjnie.
Od jej najmłodszych lat było wiadomo, że Spiż nie będzie należeć do tych, którzy siedzą z nosami w książkach. Owszem, była całkiem inteligentnym pisklakiem, nie potrafiła jednak usiedzieć zbyt długo przy nudnej lekturze, zamiast tego wolała poznawać świat za pomocą praktyki. Potrafiła wściubiać swój nos wszędzie, także tam, gdzie nie powinna, co sprawiało, że jej Opiekun martwił się, że Spiż będzie miała w przyszłości ogromne problemy z subordynacją. I na początku rzeczywiście, mieli rację.
Przynajmniej do czasu, aż nie udało mu się znaleźć jej właściwego zajęcia. Praca z bronią od samego początku zafascynowała Spiż. Podobał jej się fakt, że można było stworzyć coś pożytecznego, ale i niebezpiecznego. W połączeniu z rosnącą w niej magią bojową, zdobyte u odpowiednich mistrzów umiejętności w tych dziedzinach mogły pomóc stać jej się kimś, kto stanie się niezbędnym członkiem załogi. Droga do tego wcale jednak nie była łatwa.
Przede wszystkim musiała pohamować swój trochę dziki temperament. Trudno było jej usiedzieć w miejscu, zajmując się wkuwaniem kolejnych schematów i wiedzy niezbędnej do zostania prawowitym rusznikarzem, bo tę drogę właśnie dla siebie wybrała. Kolejne godziny spędzone w warsztacie powodowały jednak, że coraz bardziej pasjonowała się tematem, by w końcu samej z siebie zostawać do późnych godzin nocnych nad swoim biurkiem, projektując, konserwując powierzoną jej broń, a także tworząc kolejne małe dzieła.
A to sprawiało jej największą przyjemność. Nawet jeśli proces był żmudny i trudny i nieraz wyczerpywał jej pokłady cierpliwości.
Jej nauka oczywiscie nie obejmowała tylko tworzenia broni. Musiała nauczyć się jak się nią posługiwać. Na początku nie szło jej najlepiej. Kule nie trafiały w tarczę, nie potrafiła zrozumieć całego tego wpływu odległości, wysokości i wiatru na lot kul, co wprowadzało ją w ogromną frustrację. Psioczyła na lekcje, zagryzała jednak zęby i wykonywała kolejne ćwiczenia, które stawały się coraz trudniejsze. W końcu jednak udało jej się dojść do należytego poziomu, choć wylała nad tym wiele krwi i potu. Często dosłownie.
~~*~~
Jak każda wróżka miała wiele zajęć, czasem jednak zajmowała sobie nimi czas na siłę.
To nie tak, że nie lubiła towarzystwa. Miała jednak charakter, który niektórych odstraszał.
Nie była delikatna, nie lubiła mazgajenia się czy rozczulania się nad sobą. Na własną krzywdę reagowała agresją. Wyznawała zasadę oko za oko, ząb za ząb, nie bojąc się wszczynać kłótni, gdy uznała, że ma do tego powód. Co powodowało, że jej przydział do statku stanął pod znakiem zapytania. Miała talent i umiejętności, to, czego jej brakowało, to pokora. A tą zdobyła pracując przez kilka lat w kolonii. Wiedziała, że siedząc w jednym miejscu jedynie zmarnuje sobie życie. Musiała nauczyć trzymać płonący w jej środku ogień w ryzach. Pokazać, że potrafi się przyporządkować i podejść do swojej pracy z należytą ogładą. Dopiero wtedy pozwolono jej wsiąść na swój pierwszy statek.
Tam nauczyła się jeszcze więcej. Przeszkolono ją w posługiwaniu się bronią białą, uzupełniając tym samym jej bogaty zbiór umiejętności. Umieszczono wśród mechaników, przyuczać zaś miała się u fae będącym ogniomistrzem. I choć na początku była tylko od podaj, przynieś, pozamiataj, tak szybko zaczęła zajmować się coraz poważniejszymi zadaniami. To wtedy po raz pierwszy usłyszała jak jej przełożony czule mówi do armat na statku, nazywając je kolejnymi imionami. Na początku uznała to za niezwykle zabawne. Po setnym razie, gdy musiała wyczyścić osmalony rdzeń, uznała, że lepiej wyklina się rzecz, która ma imię. Po dwusetnym, zaczęła je nawet wymawiać z czułością. Broń którą się zajmowała, nie raz była w końcu powiernikiem jej sekretów, żali czy pomysłów. Głównie dlatego, że nie oceniała.
Nie była jednak zupełnym samotnikiem. Lubiła siadać do kart wraz z resztą załogi, napić się miodu, czy też porozmawiać na czcze tematy. Trudno było jej jednak do siebie kogoś dopuścić bliżej. Nielicznym się udało, zdobywając jej przyjaźń, którą trudno zachwiać. Bo im mniej ma się osób, na których ci zależy, tym mocniej o nie walczysz.
~~*~~
W końcu Spiż zastąpiła starzejącego się już fae, który do tej pory sprawował funkcję ogniomistrza. Ten usunął się, chcąc zostać w jednej z kolonii, woląc walczyć o los wróżek tam, a nie na pokładzie statku. Artyleria Obieżyświata wpadła więc w ręce młodszej wróżki, która gotowa była na kolejne poszukiwania. A te nie zawsze szły tak, jakby tego chciała. Nabawiła się wiele blizn, czy to w walce, która potrafiła nadejść nieubłaganie, czy to podczas obsługi wadliwego sprzętu, co zdarzyło się raz i wystarczyło jako lekcja na całe życie. Straciła zresztą przez to kawałek ucha, skórę na prawej ręce i chyba trochę ze zdolności słyszenia, choć woli się nad tym nie rozdrabniać. Zdobywała przy tym kolejne technologię do ich statku, wkładając w ich siłę ognia co nowsze i bardziej zabójcze rozwiązania, zachwycając się każdą nowinką i zdobyczą, która wpadnie w ich ręce.
A Ziemia wygląda pod tym względem niezwykle obiecująco, jeśli ją zapytać o zdanie. I nawet jeśli świat ten nie przyniesie im nowego miejsca zamieszkania, tak żyjące tu istoty mają niezwykłe pomysły, które chce poznać i wdrożyć.