Story of Magic


 :: 
Off-top
 :: Zakończone
A wszytko co wiem do dzisiaj, Że na początku i na końcu jest cisza
Freddy Watson
A wszytko co wiem do dzisiaj, Że na początku i na końcu jest cisza  89309087b8685b9e23532a08ff326b56edfeb255
Przynależność : Brakebills
Dyscyplina : Telepatia
Zasoby : 105PD | 1150$
Freddy Watson
Mentalni
Czerwiec, przed eventem.
Pub (NY), godziny nocne, środek tygodnia.


Prędzej czy później kurtyna opada, reflektory przygasają, a widownia wychodzi. Pozostaje cisza. Po szumnym przedstawieniu nie ma nic bardziej kojącego niż przywitanie jej z otwartymi ramionami i chwila refleksji. Chwila to kluczowe słowo. Nie można jej zbyt długo przedłużać, inaczej dojdzie do szybkiego przedawkowania, a tego efekt prezentuje dzisiejszy widok Watsona. Zawieszony nad w połowie pustą szklanką z miną zbitego psa. Ten brak uśmiechu jest zupełnie obcy na jego twarzy. Głębokie, czarne oczodoły, czerwony nos i delikatnie opuchnięte ślepia trudno dostrzec spod czupryny kręconych brązowych loczków, które strategicznie zasłaniają ten obraz nędzy i rozpaczy. Chłopak patrzy w dół, a przynajmniej tam skierowane są jego źrenice - wprost na brązowy liquid w szklance. Wbiła swój wzrok, z myślą o wskoczeniu na jej dno i tylko zastanawia się, czy miałby siłę wypłynąć. Nie mówi nic, nie słucha nikogo. Obce są dla niego głosy barmana, który co jakiś czas pyta się go dolewkę trunku. Nie zauważa młodych, zapewne pierwszorocznych studentek, które świdrując go wzrokiem. Gdyby tylko widziały co znajduje się pod tą brązową czupryną… Teraz była tylko cisza. Cisza, która zbierała żniwo swojej wygranej, sekunda po sekundzie. Jeżeli potrafi dopaść Freddiego, to każdy musi mieć się na baczności. Nie przyszliśmy tutaj jednak by oglądać jak gościu gabi się w alkohol. Jeszcze chwilkę, a podniesie się, spojrzy przed siebie i napije się łyka. Jeszcze chwilę.
I o - proszę, stało się. A wszystko dlatego, że w radiu zagrała piosenka, która przebiła w jakiś sposób ciszę.
- Barman. Ej, barman. Pod... wyżej.  Trochę.
Mężczyzna spojrzał na Watsona unosząc jedną brew. Chyba zdziwił się, że chłopak nadal żyje, a tym bardziej że potrafi mówić. Zdziwienie szybko minęło i zostało zastąpione zażenowaniem. Wiedział dokładnie o co mu chodziło i co zaraz nastąpi. Zawsze musiał się znaleźć taki jeden, każdego tygodnia - piosenkarz od siedmiu boleści. I nie mylił się, aż tak bardzo. Freddy pod nosem zaczął podśpiewywać do granej melodii, ale ograniczając się do minimum decybeli. Przekładając szklankę od prawej do lewej dłoni, wpatrywał się w poruszający pod wpływem siły liquid, aż jego uwagę przykuł dosiadający się obok chłopak. Zmierzył go wzrokiem i nie wierząc trochę w to co widzi, zamrugał parę razy powiekami. Brunet, kręcone loczki. Całkiem dobrze ubrany.
- Freddy? - zapytał szeptem.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
16.10.21 19:36
https://story-of-magic.forumpolish.com/t587-brakebills-freddy-watson https://story-of-magic.forumpolish.com/t593-brakebills-freddy-watson https://story-of-magic.forumpolish.com/t594-brakebills-freddy-watson https://story-of-magic.forumpolish.com/t596-it-s-not-freddy https://story-of-magic.forumpolish.com/t595-ej-ty-freddy
Powrót do góry Go down
Chance Regan
A wszytko co wiem do dzisiaj, Że na początku i na końcu jest cisza  Giphy
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 5PD | 1295$
Chance Regan
Guślarze
Powroty były dziwne. Właściwie to chyba nigdy tego nie przechodził. Całe życie przesiedział na dupie w przyczepie, nie myśląc nawet, że mógłby odejść. Tak dużo się zmieniło. Wracał do Nowego Yorku i miał do kogo wysłać wiadomość, że hej, już jestem, żyję, wszystko w porządku. Może mógł policzyć te osoby na palcach jednej dłoni, ale był to jakiś krok do przodu. Teraz trzeba było tylko postawić następny i koleiny, rozpędzić się trochę i ogarnąć życie. Nie było nikogo, kto próbowałby na niego wpłynąć, zmanipulować decyzje czy zupełnie odebrać możliwość wyboru. Czuł się trochę jakby stał nad przepaścią. Tyle przestrzeni i możliwości, jak nigdy wcześniej. Wyzwalające, ale i odrobinę paraliżujące. Dlatego stawiał małe kroki.
Wizyty w barach nie wypadły z jego planu dnia. Nadal wychodził, pił, bawił się, rzucał zaklęcia przelewając stres i negatywne emocje na innych. Odczuwał ich wszystkich. Filtrował to co do niego docierało i turlał się dalej. Powoli do przodu. Szukał mieszkania. Bawił się planowaniem przyszłości, chociaż jeszcze trochę niepewnie. Czuł, że wkrótce całkiem w to wpadnie. Na końcu tej drogi czekało rozczarowanie, wiedział, że tak najpewniej będzie, więc zastanawiał się czy nie lepiej najpierw wycisnąć z tej sytuacji tyle ekscytacji ile może. Ekscytacja. Dobre uczucie, też trochę obce. Bardzo mobilizowało do działania.
Bar wybrał trochę ze względu na estetykę, trochę na lokalizację. Dobre miejsce żeby zacząć. Mieli przyzwoite drinki. W ostatnich miesiącach zaczynał odkrywać nowe smaki. Zarówno alkohol, jak i jedzenie. Może trochę zachłysnął się tym wyborem. Chciał próbować wszystkiego. Wkroczył do środka pewnym krokiem, w ubraniu, które wybierał dłużej niż był skłonny przyznać. Moda, kolejna rzecz, która go ominęła. Po przyjeździe do Nowego Yorku stała się drugą skórą, kostiumem, pierwszą warstwą persony, jaką kreował. Teraz przekształcała się w coś innego, bardziej osobistego. Niewerbalna forma przekazu. Gdyby Chance Regan z Las Cruces albo Cyril Malachite Tarocista Astrolog zobaczyli go dzisiaj pewnie zareagowaliby gniewem. Bo kto by go wziął na poważnie? W za wąskich spodniach, pasku z okropną, ozdobną klamrą i koszuli rozpiętej o dobre dwa guziki za dużo. Słabe światło odbijało się w wyczyszczonej skórze jego kurtki; niezwiązane, blond włosy wydawały się ciemniejsze. Podszedł do baru, oparł się o niego ramionami i wysunął głowę do przodu, jakby niedowidział, próbując odczytać wypisane na tablicy za barmanem menu.
Zanim usłyszał pytanie, do jego uszu doszło nucenie. Uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Ah tak, śpiewane smęty. Mógł udawać, że wcale nie na tym spędził ostatnie trzy miesiące życia. Freddy? Odwrócił się w kierunku siedzącego obok typa. Uniósł brwi, uśmiechnął się blado. Tyle co wszedł, a już zaczyna się coś dziać. Nawet jeśli to tylko wyraźnie przytłoczony koleś. Wydawali się być zbliżeni wiekowo. W słabym świetle nie potrafił stwierdzić nic dokładniejszego. W pierwszym odruchu zaczął szukać jakichś wizualnych wskazówek, kim mógł być, czym się zajmował, czego mógł chcieć. Skarcił się w myślach. Po co to robić? Zapija smutki, tyle wystarczy. - Nie, nie ten człowiek - mruknął w końcu, lekkim, może odrobinę rozbawionym tonem. Skoro już się trafiła ta sytuacja, czemu by jej nie pociągnąć? To nie tak, że ma lepsze zajęcie. - Ale jak trafisz, stawiam kolejkę - uśmiechnął się szerzej. Plusy posiadania nie tak znowu typowego imienia. Zdecydowanie nie wystarczało to by dziękować rodzicielce, ale przynajmniej mógł jej dopisać tego jednego, maleńkiego plusa. Reszty bilansu lepiej nie podliczać. - Wiesz, w czwartki jest karaoke. Nie trzeba śpiewać pod nosem - dodał, ponownie wbijając wzrok w listę drinków. Rum? Bezpieczny wybór. Gdzieś w którymś składzie mignął mu absynt. Zmrużył oczy w przypływie zaciekawienia. Może zaszaleć i spróbować? Zielonych wróżek raczej nie będzie, ale zawsze będzie mógł powiedzieć, że tak, pił alkohol dla prawdziwych artystów. Jak mu jeszcze nie zasmakuje to już w ogóle! Tyle możliwości do pretensjonalnych komentarzy. Wspaniale.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
16.10.21 23:14
https://story-of-magic.forumpolish.com/t363-guslarze-chance-regan#2232 https://story-of-magic.forumpolish.com/t364-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t365-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t367-przepowiednie-cyrila-malachia-hotline#2255 https://story-of-magic.forumpolish.com/t366-chance-chance-lize#2254
Powrót do góry Go down
Freddy Watson
A wszytko co wiem do dzisiaj, Że na początku i na końcu jest cisza  89309087b8685b9e23532a08ff326b56edfeb255
Przynależność : Brakebills
Dyscyplina : Telepatia
Zasoby : 105PD | 1150$
Freddy Watson
Mentalni
Należy pochwalić mężczyznę, (który zdecydowanie nie był Freddim) za jego elokwencję i odwagę w kontynuowaniu tej rozmowy. Nie każdy zareagowałby z otwartymi ramionami na zaczepiającego go pijanego randoma. Czym Freddy zawdzięczał takie podejście? Swojej cudownej fryzurze, opuchniętym oczom czy alkoholowym oddechu? A może bijąca od niego żałość i rozpacz była dzisiejszego wieczoru w modzie? Watson zamrugał parę razy powiekami, aż obraz przed jego oczami wyjawił oszałamiający sekret - chłopak nie był drugim Freddim. Był za to miły, czarujący i przystojny. Oh, gdyby dzisiaj miał odpowiednie kredki do malowania świata- natychmiast podbiłby swoim urokliwym spojrzeniem i zagadał jakimś charyzmatycznym żartem. Niestety, przyszło mu kolorować dzień odcieniami szarości, więc nawet nie zamierzał się łudzić. Westchnął głęboko i przetarł zmęczone oczy. Miał dość natłoku emocji, wszechobecnej melancholii, a przede wszystkim miał dość siebie - tego smutnego, zatraconego, specjalnego przypadku, który potrafił tylko siedzieć i patrzeć się w szklankę. Do niczego więcej się nie nadawał. Prawda jest taka, że całe jego życie było pasmem wydarzeń udowadniającym mu, że nie ma dla niego miejsca w społeczeństwie. Beznadziejny czarodziej, beznadziejny brat i niczego warty partner. Gubił przyjaciół szybciej niż skarpetki i za każdym razem wmawiał sobie, że przecież taka jest kolej rzeczy. Gdzieś pomiędzy zgubił i siebie. Bycie czarodziejem miało mu pomóc w odnalezieniu sensu i chodź zdecydowanie pomogło opanować negatywy jego życia, tak w końcu okazało się tylko tymczasową zasłoną, która opadła właśnie dzisiaj. Miał ochotę wyskoczyć ze skóry i wtopić się w szary krajobraz o dźwiękach samotności, ale nie było mu to pisane.
- Przepraszam… pomyliłem Cię .. z kimś. - zbyt słaby, zbyt przygaszony, aby próbować wytłumaczyć pijackie zachowanie. Przysunął szklankę do ust z zamiarem upicia łyku, ale nawet na alkohol nie miał siły. Niecodzienna sytuacja. Zrezygnowany odstawił szklankę i po chwili skierował wzrok na nieznajomego. Czyżby samotność miała mu tak łatwo odpuścić? Być może zebrała już wystarczające żniwo dzisiejszego wieczoru i postanowiła dłużej nie katować młodego czarodzieja?
- To zróbmy tak. Ty powiesz mi swoje imię, a ja postawie kolejkę. - zaproponował shortcut. W normalnej sytuacji nie przepuściłby ani dobrej zgadywanki, ani darmowego drinka, ale dzisiaj świat został obrócony do góry nogami. Przywołał barmana gestem dłoni, na co mężczyzna z kwaśną miną odstawił wycierane szklanki i chwycił za butelkę whiskey, którą dotychczas pił Watson.
- Ten trunek mi dzisiaj nie służy. Ciemne piwo poproszę, a mojemu...znajomemu.. co chcesz? Na pewno coś lepszego od tych sików - wskazał kiwnięciem głowy na trzymaną przez barmana butelkę. Jak nic próbował pozbyć się swojego gorszego alkoholu na młodo wygląjących klientach. Freddy nie zdziwiłby się gdyby gdzieś między 4-5 drinkiem, podmienił trunek na ten po terminie ważności, licząc, że upity już nie zauważy. Well, Freddy zauważył. Co jak co, ale na alkoholach znał się doskonale. Gdyby tylko pił tyle wody, co alkoholu, to może nie wylądowałby w takim stanie, w środku nocy, zupełnie sam.
- Karaoke chyba sobie odpuszczę. Mój talent powinien być dawkowany. Rozumiem, że to Cię sprowadza? Chęć śpiewania? - zniżył trochę głos i teatralnie zasłonił twarz dłonią od strony sali. - muszę Cię ostrzec, że dzisiejsza publiczność jest raczej niemrawa. Mogą nie docenić prawdziwego talentu
To prawda, jak na Nowy York, bar był praktycznie pusty. Dwa stoliki okupowały najebane w trzy dupy studentki. Jeszcze pół godziny temu darły się do mikrofonu przedstawiając piosenki Britney Spears z każdego etapu jej życia. Teraz część z nich spała w kącie, a część podłapała Watsonowy humor i przez płacz omawiała podboje miłosne. Kilku brodatych mężczyzn grało w karty, sącząc przy tym kolorowe drinki. Ach! I nie można zapominać o zakochanej parze, która jako jedyna zainteresowana była wieczorem karaoke. Kobieta z podekscytowaniem przebierała między listą piosenek, nie dając mężczyźnie nawet dojść do głosu. Wyglądało na to, że ich następnym wykonaniem będzie piosenka z HSM.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
17.10.21 15:12
https://story-of-magic.forumpolish.com/t587-brakebills-freddy-watson https://story-of-magic.forumpolish.com/t593-brakebills-freddy-watson https://story-of-magic.forumpolish.com/t594-brakebills-freddy-watson https://story-of-magic.forumpolish.com/t596-it-s-not-freddy https://story-of-magic.forumpolish.com/t595-ej-ty-freddy
Powrót do góry Go down
Chance Regan
A wszytko co wiem do dzisiaj, Że na początku i na końcu jest cisza  Giphy
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 5PD | 1295$
Chance Regan
Guślarze
Miły, czarujący, przystojny. Zawsze starał się taki być, szczególnie od czasów porzucenia Południa. Lubianym zawsze było w życiu prościej. O dziwo wśród lepiej sytuowanych, kulturalnych ludzi odnajdował się lepiej. Studiował ich zachowanie jak przykładny student uczy się książek. Naśladował zachowania, szlifował akcent chociaż ten jeszcze nie wygładził się całkowicie. Nadal zaciągał nowo meksykańskim, chociaż już nie tak ostrym co kilka lat temu. Szybciej było policzyć ludzi, do których podchodził z innym nastawieniem. Zawsze był jakiś powód, wyraźna cecha, którą już na starcie źle kojarzył. Chociażby nadmuchane karczki o pijanych spojrzeniach. A koleś przy barze był tylko pijany i wyraźnie smutny, a to przywoływało zupełnie inne, całkiem świeże wspomnienia. Chance nie był dobrą osobą. Co najwyżej przyjemną, chociaż to i tak nie zawsze. Wiedział, że jego empatia lata bardzo nisko, nawet po nagłym wzroście spowodowanym przebudzonymi zdolnościami magicznymi. Potrafił dostrzegać emocje na ludzkich twarzach. W przeszłości była to kluczowa umiejętności. Nie potrafił się bić, więc musiał przynajmniej w porę spierdalać. A teraz doświadczał cudzych uczuć na własnej skórze. Nieprzyjemne, bo nie mógł dłużej udawać, że jego zachowanie nie niesie ze sobą konsekwencji. Kiedy naciągane dewotki odkrywały przekręt czuł się źle, ale wcale nie dlatego, bo doił z nich pieniądze. Czuł się źle, bo doświadczał ich negatywnych emocji i aż za dobrze wiedział, że kierowane są w niego. Tak więc bardzo uważał, żeby nie zetknąć się bezpośrednio z konsekwencjami. Z drugiej strony, to nie tak, że Chance wcale nie potrafił empatyzować. Było to trudne, ale nie niemożliwe. Patrząc na budzącego żałość chłopaczka przypominał sobie pierwsze tygodnie w Santa Fe. Wszystkie wypite butelki rumu, odurzanie się na wszelkie sposoby, byleby zapomnieć o ostatnich miesiącach. Empatyzował najszybciej, jeśli potrafił się utożsamić. Chyba właśnie to się zadziało. Wiedział jak to jest zapijać samotnie smutki, może nawet czekać aż stanie się coś relatywnie pozytywnego, przerwie przytłaczający schemat. Tak więc pociągnął rozmowę i oprócz świecenia ładną buźką postanowił popłynąć z byciem czarującym, a nawet i miłym. Może sam poczuje się lepiej robiąc coś bezinteresownego i z zasady dobrego.
Pomylił go. Uśmiech na twarzy Chanca poszerzył się na krótką chwilę. Nie zamierzał wnikać czy rzeczywiście była to pomyłka czy jakiś sposób na zagajenie rozmowy. - Zdarza się - skwitował krótko. Niestety wyglądało na to, że w zagadki sobie nie pograją. Trudno. Trzeba mamie wymazać plusa, ale za to cieszyć się darmowym drinkiem. - Chance - ile razy został zapytany czy to takie prawdziwe imię czy jednak ksywka? Nie wiedział co by musiał zrobić żeby zapracować sobie na ten przydomek, no ale mniejsza o to. Mogła mu dać Dobre Irlandzkie Imię. Może wtedy mógłby założyć bar i nazwać go sam po sobie? Przychodziliby wtedy do niego i pytali skąd nazwa, a on mógłby sprzedawać historię jak to z dziada pradziada dzielą imię, nazwisko i bar. Taka stracona szansa. - Niech będzie Hooligan - nazwy drinków prawie tak wspaniałe jak nazwy kolorów farb do ścian. Grunt, że spróbuje tego jakże szalonego absyntu. Spojrzał na męczoną przez typa butelkę, potem na barmana. Sikacz? Westchnął cicho. Chowając ręce pod barem, zaczął rzucać zaklęcie. Liczył, że podpity kolega nie zwróci uwagi. Jak pić to tylko znośne trunki! Albo lepiej. Szybka mentalna sztuczka miała im zapewnić właśnie te lepsze. - Bo whiskey smakuje najlepiej z cygarem i plikiem świeżych banknotów - zaśmiał się krótko pod nosem. Nie żeby kiedykolwiek palił cygara albo trzymał plik banknotów w rękach, o świeżo drukowanych nawet nie wspominając. Z nutą niepewności czekał na rezultat zaklęcia. Zawsze może się ręka omsknąć, a rykoszetu naprawdę by nie chcieli. Kiedy alkohol w końcu się przed nimi pojawił, upił niewielki łyk, testując dzisiejszy eksperyment. Dziwny. Trochę jakby pasta do zębów, ale nie do końca w negatywnym słowa znaczeniu. Spojrzał na biedną ćmę barową. Po swoim nie oceni czy dobre, bo daleko mu do konesera absyntu, więc trzeba przetestować na kim innym. Jeśli Freddie sprawdziłby w tym momencie rachunek, mógłby zauważyć, że chancowy fancy drink został policzony jako drugie, ciemne piwo.
- Ty chyba nie chodzisz często na karaoke, co? - w jego głosie znów zabrzmiało wyraźne rozbawienie. - Od kiedy zły głos powstrzymuje pijanych przed śpiewaniem? - posiedzisz na jednym wieczorku odpowiednio długo, zawsze znajdzie się przynajmniej jeden chętny, by pozawodzić do mikrofonu. - Mayhaps - nie pojawił się tu dokładnie z takim zamiarem. Jakoś nie targały nim silne emocje, by miał czym się artystycznie uzewnętrzniać. Chyba wyrzucił wszystkie w Santa Fe. Z drugiej strony, ostatnio nie miał zwyczaju odmawiać dobrego darcia mordy do ulubionych przebojów.
Kiedy Freddie zwrócił uwagę na innych gości baru, Chance omiótł ich szybkim spojrzeniem i wysnuł zupełnie inne, własne spostrzeżenia. Nie było ich wielu. Oznaczało to, że lokal wypełniało zdecydowanie mniej emocji, niż zazwyczaj. Czy w takim razie siedzący obok człowiek nie powinien być wyraźny w jego wewnętrznym, uczuciowym radio? Ściągnął brwi. Wydawał się przybity, ale Chance nie czuł nic. Czyżby miał do czynienia z kimś, kto liznął mentalnej? Jeszcze rok temu ożywiłby się z nadzieją, że podsunie Maeve nowy cel do rekrutacji. Dzisiaj sam powoli separował się od sekty. Wyższy zysk zniknął, ale informacja wciąż wzbudzała pewną ciekawość. - Każdą widownię można rozruszać - kiedy wokalista magicznie ich motywuje powinien dodać. Wzruszył ramionami. - Ale zbiorowe zapijanie smuty to też jakąś estetyka - kłóciłby się, że nawet całkiem chwytliwa. Zazwyczaj wtedy, kiedy była zupełnie fikcyjna i mogło się złapać odpowiedni dystans, ale no. Ponownie pociągnął ze szklaneczki, powoli przyzwyczajając się do specyficznego smaku. - A ciebie co sprowadza? - mruknął, próbując jakoś pociągnąć rozmowę. - Co cię strzeliło żeby tak godzić się na sikacza? - może pytanie przekraczało jakieś granice dla przypadkowego faceta z baru, ale cóż, jak płakać to obcym, nie? Potem nie trzeba się wstydzić.

Na mentala: 9, 1, 10, 7, 7, 8
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
17.10.21 20:30
https://story-of-magic.forumpolish.com/t363-guslarze-chance-regan#2232 https://story-of-magic.forumpolish.com/t364-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t365-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t367-przepowiednie-cyrila-malachia-hotline#2255 https://story-of-magic.forumpolish.com/t366-chance-chance-lize#2254
Powrót do góry Go down
Freddy Watson
A wszytko co wiem do dzisiaj, Że na początku i na końcu jest cisza  89309087b8685b9e23532a08ff326b56edfeb255
Przynależność : Brakebills
Dyscyplina : Telepatia
Zasoby : 105PD | 1150$
Freddy Watson
Mentalni
Stawianie barier przychodziło mu naturalnie, zarówno te emocjonalne, jak i magiczne. Te pierwsze ćwiczył już od małego. Dokładnie pamięta ten moment, gdy ułożył pierwszą cegiełkę swojego muru. Pierwsza klasa podstawówki miał wtedy 7 lat i uradowany z podbojów naukowych, wracał do domu dumnie trzymając w dłoniach specjalne wyróżnienie od nauczycielki za pracę plastyczną. Cieszył się, że efekty jego pracy zostały docenione na forum całej klasy. I chociaż daleko mu było do Picassa, to różowy słoń na niebieskim rowerku nie mógł być lepiej narysowany. Przez całą drogę do szkoły pławił się w dumie, myśląc o reakcji rodziców. Spodziewał się zaskoczenia z kapką dumy, ubrane w szeroki uśmiech. W końcu w czymś był dobry- na miarę wyróżnienia! No cóż, jak się pewnie domyślasz, 7’letni chłopiec przekonał się co oznacza naiwne podejście do życia. Już na wejściu otrzymał reprymendę na temat gorszej oceny z matematyki, a aby dodać 1+1, to dodatkowo został zbryzgany za artystyczne aspiracje. Bycie artystą nie miało racji bytu w domu Watsonów. Wyrwany ze słodkiej dziecinnej mgiełki, wylądował w swoim pokoju z piekącym od ojcowskiej dłoni policzkiem i rozdartym na 4 części różowym słoniem na niebieskim rowerku. Następnego dnia, zapytany o czerwony ślad na połowie swojej drobnej twarzy - skłamał. Przewrócił się jak jechał na rowerze i nie ma co drążyć tematu. Już w tym wieku, odkrył, że łatwiej zamieść problem pod dywan, niż stawić mu czoła. Z biegiem czasu poznał idealne sposoby na separacje swoim emocji od swojej aparycji. Wystarczyło trochę kropel alkoholu (chociażby sikacza), buch zielska i zapomnienie maluje na twarzy sztuczny uśmiech. Czas mija wtedy szybciej, przewija wszystkie momenty - dobre i złe- ale kto by porównywał straty, gdy wszystkie zmysły działają antydestukcyjnie? Ciągną ten szyk kłamstw, aż w pewnym momencie stają się automatyczną rutyną. Jak dobrze naoliwiona maszyna, nakłada uśmiech każdego ranka, aż w końcu zapominasz, że to tylko iluzja.
- Fre…- chwila zawahania przed podaniem swojego imienia. Czy nie będzie to dziwne, jak przedstawi się imieniem, które przed chwilą użył do marnej próby identyfikacji Chance’a? Well, who cares. - Freddy. Watson.
Niewyraźne spojrzenie, pusty wyraz twarzy i uśmiech formujący się w potach i boleściach. Może nie wyglądał odpowiednio, ale doprawdy miło mu było poznać kogoś i przerwać nękającą go ciszę. Skupił się na mężczyźnie o imieniu Chance, które swoją drogą było dość… kontrowersyjne- szczególnie dla białego faceta. Może rodzice chcieli by został gejem? Cokolwiek miałoby oznaczać “Chance” w oczach rodzicielki, przynajmniej wiadomo, że poświęciła temu wyboru trochę czasu, w porównaniu z Freddim, którego imię zostało wybrane po ojcu swojego ojca. W celu kontynuowania tradycji, jego syn będzie nazywał się Steven, a później znowu Fredrick. I znowu Steven. I Freddy. I tak w kółko, aż do porzygu.
- Chance, ciekawe imię. - krótko skomentował ich zapoznanie, aby nie uniknąć niezręcznej ciszy. Czy zachęci to chłopaka do opowiedzenia historii życia i zwierzeń o trudnym dzieciństwie? Wątpił, chociaż w tym momencie nie miałby nic przeciwko przekierowaniu jego myśli o swoim żałosnym życiu, na żałosne życie kogoś obcego. Taka krótka przerwa dobrzy by mu zrobiła.
Nie zawsze był fancy burżujem pijącym whiskey po pubach. Zanim odkrył świat magii i względnie dobrze opanował podstawy iluzji/ mentalnej - jedyne na co było go stać to sikacz lub tanie wino. Teraz mógł pozwolić sobie na lepsze trunki, ale na koniec samotnego wieczoru i tak lądował przy sikaczu. Może to sentyment, a może lekceważenie sprytu barmana. Cokolwiek to było, był zbyt zmęczony, aby cokolwiek go obchodziło. Przyjmował co dawali i tyle. Tak samo przyjął w dłoń kufel ciemnego piwa i rachunek, na który spojrzał kątem oka. Dwa piwa? Uniósł brew ze zdziwieniem i spojrzał na drink Chanc’a. Hm… coś było nie tak. Przeniósł wzrok na swój kufel piwa, a następnie jeszcze raz na paragon. Kufel piwa…. Drink… kufel piwa… dwa kufle piwa? Czyżby mentalnie wpłynął na barmana, nawet gdy nie próbował? A może zwyczajnie gościu źle go policzył? Nieważne. Już i tak zbyt dużo czasu spędził na zaglądaniu darowanemu koniowi w zęby. Czy jakoś tak.
- Smacznego - uniósł kufel w geście toastu i pociągnął większy łyk piwa. Może być. Takie ot co, ciemne piwo z beczki. Nic specjalnego, co pobudziłoby kubki smakowe.
Watson i karaoke? Czy istniał bardziej lojalny i pasujący duet? Krótko odpowiadając - nie. Freddy uwielbiał karaoke, bo składało się z trzech przyjemności złączonych w jedną całość: śpiew, robienie z siebie klauna i masa alkoholu. W normalnych okolicznościach nie przepuściłby możliwości zaprezentowania swoich umiejętności i zyskania nowego wiernego fana. Trudno jednak nazwać melancholijny stan, idealnym do takich czynności.
- Jaki zły głos? Kto ma zły głos? - prychnął trochę zbyt agresywnie. Zdecydowanie taki ton głosu nie znajdował się w jego naturze, dlatego pośpiesznie poprawił się celując w ton bardziej przyjazny uszom- Mój głos jest zwyczajnie zbyt dobry na dzisiejszy wieczór. Mogę Ci jednak kibicować jak zdecydujesz się wejść na scenę.
On i krzesło barowe wstąpiły w związek na zasadzie symbiozy. On pozostaje wierny i nie próbuje wstawać, a ono stabilnie utrzymuje sylwetkę nie dając znaku nogom, że ich właściciel jest w ciężkim stanie. Taki układ może rozwiązać jedynie niezwykła moc trzeźwości, na co jednak nie zanosiło się zbyt szybko- bo Watson pociągał kolejne łyki piwa. Po usłyszeniu pytania od Chance’a zmarszczył brwi i chwilowo przyglądał mu się w milczeniu. W pierwszej kolejności przewrażliwiony mózg Watsona podrzucił mu na język, niezbyt miłe pytanie - “a co Cię to ku*wa obchodzi?!”, ale na szczęście alkohol zawiązał mu język na tyle, by te słowa nie wyszły na światło dzienne. Po paru sekundach doszedł do wniosku, że pytanie chłopaka wcale nie musiało oznaczać kłopotów, spisków, ani czyhającego na niego sześciopalczastego - nie popadajmy w histerię. Siedział obok niego miły, przystojny chłopak, który po prostu najzwyczajniej w świecie chciał porozmawiać. Tyle. Tyle? Zamrugał parę razy powiekami i skierował wzrok na swoje piwo.
- Hm… duży, by mówić. Trochę tego, trochę tamtego. - pociągnął kolejny łyk piwa. - Ludzie padają jak muchy ostatnio. Pogrzeb za pogrzebem… a ty siedzisz i zastanawiasz się, czy rzeczywiście zmieniłeś swoje życie, czy jesteś kolejny w kolejce. - mruknął wpatrując się w dno kufla z piwem. Ciemny liquid pozbawiony został puszystej pianki i tylko mienił się złotym kolorem odbijanym przez barowe światełka. Głębokiego przemyślenia o życiu były dzisiejszym tematem przewodnim w głowie Watsona. Zadawał pytania, przekształcał je na formę bardziej depresyjną, a potem pozostawił bez odpowiedzi, melancholijnie przysłuchując się ciszy, jakby miała uformować jakąś odpowiedź.
- Tak czy inaczej, na zdrowie - podniusł szklankę w geście toastu. Wątpił by chłopak zrozumiał coś z tej paplaniny, ale jeżeli tak, to może czas zmienić temat? Na coś bardziej przyjemnego? - A co Ciebie tutaj sprowadza jak nie karaoke?
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
01.11.21 21:56
https://story-of-magic.forumpolish.com/t587-brakebills-freddy-watson https://story-of-magic.forumpolish.com/t593-brakebills-freddy-watson https://story-of-magic.forumpolish.com/t594-brakebills-freddy-watson https://story-of-magic.forumpolish.com/t596-it-s-not-freddy https://story-of-magic.forumpolish.com/t595-ej-ty-freddy
Powrót do góry Go down
Chance Regan
A wszytko co wiem do dzisiaj, Że na początku i na końcu jest cisza  Giphy
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 5PD | 1295$
Chance Regan
Guślarze
Powtarzające się imię zarobiło od Chanca jedną uniesioną brew i połowicznie zdziwione spojrzenie rzucone z ukosa. No trochę dziwnie, co będzie kłamał, ale z drugiej strony, Freddie wcale nie było rzadkim imieniem. Nie to co Chance chociażby. Był zupełnie gotowy uwierzyć, że faktycznie Freddie Watson zna jeszcze jakiegoś innego Freda.
Czy mama Regan chciała mieć syna geja? Gdyby już musiał odpowiadać, pewnie powiedziałby, że szanse są niewielkie. Właściwie był prawie pewien, że nie chciała niczego. No może poza jakimś nagłym cudem, który wyciągnąłby ją z tego dołu, do którego wpadła lata przed jego narodzeniem. Stąd imię. Szokująco, magia słów nie pomogła. Kto by się spodziewał. Starał się nie myśleć o niej zbyt często. Na pewno rzadziej niż jeszcze ten rok temu. Powinien zamknąć ten rozdział całkowicie. W końcu nie było już mamy, Chance nie był już obdartym dzieciakiem z przyczep, a Las Cruces leżało gdzieś tysiące kilometrów drogi stąd. Nie ważne kogo chciała jego matka, zaczął się skupiać na własnych oczekiwaniach. I może jeszcze tych najbliższych mu osób. Nie żeby było ich wiele. Przez jakiś czas rozważał nawet czy by przypadkiem nie zmienić imienia. Koniec końców nie zdobył się na to i może mógłby wstawić tu długi monolog o wewnętrznej sile i niepozwalaniu innym na definiowanie jego osoby, ale prawda była jednak trochę inna. Przyzwyczaił się do bycia Chancem. Może do pewnego stopnia nawet to lubił. Na jego komentarz wzruszył tylko ramionami. Nie powiedział nic. Inna sprawa, że nie nazwałby swojego życia żałosnym. Nie dzisiaj, nie w tym stanie i nie obcej osobie. Nie po Santa Fe.
Widząc jak przygląda się ich zamówieniu oraz paragonowi, Chance uśmiechnął się pod nosem z pewną dozą satysfakcji. Jaki byłby sens w byciu mentalnym jeśli nie można by było sprawiać sobie tycich przyjemności? Właściwie w byciu magikiem w ogóle. Po co komu wielkie skomplikowane zaklęcia skoro można dostać fancy drina w cenie piwnego sikacza? Albo chociażby ogrzać się zimą i paradować w gustownym płaszczu zamiast przygrubej kurtce, w której i tak się marznie? Co prawda tego drugiego jeszcze nie opanował, ale wszystko w swoim czasie. Przy następnej okazji na pewno zapyta Chrisa. Kto będzie wiedział lepiej niż chodząca zapalniczka? Uniósł nieznacznie drinka w niemym toaście i upił z niego solidnie. Spod półprzymkniętych powiek, niby średnio zainteresowanym wzrokiem łypał czy typowi na pewno smakuje piwo czy może coś poszło nie tak z zaklęciem. Jakoś wybitnie zadowolony nie był, ale pluć też nie pluł. Sukces. Zdecydowany sukces.
Można by zaryzykować stwierdzenie, że mieli podobne definicje Udanego Wieczoru. Alkohol, śpiew i robienie z siebie może nie klauna, ale z pewnością jakiegoś widowiska. Pełne obruszenia protesty zarobiły od Regana kolejne uniesienie brwi. Popił swojego fancy absyntu w może trochę zbyt ostentacyjny sposób. – Alright, rock star.
Po jego pytaniu zapadła cisza. Zaczął się zastanawiać czy to przypadkiem aby na pewno nie początek końca tej przykrótkiej rozmowy. Nie poganiał go. Ściągnął swoją skórzaną kurtkę i zawiesił na niskim oparciu stołka. Jego dzisiejsza koszula co prawda ograniczała się do dwóch kolorów (czarny i głęboka, stonowana czerwień), ale szczegółowy, kwiatowy wzór zdecydowanie nadganiał estetykę. Podwinął rękawy do łokci, odsłaniając obejmujący prawe przedramię tatuaż- kompozycja trójkątów z wpisaną w nie guślarską gwiazdką. Oparł się o bar, znów skupiając swoją uwagę na ćmie. Trochę tego, trochę tamtego. Ah tak, bardzo frustrujący rodzaj przybicia. Wszystko zebrane do kupy i nie wiadomo w co włożyć ręce. Brzmiało znajomo, co dodawało wiarygodności tezie, że to jednak nic nadzwyczajnego, żaden pech tylko życie do dupy. Bardzo pocieszające. Następne słowa skierowały ich na cięższy temat. Eh czyli to nie rozterki sercowe ani inne pierdoły. Ściągnął brwi. – Wiesz, to nie bardzo jest kolejka z której się można wypisać – zaczął powoli, starając się ostrożnie dobierać słowa. – Nie ważne jak bardzo się zmienisz, kiedyś się doczekasz – znów pociągnął ze szklaneczki. Nie miał nic złego na myśli i o ile same słowa mogły w pełni tego nie oddawać, jego głos pozostał łagodny.
- Puste mieszkanie – odparł nie zastanawiając się długo nad odpowiedzią. Po powrocie z Santa Fe starał się jak najwięcej przebywać z Chrisem. Odbudowywanie relacji takie tam pierdoły. Wszystko było wspaniale póki nie musiał wrócić do przebywania sam ze sobą. Nie chciał. Gryzła go jakaś głupia tęsknota i niedosyt, obawa o to co czeka ich teraz. – Nie chciałem siedzieć sam, więc wyszedłem do ludzi – działało w Santa Fe, podziała i tutaj. Można się kłócić, że właściwie już odniósł sukces w swojej mini wyprawie. Poznał kogoś nowego. Rozmawiali. Nie musiał usilnie zatrzymywać łańcuchów myśli, które zabierały go w wcale nieprzyjemnym kierunku.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
22.11.21 22:01
https://story-of-magic.forumpolish.com/t363-guslarze-chance-regan#2232 https://story-of-magic.forumpolish.com/t364-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t365-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t367-przepowiednie-cyrila-malachia-hotline#2255 https://story-of-magic.forumpolish.com/t366-chance-chance-lize#2254
Powrót do góry Go down
Story of Magic
A wszytko co wiem do dzisiaj, Że na początku i na końcu jest cisza  Fd79c4e142d48381ed6eff66c6bcd53b
Przynależność : Kadra forum
Story of Magic
Administrator
Zakończenie
Wątek zostaje zakończony w tym miejscu. Gracze mogą kontynuować go w innej retrospekcji, jeśli chcą, linkując w opisie tematu ten wątek.

Szans +1PD
Freddy +1PD

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
08.09.23 15:04
https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com
Powrót do góry Go down
Sponsored content
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Powrót do góry Go down
Skocz do: