Story of Magic


You know me now. I’m only good at beginnings.
Chance Regan
You know me now. I’m only good at beginnings. Giphy
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 5PD | 1295$
Chance Regan
Guślarze
Nie tak to wszystko miało wyglądać. Gdy przyjechał do NY, potrzebował odskoczni. Nie chciał myśleć o Chrisie, o tym jak porzucił Las Cruces i być może przez to już nigdy go nie odnajdzie. Nie chciał myśleć o sekcie, o Jamesie, o stopniowo traconej wolności. Nie chciał odczuwać cudzych emocji i myśli. Miał swoje, a przez ten wieczny, przytłaczający natłok czasem nie rozróżniał ich od tych obcych. Wtedy spotkał Ruth. Dobrze się razem bawili. Zawsze o to chodziło- o relaks, odcięcie się od problemów. Chance stanął na nogi i w pewnym momencie już jej nie potrzebował. Został poważnym informatorem, w dodatku konkurencyjnej sekty. Nagle fakt, że był z Bety, a Ruth z Alphy, stał się problemem. Więc zrobił krok do tyłu. Pozwolił by ich znajomość rozluźniła się, zbladła, niemal zupełnie przestała istnieć. Miał stanąć na nogi. Znowu jej potrzebował.
Nie pamiętał ile wypił. Jego ubranie przesiąknięte było zapachem trawy. Uciekł w to, co zostało pewne w jego życiu. Używki zawsze były pod ręką, gdy czuł się gorzej. Niestety przestało mu to wystarczać. Potrzebował kogoś, kto go posłucha, pomoże posegregować myśli, powoli oddzielić cudze od swojego. Stał pod jej drzwiami, oparty o framugę drzwi. Zapukał rytmicznie, trzy razy. Co jej powie? Że jest skończonym kretynem? Że niczego się nie nauczył, bo gdyby nie Sylwester najpewniej dalej by się do niej nie odzywał? Czuł niechęć do samego siebie. Przychodzi gdy tylko czegoś potrzebuje. Gdzie był, gdy Ruth otarła się o zgon? Potrafił tylko wbić na imprezę, zrobić zupełnie niepotrzebną uwagę o umieraniu i znów skupić się na sobie i swoich własnych wewnętrznych przeżyciach. Miało być już dobrze. Znalazł go, powinien się cieszyć. Dlaczego był tak bardzo wkurwiony? 
Ponownie zapukał. Było późno. Może już śpi? Albo nie ma jej w domu… W tym momencie drzwi się otworzyły. Chance poruszył się niespokojnie, wciąż opierając się całym ciężarem o framugę. Uśmiechnął się. Miało być czarująco, nie potrafił ocenić czy i jak bardzo mu się udało. - Przepraszam - wydukał, prawdopodobnie o dobre kilka sekund za późno. Zacisnął wargi w wąską linię. Powinien najpierw wymyślić co jej powie, potem pukać. Chociaż istnieje możliwość, że wtedy nigdy by nie przyszedł. Musi coś powiedzieć. Zachowałem się jak ostatni chuj, nie zasługujesz na to i na nic co dzisiaj powiem, jeśli w ogóle będziesz słuchać, bo naprawdę powinienem być najszczęśliwszy, ale nie potrafię i nie powinienem ci tego mówić, bo nie jesteśmy już przyjaciółmi, nie wiem czy kiedykolwiek byliśmy, ale nie mam do kogo pójść, bo znów wszystko ucieka mi z rąk i za moment znów wszystko się zmieni, a ja… Brwi Chanca opadły nisko nad oczy, sztywno ściągnięte. Wydał z siebie jedno długie, bardzo rozedrgane westchnienie jakby bardzo powstrzymywał się od płaczu lub innego wybuchu emocji. Jego dłonie zacisnęły się w pięści. - Przepraszam - powtórzył. Wzrok wbił w próg mieszkania. Czekał, prawie pewien, że zatrzaśnie mu drzwi przed nosem. Na jej miejscu pewnie by tak zrobił. Nie powinien mierzyć ludzi swoją miarą. Nie każdy jest takim egocentrycznym… Jego myśli znów stopniowo wpadały w spiralę skojarzeń, prześcigając się w wymyślaniu kolejnych określeń na jego paskudny charakter. Powinien wziąć się w garść. Czuł, że mógłby to zrobić. Wymagało to jednak wysiłku, a smutek był tak znajomy, przeraźliwie komfortowy. Nie miał siły. Był na to zbyt zjarany, niewystarczająco trzeźwy i obdarty z jakiegokolwiek optymizmu.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
09.03.21 23:42
https://story-of-magic.forumpolish.com/t363-guslarze-chance-regan#2232 https://story-of-magic.forumpolish.com/t364-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t365-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t367-przepowiednie-cyrila-malachia-hotline#2255 https://story-of-magic.forumpolish.com/t366-chance-chance-lize#2254
Powrót do góry Go down
Ruth Black
You know me now. I’m only good at beginnings. Giphy
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 29PD | 1145$
Ruth Black
Alpha Ophiuchi
Jakoś tak się złożyło, że w ostatnim czasie panna Black starała się nieco izolować od ludzi. Nie szło jej w kontaktach międzyludzkich, miała wrażenie, że czego się nie dotknie, to wszystko się pieprzyło. Bezpieczniejsze wydawało się zaszycie w swojej jaskini. Nie chciała kusić losu, po grudniowych wydarzeniach nieco przystopowała. Nieco przewartościowała swoje priorytety, była pewna, że umrze.. Los jednak dał jej kolejną szansę, nie zamierzała szybko jej zmarnować. Czuła pustkę, jakby dopiero dostrzegła, że nie ma w swoim życiu nic, poza sektą. Ile się będzie poświęcać? Ile dzieciaków jeszcze uratuje, a właściwie co później. Wiecznie będzie żyła chwilą, nie zastanawiając się nad sensem? Może czas wydorośleć.
Siedziała na kanapie z lampką białego wina w ręce. Alkohol stał się jej najlepszym przyjacielem, tak szybko łagodził ból. Na stole stała jedna pusta butelka, drugą właśnie zaczynała.Wieczór jak każdy inny. Tajfun leżał w jej nogach, spoglądał na nią smutnym wzrokiem, zwierzęta chyba wyczuwały, kiedy ich właściciele sobie nie radzili. Co chwila wychodziła na balkon, żeby uraczyć płuca kolejną porcją dymu, przed chwilą przyniosła sobie popielniczkę, nie chciało jej się biegać, co chwilę. Nie miała nawet do kogo napisać, nie czuła potrzeby na kontaktowanie się z kimkolwiek. Ruth miała problem z rozmawianiem o swoich wątpliwościach, jakoś wszystko zawsze przechodziła sama. Nie chciała nikogo obarczać swoimi rozmyślaniami, raczej należała do tych osób, które wyciągały ręce do innych i nie oczekiwały nic w zamian. Chętnie pomagała, taki już miała charakter.
Tajfun się poruszył, spojrzała na niego pytająco. Pobiegł w stronę drzwi, nie spodziewała się gości. Może coś mu się wydawało? Wtedy usłyszała pukanie. Rozejrzała się szybko po pomieszczeniu, czy nie wygląda zbyt niedbale. Kilka pustych butelek stało na blacie w kuchni, poza tym było w miarę czysto. Ruszyła więc w stronę drzwi. Z początku zastanawiała się, czy powinna się do nich zbliżać. Z drugiej strony, jeśli znowu ktoś chciałby ją zabić, to również wszedłby bez pytania, także może nie powinna się martwić? Wino powoli robiło swoje i nie do końca panowała nad torem, który wybierały jej myśli.
Spojrzała przez wizjer. Kiedy dostrzegła znajomą twarz otworzyła drzwi. Chance wyglądał nie najlepiej. Nie powinna tego oceniać, ale najwyraźniej nie ona jedna nie była dzisiaj w najlepszej formie. Ich kontakty nieco się rozluźniły.. wcześniej spędzali ze sobą więcej czasu, nie potrafiła tego zrozumieć, jakby zmiana jego pozycji w sekcie spowodowała, że się od niej odciął. Nie chciała się narzucać, skoro uważał, że już nie ma potrzeby się z nią spotykać.. nie zamierzała nalegać.W sylwestra, zrobiło jej się nieco przykro. Nie myślała, że będzie w jej stosunku, aż taki obojętny. Miała zamiar się z tym pogodzić, cóż bowiem mogła więcej zrobić?
Jego widok ją zdziwił. Przyglądała się mu tymi swoimi błękitnymi ślepiami. Nic nie mówiła, otworzyła jedynie drzwi na oścież, gdy usłyszała jego pierwsze przepraszam. Drzwi mieszkania Ru zawsze były otwarte dla potrzebujących, a Chance w tym momencie wydawał się nie być w najlepszej formie.Nie pozwoliłaby mu się od nich odbić. Wyciągnęła w jego kierunku swoją dłoń, nadal milczała. Jak na razie nie miała nic do powiedzenia. Zresztą nie będą prowadzili takiej rozmowy na korytarzu. O ile pozwolił złapać się za rękę to zamknęła drzwi i zaprowadziła go do centrum mieszkania. - Siadaj.. - Odparła, po czym poszła do części kuchennej po drugi kieliszek. Zauważyła, że trochę dzisiaj wypił, nie był to specjalnie trudny wyczyn, śmierdziało od niego alkoholem, zresztą od niej zapewne też. Postawiła kieliszek na stole i nalała do niego wina, pozwoliła sobie również uzupełnić zawartość swojego szkła. Przesunęła go w stronę Chanca. Była nieco zaskoczona jego wizytą, chciała mu wykrzyczeć, że jest na niego zła, że miał na nią wyjebane, że przecież omal nie zginęła, a nikt się tym zupełnie nie przejął. Miała w sobie dużo żalu, jednak ostatnio potrafiła panować nad swoimi emocjami. Nie zacznie go przecież opieprzać w momencie w którym ledwie się tutaj pojawił. - Co się dzieje. - Musiała zapytać, wiedziała, że musiało go tu sprowadzić coś konkretnego.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
10.03.21 20:57
https://story-of-magic.forumpolish.com/t294-guslarze-ruth-black https://story-of-magic.forumpolish.com/t297-guslarze-ruth-black https://story-of-magic.forumpolish.com/t300-guslarze-ruth-black https://story-of-magic.forumpolish.com/t340-ruth https://story-of-magic.forumpolish.com/
Powrót do góry Go down
Chance Regan
You know me now. I’m only good at beginnings. Giphy
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 5PD | 1295$
Chance Regan
Guślarze
Dał się wciągnąć do środka, zaprowadzić pod kanapę. Usiadł, gdy powiedziała by siadać. Poczuł ulgę. Jest tu, a ona pyta co nie gra. Będzie mógł mówić i w tym momencie, nie mógł już czuć się źle, że w ogóle tutaj przyszedł. Chyba tak już miał. Chwytał się tego, co było mu potrzebne, nawet jeżeli nie miał prawa o to prosić. Bo chyba nie miał. W końcu z życiem było tak, jak im wtedy wywróżył- dostajesz to, co dasz w zamian. Zawsze myślał o sobie jako o tym sprytniejszym, który wyciąga swoich ulubionych ludzi z problemów, w które się pakują. Zaczęło się od Chrisa, potem był Leo. Ruth… Z nią zawsze zakładał, że w tym układzie właśnie o to chodzi, by nie myśleć o problemach. Nie zastanawiał się czy dostawała to samo w zamian. Bo przecież gdyby przestało jej to odpowiadać, odeszłaby. Tak jak on. Bo chodziło o bezproblemowość, nic więcej.
Co się dzieje? Pokręcił głową. - Chyba jestem głupi - wzruszył ramionami. Gdy tylko skończył mówić, ściągnął brwi, myśląc intensywnie. - Bardziej niż myślałem - bo to że był wróżbitą o bardzo małym rozumku wiedzieli już raczej wszyscy. Mały rozum, małe szczęście i tylko ta niesamowita umiejętność prześlizgiwania się przez trudne sytuacje. Gdyby był postacią z horroru, pewnie dożyłby do końca, ale za jakąś straszną cenę. Wspinał się, wspinał, układał życie, a jak wydawało się, że wszystko już będzie w porządku, coś zawsze szło cholernie nie tak. - Nie chciałem cię wykorzystywać - wydukał po dłuższej pauzie. - Kusiło by mnie. Bo mam zbierać informacje, a ludzi tak łatwo się czyta - zaśmiał się nerwowo, odgarnął włosy z twarzy. - Myślałem, że jak będę dobry to… Nie wiem. James odpuści - chyba o to chodziło, kiedyś, kiedyś, na samym początku. O niezależność, wolność dla siebie i Leo. Kiedyś miał plan. Chciał zostać kimś, zbudować coś dla siebie i może nie tylko. Wyciągnął dłoń po kieliszek, upił spory łyk wina. - Więc… Wyszło jak wyszło. Starałem się. A potem się znalazł - jego głos ściszył się na ostatnim zdaniu, niebezpiecznie zahaczając o wzruszenie. Na jego ustach wykwitł uśmiech. Z początku łagodny, ale szybko skwaśniał, jakby przypomniał sobie o wszystkim, co go właściwie męczy. - James mnie ostrzegał. Teraz go nie ma. Leo jest na mnie zły. A ja tęsknię - przygryzł dolną wargę, bo najwyraźniej następne słowa miały być wyjątkowo trudne. - Tęsknię za Las Cruces i przyczepami, bo było chujowo, ale stabilnie i mniej więcej wiedziałem co robić - nie była to stuprocentowa prawda. Upiększał przeszłość. Nie chciał tam wracać, za nic, za żadną wiedzę i pewność. Ale tęsknił za pewnymi aspektami. Za słońcem i ”my przeciwko światu.” Zaśmiał się głośniej, nieco wyprostował, nieśmiało spojrzał w jej stronę. Nie na jej twarz, na ręce. Na tyle go było w tym momencie stać. - Chyba goni mnie karma - bo jak to inaczej wytłumaczyć? Nierealnymi ambicjami? Byciem niejako hipokrytą? Przecież od zawsze wiedział, że nic nigdy nie wraca. Życie to wieczna rotacja, jak pole przyczep. Ludzie przychodzą i odchodzą, na ich miejsce wskakują kolejni. Świat się zmienia i nic się nigdy nie powtarza, nie jako idealna kopia. Nawet wspomnienia się zmieniają. Za każdym razem opowiadana sytuacja delikatnie się zmienia, poleruje się jak często używana klamka i w pewnym momencie ma już niewiele wspólnego z prawdziwym wydarzeniem. Wspominał Chrisa miesiącami i teraz zbiera żniwo. Porównuje wspomnienia do rzeczywistości, ma zbyt wielkie oczekiwania. Ciekawe czy gdy pytał, czy nic się nie zmieni już wiedział, że nie będzie tak samo? Czy już go wtedy znał i tak otwarcie obejmował. Bez skrępowania. Chance czuł się nieswojo, dotyk był kolejną skomplikowaną kwestią. Coś czego chciał, ale nie potrafił wytrzymać na dłuższą metę. Czy teraz spotka go to samo, co Ruth? Powolne rozluźnienie relacji? Czy jest w tym momencie jak Leo? Zbyt przywiązany, by mogło być to dla niego dobre? Poczuł jak strach powoli wspina się po jego karku. Chyba tak. I chyba jednocześnie nie, bo to niesprawiedliwe zarzucać to wszystko Chrisowi, zupełnie nieadekwatne do sytuacji. Miał dobre intencje, to na pewno. Uporczywy głos w jego głowie powtarzał, że w Las Cruces było podobnie. Nie zatrzymało go to. Zostawił go bez słowa, a potem milczał latami, a Chance myślał, że jak przyjmie go z otwartymi ramionami to przez to przeskoczą, nie będzie problemu, wróci to co mieli, ale bardziej. Wszystko się na siebie nakładało. Wydawało mu się, że nie musi wybierać, a teraz wszystko wydawało się uciekać. Miał wokół siebie ludzi, ale czuł się sam. Nikomu na dobrą sprawę nie mógł powiedzieć wszystkiego, więc miotał się i zachowywał jak skończony pajac. Uśmiech na jego twarzy poszerzył się, znów upił wina. - Dałem dupy w każdy możliwy sposób - skwitował i w końcu na nią spojrzał. W tym momencie nie mógł zrozumieć dlaczego myślał, że zostawia ją dla jej własnego dobra. Prawie że z jakiegoś szacunku. Jeszcze trochę, a ego nie zmieści mu się do schowka na miotły, który tak hucznie nazywa biurem.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
10.03.21 22:24
https://story-of-magic.forumpolish.com/t363-guslarze-chance-regan#2232 https://story-of-magic.forumpolish.com/t364-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t365-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t367-przepowiednie-cyrila-malachia-hotline#2255 https://story-of-magic.forumpolish.com/t366-chance-chance-lize#2254
Powrót do góry Go down
Ruth Black
You know me now. I’m only good at beginnings. Giphy
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 29PD | 1145$
Ruth Black
Alpha Ophiuchi
Ruth miała to do siebie, że nigdy nie odmawiała pomocy. Każdy, kto do niej przyszedł został wysłuchany. Taki już to był typ człowieka. Czy było to dla niej dobre? Z tym może trochę gorzej, wysłuchiwała problemów wszystkich naokoło, jednak o swoich nie miała do końca z kim porozmawiać. Była dobrym słuchaczem, gorzej kiedy miała mówić o sobie. Wybudowała wokół siebie spory mur, nie otwierała się przed nikim, wolała sama rozwiązywać swoje problemy. Czy jej to wychodziło? To już zupełnie inna sprawa. Szczególnie ostatnio nie radziła sobie z tym, co działo się wokół. Starała się ignorować swoje problemy, wolała pomagać innym. Nie oczekiwała nic w zamian, sama świadomość, że dzięki niej ktoś mógł coś zyskać wystarczała. Jej też ktoś kiedyś podał pomocną dłoń - była to Morrigan, od tego czasu robiła to samo bez oczekiwania na jakiekolwiek profity. Karma w końcu wraca, może kiedyś i do niej los się odwróci?
Zmrużyła oczy, słysząc, co mówi Chance. Widać było, że chłopak jest w rozsypce. Westchnęła głośno, upiła spory łyk wina. Ostatnio wino pomagało jej przetrwać każdy dzień. Ułatwiało egzystencję, kiedy wypiła choć trochę, wszystko wydawało się jakieś łatwiejsze, a umysł jakby bardziej otwarty. Wykorzystać? - Wbiła w niego swoje spojrzenie. Może nie do końca dobrze odczytała dlaczego się od niej odsunął. Wydawało jej się, że po prostu znudziło mu się jej towarzystwo, że nie miała już nic ciekawego do zaoferowania. Zresztą wszyscy ostatnio się od niej odsuwali, a może to ona od nich? Budowała coraz większy mur wokół swojej osoby, miała wrażenie, że trochę dziczeje, coraz mniejszą przyjemność sprawiały jej kontakty z innymi osobami, najchętniej spędzałaby każdy wieczór z butelką wina, albo trzema w domu ze swoimi myślami. Oby nie zamieniło się to w jakiś obłęd.
- Słońce, tak działa ten świat. Każdy kombinuje, jak może. - Był chyba jedyną osobą, która myślała w ten sposób. Nie była do tego przyzwyczajona. Odsunął ją od siebie, żeby nie korzystać z jej informacji? Po co? W końcu każda sekta jakoś sobie radziła, zresztą standardem było konkurowanie między sobą o nowych członków, od lat brała udział w tych przepychankach. Nie miała nic do zarzucenia tym, którzy kradli jej młodzików sprzed nosa.
- Możesz się odciąć od Jamesa, wiesz o tym? - Miała świadomość, że był on nieco niebezpieczny, jednak jak tylko Regan by chciał mogłaby mu pomóc uwolnić się od wpływów mężczyzny. Nie wiedziała dlaczego tak bardzo są związani. Miała świadomość, że ich przeszłość pewnie miała z tym, coś wspólnego. Jednak przychodził taki moment, że trzeba było się odciąć, bo było to niezdrowe. Nie miała pojęcia dlaczego Chance jeszcze tego nie zrobił, co go powstrzymywało.
- Nie możesz uszczęśliwić wszystkich. - Miała wrażenie, że chłopak robi wszystko, by nikomu nie zaszkodzić, a jego pragnienia były na samym końcu. Może czas najwyższy iść własną ścieżką, nie patrzeć na wszystkich wokół? Powinien o siebie zawalczyć, a nie wiecznie się powstrzymywać. - Zacznij żyć Chance, przestań myśleć o wszystkich wokół, rób to co chcesz, nie patrz na to, czy kogoś skrzywdzisz. Inaczej obudzisz się za kilka lat i będziesz żałował, będziesz żałował, że nie robiłeś tego co chciałeś, tylko to, co wydawało ci się za słuszne, nie patrz na innych do cholery. - Ruth nieco się uniosła, bo było jej do po prostu szkoda. Jej się nie udało, ale może on będzie dzięki temu szczęśliwy? Ona od zawsze swoje potrzeby stawiała gdzieś obok, ważniejsi dla niej byli wszyscy inni. Nie życzyła mu tego samego, bo skończy jak ona, sam pijąc co wieczór z nadzieją, że coś się zmieni.
- Nie myśl o tym, co było, skup się na tym, co przed tobą. Walcz o to, żeby było jeszcze lepiej. - Łatwo jej się o tym mówiło. Całkiem nieźle szło jej udzielanie rad. Szkoda, że ze swoim życiem nie radziła sobie równie dobrze, może komuś da jednak do myślenia. Regan miał przed sobą jeszcze dużo, szkoda, żeby się zmarnował, może uda mu się jakoś to wszystko ułożyć.
- Kto z nas nie dał dupy? Musisz wziąć się w garść i jakoś to ogarnąć, nie bądź jak pizda. - Dopiła zawartość swojego kieliszka, po chwili uzupełniła zawartość. Wsadziła sobie w usta papierosa i go odpaliła. Nie sądziła, że spotka ją dzisiaj taka trudna rozmowa, miała nadzieję, że jakoś to dźwignie, a Chance się ogarnie. Szkoda jej go było.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
25.03.21 8:25
https://story-of-magic.forumpolish.com/t294-guslarze-ruth-black https://story-of-magic.forumpolish.com/t297-guslarze-ruth-black https://story-of-magic.forumpolish.com/t300-guslarze-ruth-black https://story-of-magic.forumpolish.com/t340-ruth https://story-of-magic.forumpolish.com/
Powrót do góry Go down
Chance Regan
You know me now. I’m only good at beginnings. Giphy
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 5PD | 1295$
Chance Regan
Guślarze
Owszem, każdy kombinował. Jak ktoś taki jak on mógł o tym nie wiedzieć? Sam kręcił ile wlezie od kiedy… W zasadzie od zawsze. Bardziej, gdy powoli przestawał być chłopcem, stawał się nastolatkiem, a takim zawsze łatwiej wpierdolić bez wyrzutów sumienia. Więc kłamał, kombinował, kręcił, byle wyjść na swoje. I nigdy nie czuł wyrzutów sumienia. Nawet dzisiaj, obracając coraz większymi pieniędzmi ściągniętymi ze zbyt ufnych ludzi szukających odpowiedzi na życiowe pytania, jakiegoś przewodnictwa po tym trudnym świecie, Chance nie czuł się przesadnie źle. Nie mógł powiedzieć, że kiedykolwiek martwił się nimi wystarczająco, by przestać to robić. Z Ruth było inaczej i właściwie wcześniej nie zastanawiał się nad tym zbyt mocno. - I co? Nie miałabyś nic przeciwko? - zapytał cicho, jego głos lekko ochrypły. - Spotykałbym się z tobą, ciągnął informacje jak po kablu, zanosił w zębach do Willy Wonky i nie miałabyś nic przeciwko? - pytanie przez moment wisiało w powietrzu. W końcu Chance zaśmiał się krótko, płytko. - Byłabyś wkurwiona, więc uciekłem zanim to zdążyło pierdolnąć - i to chyba była wersja najbliższa prawdy. Nie brzydziło go samo wykorzystanie jej, a raczej konsekwencje, które mogły za tym iść. Od kiedy rozwinęły się w nim talenty magiczne, nienawidził konfrontacji. Gdy ktoś nie miał drygu do mentalnej, miał wszystko jak na dłoni. Cały ból, oburzenie i obrzydzenie jego osobą. Kleiły się do niego jak muchy do lepu przez kolejne tygodnie. Jeśli ktoś znał się na mentalnej, a Chance niczego od niego nie wyczuwał, też dobrze nie było. Przyzwyczaił się, że zazwyczaj wie, co dzieje się wewnątrz rozmówcy. Mógł wtedy sprawnie dopasować słowa do potrzeb. A tak? Pusta karta, niewiadoma. I tak źle i tak nie dobrze.
Na wspomnienie Jamesa, prychnął cicho. Też tak myślał. Uwolni się i będzie z głowy. - To nie takie proste - powoli obracał kieliszek z winem w dłoniach, jakby badanie jego kształtu w jakiś sposób go uspokajało. - Jesteśmy w Becie, nie ma za bardzo przestrzeni na dystans - nie był to najważniejszy powód. - Jest jeszcze Leo - zapadła cisza. Chance szukał odpowiednich słów. Jak streścić ich małą, patologiczną rodzinę w krótki i przystępny sposób jednocześnie będąc pijanym? Na trzeźwo miałby problem. Chociaż, alkohol rozluźnia języki, dodaje odwagi. - Jamesa już trochę nie ma. Leo nadal czeka aż wróci, a ja nie mogę go zostawić - kiedy Leo zaczął być jego odpowiedzialnością? Nie potrafił stwierdzić. - Nie jest dobrze, ale bez nich też by nie było - przyznał w końcu. Kolejne słowa chwilę ciążyły mu na języku zanim zdobył się na wyrzucenie ich. - Bez nich nigdy bym nie wyjechał z Las Cruces. Siedziałbym w przyczepie, słuchając cudzych myśli aż bym się powiesił albo… Nie wiem. Strzelił sobie w łeb - nie wiedział co dokładnie dzieje się z tymi, których nie odnaleźli guślarze lub jakaś szkoła. Na pewno nic dobrego i tego akurat był pewien. Bo gdyby nie informacje, jakie zapewnił mu James, jakaś namiastka otuchy od Leo, straciłby rozum i w ten czy inny sposób skończył sam ze sobą. Była jeszcze inna kwestia. - To nie tak, że on chce źle, wiesz? Po prostu źle się do tego zabiera - spuścił głowę, jego ręce zatrzymały się na kieliszku. - Ostrzegał mnie i miał rację.
Słuchał jej uważnie. Miała rację. Wielu ta rada popchnęłaby do przodu, jak wiatr pod skrzydła. Odwrócił się w jej stronę, wzrok zawieszony na jej dłoniach. - Nie mogę o nich nie myśleć - zaczął powoli. - Na trzeźwo wiem co czują. Czasami trudno to oddzielić od tego, co ja czuję. W tłumie ich ekscytacja to moja ekscytacja - uśmiechnął się, ale był to napięty grymas. Kącik ust zadrżał kilkukrotnie. - Trudno się robi źle, gdy wiesz jak to na nich działa - i znów, nie bał się akcji, bał się poznać konsekwencje.
- Nie wiem czy… Czy w ogóle wiem czego chcę - wzruszył ramionami. Co miał jej powiedzieć? Że całe życie starał się nie mieć oczekiwań? Że wychowywał się w miejscu z zerową perspektywą słuchając jak to zepsuł matce życie? Zamrugał nerwowo, gdy poczuł, że łzy zbierają się pod jego powiekami. Wziął głęboki oddech. - Przed Nowym Yorkiem nie miałem jakichś, nie wiem, marzeń czy planów. Miałem jedną bliską osobę i to trzymało mnie w jakieś formie. Miałem z kim pogadać, o kogo dbać, za kogo stawiać się redneckom. A potem zniknął, a ja… - zawiesił się na moment, próbując upewnić się, że panuje nad głosem. - Ja zacząłem słyszeć głosy. I nie mogłem go szukać, bo bez pomocy, już mówiłem co by się stało gdybym został. Przyjechałem, zacząłem układać sobie życie i nagle teraz przed świętami znalazłem go - głos mu zadrżał, wziął głęboki wdech, wciąż walcząc o względny spokój. - Od trzech lat siedzi w Brakebills i nie dał nawet znaku życia. Bardzo chciałem to przeskoczyć, bo powinienem się cieszyć, że żyje, że znowu tu jest. I wiem, że nie będzie jak kiedyś, ale powiedziałem, że to ogarniemy, że i tak będzie dobrze - jego myśli zakołowały, na moment stracił wątek. O co był zły? Co tak naprawdę to wszystko spowodowało? - Nie wiem, Ru. Chciałbym to zostawić i po prostu być zadowolonym, że jesteśmy w tym samym miejscu i nie jest to Las Cruces. Ale to trzy lata… Zawieszenia. Czekania na cokolwiek. Informację, ciało, jebaną kurtkę w rowie. A on jest… Obłapuje się po pustostanach z Bartem tydzień po tym jak pytał czy może być jak kiedyś. I nie wiem - dopił wino jednym, dużym łykiem. - James miał rację. Powinienem trzymać dystans - cisza. Nie bądź pizdą. Zaśmiał się znowu, tym razem dłużej, bardziej melodyjnie. - Próbuję być odpowiedzialnym dorosłym - w jego głosie odbiło się karykaturalne zadowolenie. Wyprostował się, niby dumny z siebie. - Chyba mi nie służy.

Noc trwała, a Chance mówił i pił i palił, może nawet trochę płakał, ale sam nie był pewien. Miał nadzieję, że nie. Otworzył się przed nią, zupełnie obnażył i im dłużej tak trwali zamknięci w czterech ścianach, tym wyraźniej czuł wślizgujący się do jego głowy wstyd. Nie powinien się tak rozwodzić. Na pewno Ruth miała własne problemy, a on dorzuca jeszcze swoją działkę. Gdy wychodził, zaczęło już świtać. Wzbierające w nim emocje uciekły, ale wydawało mu się, że zostawia je gdzieś w jej mieszkaniu. Jak jej spojrzy w oczy? Pożegnał się krótko. Jeszcze raz przeprosił. Wciąż zdecydowanie nie trzeźwy, wyszedł na ulicę szukać drogi powrotnej do domu.

[zt]
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
27.03.21 23:26
https://story-of-magic.forumpolish.com/t363-guslarze-chance-regan#2232 https://story-of-magic.forumpolish.com/t364-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t365-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t367-przepowiednie-cyrila-malachia-hotline#2255 https://story-of-magic.forumpolish.com/t366-chance-chance-lize#2254
Powrót do góry Go down
Sponsored content
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Powrót do góry Go down
Skocz do: