Story of Magic


[Guślarze] Victor Fraser-Pierce
Victor Fraser-Pierce
[Guślarze] Victor Fraser-Pierce Tumblr_nihgbrO8La1qa763mo1_500
Przynależność : Guślarze
Zasoby : 10PD | 200$
Victor Fraser-Pierce
Guślarze
Victor Fraser-Pierce
Victor
Fraser-Pierce
36
on / jego
184cm / 80kg
18/08/1986
Montreal, Kanada
Guślarze
Magia Wiedzy
Pan od protokołów ochronnych?
Jacey Elthalion
Historia


Pomieszczenie, w którym się właśnie znajdowali, można było uznać za wspaniałe. Znajdowali się bowiem na którymś z ostatnich pięter jednego z nowojorskich drapaczy chmur. Był to jeden z tych szklanych budynków, w których na zewnętrzne ściany składały się praktycznie tylko okna. Spoglądając przez nie w dół na miasto oraz jego mieszkańców, człowiek był w stanie dostrzec jedynie małe kropeczki. Coby nie mówić, widok stąd zapierał dech w piersiach. Pewnie wieczorem bądź w nocy, byłby jeszcze piękniejszy. 
- Panie Fraser, możemy zaraz zaczynać - kobieta, ubrana w szarą, ołówkową spódnicę, rzuciła, nachylając się w jego kierunku. W jednej dłoni trzymała teczkę z klipsem, a drugą przytrzymywała sobie małą słuchawkę przy uchu, ewidentnie próbując podzielić swoją uwagę pomiędzy nim a osobą mówiącą do niej przez urządzenie. - Za dwie minuty będziemy na żywo - dodała, jednocześnie można było mieć pewność, że powtarza jedynie to, co właśnie usłyszała. Victor westchnął i odwrócił się od szyby i cudownego widoku. Przez chwilę nawet zapomniał, że nie jest tutaj całkowicie sam. Zapomniał o całej telewizyjnej kadrze, która zebrała się tutaj, w tym wynajętym specjalnie na tę okazję mieszkaniu, służącym dzisiaj za plan zdjęciowy. Kamery, światła, makijażystki, operatorzy, czy chociażby cateringowcy. A tak, jedynym plusem nagrywania tak wcześnie rano był oczywiście śniadaniowy catering. Współpracował z tą, a nie inną stacją telewizyjną, bo zawsze mieli coś wspaniałego do jedzenia, szczególnie w godzinach porannych. Teraz było już za późno, ale może po wywiadzie zdąży jeszcze odwiedzić bufet? 

Jak na zawołanie, kobieta zaczęła wymachiwać w jego stronę rękami, pośpieszając do zajęcia miejsca na nowoczesnej, szarej sofie, wpasowującej się w hermetyczny klimat loftu. Światła ożyły wokół niego, a cały personel zamilkł. Spektakl miał się zacząć za 3… 2… 1…
- Witam państwa bardzo serdecznie w ten piękny dzień. - kolejna kobieta, tym razem ubrana w zjawiskowy, fuksjowy garnitur, z uśmiechem numer pięć na twarzy, mówiła wprost do jednej z kamer. Nie pamiętał jej imienia, choć prawdopodobnie ktoś mu je podał. A może ona sama się przedstawiła? - Mam nadzieję, że dopijając resztki swojej porannej kawy, zostaną państwo z nami na dłużej, bo jest dlaczego, a może raczej dla kogo zostawać. - artykułowała każdą sylabę, robiła nieco dramatyczne pauzy, a jej wymowa była nienaganna. Słuchanie tego tuż koło siebie, na żywo, zawsze dawało mu zupełnie inne wrażenia, niż oglądanie przez ekran telewizora. - Victor Fraser-Pierce, kanadyjski prawnik, adwokat, zajmujący się obroną tych, którzy nie mogą pozwolić sobie na profesjonalną ochronę prawną - Victor jeszcze się nie odezwał, ale w głowie już naliczył przynajmniej dwa kłamstwa, z łatwością opuszczające usta dziennikarki. Po pierwsze nie był Kanadyjczykiem, a przynajmniej nie w pełni. Nie zajmował się też kanadyjskim prawem, a po drugie, jego charytatywność ograniczała się do trzech spraw probono rocznie. No ale ten wywiad miał przecież służyć ocieplaniu wizerunku, nieprawdaż? 
- Witam i dziękuję za zaproszenie - sam uśmiechnął się szarmancko, kiwając głową zarówno w stronę kamery, jak i potem w kierunku prezenterki. Przypomniał też sobie jej imię. Sally. Nie dlatego, że kiwając, akurat zobaczył imię, wydrukowane na jednym ze stanowisk makijażystek. - Sally, naprawdę się cieszę, że mogę tutaj dziś z tobą być. - Tak jak uczył go Larry, jego PRowiec, starał się uśmiechać, oraz używać tylko ciepłego, niskiego tonu głosu. Jak on to dokładnie powiedział? "Jeśli twoja opinia publiczna się nie poprawi, to przynajmniej może znajdziesz żonę." Jakby żona miała być rozwiązaniem jego niekończących się problemów.
- Nie będę ukrywać, nasi oglądający są bardzo zainteresowani sprawą, nad którą obecnie pracujesz - kobieta zaczęła temat, a jej ciało skierowało się delikatnie w jego stronę.
- Myślę, że rozumiesz, że ze względu na poufność nie mogę podać ci dzisiaj wielu szczegółów, ale jeśli masz jakieś konkretne pytania, może będę na nie w stanie odpowiedzieć. - Na stoliku przed nim stała karafka z wodą oraz szklanki, to był ten moment, w którym Victor zdecydował się nią poczęstować. Oczywiście szarmancko zaproponował też Sally, na co ona kiwnęła głową.
- No dobrze, zacznijmy może od przedstawienia sprawy, myślę, że wielu ze słuchaczy zna ją z mediów, aczkolwiek pewnie znajdą się też ci, którzy nie wiedzą, o czym mówimy. - Victor westchnął, ale tylko w myślach. Przychodząc tutaj, wiedział, że będą o tym rozmawiać, jego team zaklepał ten wywiad ze względu właśnie na ten temat. Taki był warunek telewizji do wzięcia ich do jednego z najbardziej oglądanych programów. Nigdy jednak nie chciał, żeby ten proces był aż tak medialny. 


tydzień wcześniej
- Jasper myślę, że musimy porozmawiać o twoich opcjach - Siedzieli w prywatnym pokoju na terenie aresztu. Victor doskonale znał to pomieszczenie i wszystkie inne, wyglądające dokładnie tak samo. Miejsce na rozmowy z osadzonymi zazwyczaj kojarzyło mu się przyjemnie znajomo, tym razem jednak, ze względu na okoliczności, nie umiał się tu odnaleźć. 
- Jakich opcjach? - blondyn siedzący przed nim uderzył pięściami w stół. Na nadgarstkach miał zapięte kajdanki. Victor chciał posiadać w tej chwili moc, by zażądać ich zdjęcia. Wiedział jednak, że nawet jeśli uśmiechnie się uroczo do strażników, nie ugną się. Mieli w końcu do czynienia z mordercą i to nie z byle jakim, a z takim, o którym mówiły właśnie całe Stany Zjednoczone. 
- Słuchaj… - Victor wyciągnął powoli jedną z kartek ze swojej teczki. - Prokuratura okręgowa wystąpiła do nas z propozycją ugody. - Nastąpiła cisza. Długa oraz niekomfortowa. Jedyne, co było słychać, to dwa nierówne oddechy. Cisza przed burzą. - Dożywocie zamiast… no wiesz. - Kary śmierci. Tego jednak Victor nie mógł wydusić w kierunku swojego przyjaciela.
- To teraz ty posłuchaj - Jasper był w tej chwili biały jak ściana. Mięśnie jego twarzy były tak napięte, że wręcz się na niej odznaczały. - Wyciągniesz mnie stąd, rozumiesz? Nie zgadzam się ani na ugodę, ani na dwadzieścia pięć lat, ani na dziesięć. - Ton jego głosu podnosił się z każdym słowem. - Nie zapominaj, kto pokazał ci świat i uratował od rynsztoka. - Ostatnie słowa uderzyły Victora niczym obuch, pozbawiając na chwilę powietrza w płucach. Oczywiście, że pamiętał. Jak przecież mógł zapomnieć o swoich pierwszych prawdziwych, działających zaklęciach, których razem próbowali, chowając się po opuszczonych budynkach, a które zawsze znajdował Jasper. - Gdyby nie ja, moje umiejętności i kontakty, już dawno wystrzeliłbyś się w powietrze, rzucając jakąś podejrzaną samoróbkę znalezioną w internecie. Teraz ty masz użyć swoich umiejętności najlepszego adwokata, jaki istnieje dla osób zakopanych po uszy w szambie. - Victor zerknął na zegarek i wstał. Oczywiście, że pamiętał. I był dozgonnie wdzięczny za to, że Jasper nie pozwolił mu pogrążyć się w obsesji i uzależnieniu. 
- Musisz zrozumieć jedną rzecz - zaczął zbierać swoje papiery. - Nie jestem cudotwórcą. Znaleźli twoje ślady DNA pod paznokciami ofiary. Pomyślałem, że po prostu przedstawię ci, jakie mamy możliwości. - Było mu ciężko wypowiadać te słowa na głos. Nie mógł jednak pozwolić sobie na okłamanie swojego klienta, nawet jeśli to jego, potencjalnie był, przyjaciel.
- Ława przysięgłych musi tylko uwierzyć na odpowiednio krótką chwilę, by wydać wyrok. - Jasper miał oczy wielkości pięciozłotówek. Victor wiedział, że nie jest materiałem na mordercę, w tej chwili jednak sam nie był tego taki pewny. 
- Jesteś szalony. Wrócę za dwa dni. - Z tymi słowami, mężczyzna opuścił pomieszczenie. 


Od świateł powoli robiło mu się gorąco. W tej chwili był nawet wdzięczny pani makijażystce, za tak grubą warstwę czegokolwiek mu tam nałożyła. Bez niej pewnie wyglądałby już jak kurczak na rożnie w początkowej fazie pieczenia. Sally wciąż siedziała obok, opowiadając o sprawie Jaspera. Posądzony o morderstwo z zimną krwią swojej żony, Luizy, oraz okrutne zbezczeszczenie jej ciała, mężczyzna został zatrzymany szybko dzięki sprawnej akcji policji. Co gorsza, jeden z policjantów zrobił zmarłej zdjęcia, które potem wylądowały w mediach społecznościowych. To właśnie dzięki temu, z małej sprawy, która miała zakończyć się szybko i bezboleśnie, mieli aferę na cały kraj. Dziennikarka skończyła mówić w stronę kamery, a następnie znów obróciła się w kierunku Victora.
- Myślę, że najbardziej wyczekiwanym pytaniem, które mogę zadać, to czy Jasper żałuje tego, co zrobił? - Jej twarz wykrzywiła się delikatnie, a uśmiech zniknął z jej twarzy. 
- Pan Kenley nie został uznany jako winnego popełnienia czynu, a postępowanie w tej sprawie wciąż się toczy. - Czy biedna Sally naprawdę myślała, że na to pytanie padnie jakakolwiek inna odpowiedź? Może gdyby rozmawiała z pierwszym lepszym przybłędą z urzędu, ale nie z prawnikiem, który zapracował na swoją karierę.
- Oczywiście, tak, to może kolejne pytanie w takim razie - Victor kiwnął głową, na znak, że zamienia się w słuch, jednocześnie kompletnie ignorując poirytowanie dziennikarki. - Kiedy właściwie usłyszymy werdykt w tej sprawie?


Trzy tygodnie wcześniej
Siedział w swoim domowym gabinecie. Zegarek pokazywał właśnie drugą trzydzieści, a jego tarcza stanowiła jedyne oświetlenie w tym pokoju. Całe szczęście był to zegarek elektroniczny. Jeśli w tej chwili Victor słyszałby miarowe tykanie, prawdopodobnie wyrzuciłby urządzenie przez okno. Mężczyzna doceniał więc ciszę, jaka w tej chwili spowijała pomieszczenie. Mógł usiąść w spokoju przy swoim biurku, oraz pomyśleć w spokoju. Tak, jeśli tylko będzie miał trochę czasu, uda mu się coś wymyślić, cokolwiek. 
Na biurko padła łuna światła, chmury właśnie odsłoniły księżyc w pełni. Victor wykonał dwa ruchy dłońmi, a zasłony, jakby pchnięte wiatrem, przesunęły się ze świstem, zasłaniając okno. Jak na zawołanie, w tym właśnie momencie, rozdzwonił się jego telefon. Stacjonarny. Mężczyzna zamknął oczy, starając się nie rozpaść od środka. Złapał za słuchawkę.
- Victor Fraser…
- To ja, Jasper. - spanikowany i załamany głos po drugiej stronie, był niczym wiadro lodowatej wody, wylanej na głowę. 
- Już jadę, powiedz mi tylko, gdzie jesteś. I nie rozm…
- Nie rozmawiaj z nikim bez twojej obecności. - Victor zanotował podyktowany dalej adres, złapał za płaszcz, a następnie opuścił pomieszczenie. 


W wywiadach najlepszy był moment, w którym padało słowo — cięcie. To oznaczało, że można już odetchnąć i z czystym sumieniem udać się do części bufetowej planu. Właśnie tam udał się Victor, zadowolony z siebie. Dalsza część rozmowy bowiem poszła gładko. Kilka pytań o sprawę Jaspera, dwa kolejne o ogólną karierę adwokacką, a już końcowo nawet pozwolili sobie na pytanie z kategorii co poza pracą. Zrobił wszystko tak, jak instruował go Larry — odpowiadał pełnymi zdaniami, ograniczył prawniczy żargon, dawkując go tu i ówdzie, oraz starał się stworzyć obraz ciepłego profesjonalisty, który po prostu stara się wykonać swoją pracę, najlepiej jak potrafił. Chleb powszedni adwokata był ciężki i niestrawny, szczególnie jeśli broniło się na porządku dziennym degeneratów z pieniędzmi. Pojawiając się w mediach w otoczeniu osób posądzonych o najgorszego rodzaju zbrodnie, zawsze wymagało nieco PRowej finezji. Coś, w czym jego team był najlepszy. 
- Dobrze się spisałeś - Sally podeszła do niego akurat w momencie, w którym ten ładował sobie do paszczy grzankę z jakąś wykwintną pastą jajeczną. Kobieta nie mówiła już tak żywo i ekspresyjnie. Zamieniła też górę od swojego garnituru na zwyczajną, szarą bluzę.
- Dziękuję - odpowiedział, łapiąc za serwetkę i wycierając sobie okolice ust. Nie było już jak wyjść z tej sytuacji z twarzą. 
- Mam dla ciebie list - podała mu białą kopertę. Nie było na niej ani adresu, ani żadnych innych danych personalnych. Victor obejrzał kopertę z kilku stron, a następnie podniósł wzrok. Sally jednak już z nim nie było. Po prostu się rozpłynęła. Z kamieniem w żołądku, mężczyzna otworzył kopertę i wyciągnął z niej kawałek papieru. Na nim, czerwoną kredką, ktoś narysował pieczęć, który pewnie pierwszemu lepszemu guślarzowi, nie powiedziałby nic. Victor jednak, widząc kartkę, poczuł, jak najpierw robi mu się zimno, a potem gorąco. Zaczęło mu brakować tlenu w płucach, gdy wspomnienie, jak żywe, odgrywało się właśnie w jego głowie. Szybko schował liścik do tylnej kieszeni spodni i ulotnił się z planu zdjęciowego. 


Trzy tygodnie i 3 godziny wcześniej
Dom Jaspera był duży i wygodny. Mężczyzna jednak nie zarobił na jego kupno sam. Odziedziczył go po rodzicach. Nie, żeby Victor oceniał, on sam pewnie kiedyś odziedziczy coś tam po swoich rodzicach, jak już zdecydują się, że wspólnie odejdą z tego świata. Pewnie dodatkowo jeszcze spiszą sobie dwie umowy. Jedną w zaświaty, a drugą na zaś, jakby jednak reinkarnacja istniała i mieli się spotkać w kolejnym wcieleniu. Wracając jednak, siedzieli właśnie w przytulnym salonie, Luiza z Jasperem przesuwali właśnie sofę, a Victor, jak to Victor, bardziej przeszkadzał, niż pomagał. Tym razem miał do tego jednak bardzo dobry powód. 
- Jesteście pewni, że chcemy to zrobić? - spytał, stojąc koło kominka, oraz kartkując zeszyt, wręczony mu przez przyjaciela. Pomiędzy pomniejszymi zaklęciami, opierającymi się w głównej mierze na fizyce, znajdował się rytuał, który wyglądał bardzo poważnie, oraz bardzo niebezpiecznie.
- Tak, chcemy, pomyśl tylko, jak wiele nowych zaklęć w ten sposób uzyskamy. - Jasper odpalił się, w dłoni ściskając kredę. Luiza, piękna, niewinna, bogu ducha winna Luiza, patrzyła na swojego męża z podziwem. Nawet jeżeli nie zgadzała się z nim, nigdy nie powiedziałaby mu nie.
- Jeśli nam się uda, z tego co widzę, brakuje kawałka opisu zaklęcia. Skąd masz pewność, że zadziała tak, jak chcesz? - Victorowi wcale nie podobało się, w jakim kierunku podąża ta konwersacja.
- Dostałem to zaklęcie od naprawdę pewnej osoby. Jest to podobno najprostsze przywołanie - podał kredę Luizie, która natychmiast zaczęła malować odpowiednie znaki na podłodze. - Przywołamy moją matkę, ona uczęszczała do Brakebills, zna magię, powie nam, gdzie schowała swoje magiczne książki, bum, mamy dostęp do magii, która powinna być nasza, a która dawkowana jest tylko tym, których oni uznają za najwybitniejszych. - W salonie zapadła cisza, przerywana tylko rytmicznym odgłosem stukania kredy o panele podłogowe.
- Luiza, proszę, przemów mu do rozsądku, może ciebie posłucha, że to zły pomysł - Kobieta podniosła się z ziemi, a następnie spojrzała prosto w oczy Victora.
- Po prostu mu pomóż - powiedziała, a mężczyzna nie mógł znaleźć w sobie dostatecznie dużo siły, by odmówić. Wiedział, że rzucenie tego zaklęcia w dwie osoby jest możliwe, ale była jeszcze większa szansa, że skończ się to tragicznie. Z głośnym westchnieniem zamknął więc książkę i wziął się do pracy. Linie wyrysowane na podłodze były wyjątkowo krzywe. 

Światła zostały zgaszone, a świece zapalone. W pomieszczeniu panował półmrok, który eksponował pełnię. Duże drzwi tarasowe były teraz otwarte, wpuszczając do środka światło księżyca. Niezbędny składnik do zaklęcia. Ten, nad którym Jasper musiał pewnie myśleć przez ostatnie kilka miesięcy. Gdzie dokładnie ustawić rytuał, by złapać go jak najwięcej. Może gdyby Victor wiedział wcześniej o planach swojego przyjaciela, zdołałby go powstrzymać, odwieść jakoś, poszukać lepszej drogi na zdobycie tych Brakebillsowych zaklęć, skoro już tak mu na nich zależało. Może udałoby się to zrobić z udziałem żywych, a nie umarłych.
- Możemy zaczynać - powiedziała Luiza, siedząca jednym z wierzchołków wyrysowanego na ziemi trójkąta. Słysząc to, Jasper zaczął inkantację. Jego głos brzmiał pewnie i czysto. Słowa były tak wyraźnie wypowiadane, że nie istniała możliwość na ich przeinaczenie, czy złe zrozumienie. Victor poszedł w jego ślady, starając się idealnie zsynchronizować z przyjacielem. W parze z zaklęciem szedł także sekwens ruchów dłońmi. Mężczyzna mógł mieć tylko nadzieję, że żadne z nich niczego nie spartaczy. 

Wydawać by się jednak mogło, że im się powiodło. Silny podmuch wiatru zerwał się, otaczając ich. W powietrzu, wokół nich, zaczęły latać co lżejsze rzeczy — kartki, serwetki, czy liście z zewnątrz. Blask świec powiększył się, dając im teraz o wiele więcej światła. Victor poczuł, że coś spływa mu po ustach i podbródku, jednak nie odważył się przerwać. Zaszli już zbyt daleko, by mógł tak po prostu zerwać połączenie.
- Po co mnie wzywacie? - Luiza odezwała się w pewnym momencie głosem, który nie brzmiał, jakby należał do niej.  Dopiero teraz Victor odważył się odwrócić wzrok od swoich dłoni, by spojrzeć na kobietę. Jej oczy pokryły się czernią, a usta wykrzywiały w lekkim półuśmiechu. Mieli przejebane.
- Mamo? - Jasper, spytał ze ślepą nadzieją, choć na jego twarzy kwitła właśnie niepewność pomieszana z szokiem. Victor chciał krzyczeć. Krzyczeć i potrząsać swoim przyjacielem, by ten ocknął się ze swojej głupoty. Zaczął jednak gorączkowo myśleć nad tym, co powinien zrobić. Obsesja, od której Jasper kiedyś go odwiódł, najwidoczniej opętała jego samego.
- Ahhh… synu? - głos dochodzący z Luizy ociekał drwiną, szyderą. Victor przez chwilę miał zamiar wyjść z kręgu, ale doszedł do wniosku, że tym sposobem może wypuścić to, co przyzwali, a wtedy pewnie cała ich trójka straciłaby życie.
Luiza, czy... cokolwiek posiadło właśnie jej ciało, podniosła się powoli, ociężale. Spojrzała się w stronę Jaspera, a potem, niebywale szybko skoczyła w jego kierunku, obnażając nieludzkie kły. W tej chwili Victor zadziałał instynktownie. Przewrócił świecę leżącą najbliżej niego, a potem całą resztę. Zrobił to z automatu, nie kontrolując swoich odruchów. Jakby włączył się w nim jakiś tryb przetrwania. 
Luiza niestety zdążyła dotrzeć do Jaspera, zatapiając w jego ciele swoje paznokcie. Z jej gardła wyrwał się otępiający zmysły krzyk, a potem opadła bezwiednie.
Victor dopiero w tym momencie odważył się złapać oddech. Położył sobie dłoń w okolicy żebra, czując, jak jego serce próbuje się wydostać z klatki piersiowej, tak mocno biło. 


Jasper przytulał się do martwej już Luizy, a po jego twarzy leciały łzy. Victorowi cisnęło się na usta słynne a nie mówiłem, jednak zdawał sobie sprawę z tego, że nie pomoże to w tej sytuacji nikomu. Musiał myśleć, bo krzyk na pewno już ktoś usłyszał. A to oznaczało, że policja może już być w drodze. Nienawidził w tej chwili Jaspera, ale nie zamierzał też pochopnie podejmować decyzji.
- Jasper, muszę się stąd ulotnić - powiedział, wstając szybko z ziemi oraz zbierając z ziemi rytualny zeszyt przyjaciela. Lepiej, żeby i on nie wpadł w niepowołane ręce, bo stanie się kolejny kataklizm.
- Co? - Mężczyzna spojrzał na niego, wciąż siedząc na ziemi, wtulając się w ukochaną.
- Gliny się tu pojawią lada chwila, nie może mnie tu być, gdy to się stanie. - Było dużo niewiadomych. Teoretycznie bardzo łatwo dało się udowodnić, że Victor tam był. GPS w jego telefonie, chociażby. Jeśli sąsiedzi go widzieli, to oboje mogli już odmawiać pacierz. Musiał jednak spróbować.
- Nigdzie nie idziesz, jesteśmy w tym razem, nie możesz tak nas zostawić - Jasper popadał powoli w histerię. Nie myślał trzeźwo i szczerze powiedziawszy, Victor też trzymał się jedynie na pozór. 
- Idę, bo jeżeli oboje nas zamkną, to już nikt nas nie wyciągnie. - Jasper wreszcie zrozumiał plan. Pokiwał jedynie głową i wrócił do Luizy. Już niedługo mieli się rozdzielić na zawsze. Spoglądając na nich ostatni raz, Victor doszedł do wniosku, że Jasper nigdy nie zasługiwał na Luizę. Nawet teraz. - Nie rozmawiaj z nikim, nie mów nic, nawet słowa, bez mojej obecności. - Z tym poleceniem, Victor opuścił dom, używając tylnych drzwi. 


Dwa miesiące po wywiadzie - teraźniejszość
W Pubie O’brien był po raz pierwszy. Potrzebował jednak znaleźć dla siebie miejsce, które byłoby dla niego całkowicie nowe.
- Co podać? - barman, przerzucił sobie ręcznik przez bark, a następnie oparł się o ladę dzielącą ich.
- Whiskey Sour - odpowiedział, wdzięczny, że barman nie silił się na jakieś większe uprzejmości. Nie był w końcu z tych, którzy przychodzili do baru, wypłakać się obsłudze, jednocześnie zapijając swoje smutki. Dzisiaj był nowym człowiekiem, tak, w nowym miejscu. To musiało coś znaczyć.
Drink pojawił się przed nim w ekspresowym tempie. Victor skinął w podziękowaniu głową, a następnie zwrócił uwagę na mały telewizor, który znajdował się w rogu przybytku. Trwał właśnie panel wieczornych wiadomości. Prezenterka, o ironio losu, opowiadała właśnie o wyniku jednego z największych w ostatnich miesiącach procesu sądowego w sprawie Jaspera Kenleya. Po chwili na ekranie pojawiła się scenka wychodzących z sądu ludzi, a następnie jego własna, zadowolona twarz. - Sprawiedliwość dzisiaj zwyciężyła po raz kolejny, pan Kenley został uniewinniony. - Słysząc swój własny głos, nawet tak ginący w ogólnym gwarze baru sprawił, że Victor rozejrzał się na boki. Na szczęście nikt nie zdawał się patrzeć ani w jego kierunku, ani w kierunku telewizora. Do teraz nie wiedział, jak Jasperowi udało się uniknąć szafotu. Oczywiście mogła być to zasługa jego niesamowitej mowy kończącej. Może to po prostu jego urok osobisty ujął ławę przysięgłych? A może było coś, o czym nie wiedział? W jego głowie wciąż kłębiło się mnóstwo pytań. Skąd Sally miała list, który mu przekazała? Jak Jasper zdobył właściwie to zaklęcie przyzywające? Czy wiedział, co się stanie? Cóż, nie mógł dowiedzieć się tego u źródła. Wyłączył bowiem komórkę, blokując wcześniej numer Jaspera. Jego dług został spłacony, byli kwita. Victor nie miał już potrzeby dalszej komunikacji.
- Nie przejmuj się - Barman stał nieco dalej oraz czyścił ręcznikiem szklankę. - Tacy jak ty są tutaj w miarę bezpieczni. - I uznajcie go za idiotę, ale te słowa, totalnie obcego mu człowieka, nie tylko go uspokoiły, ale także dały nieco nadziei na przyszłość.
Najgorsze wspomnienie
Ciekawostki
Jego matka pochodzi ze Stanów Zjednoczonych, a ojciec z Kanady. Oboje również są prawnikami ze wspaniałymi karierami jednak bez czasu na dziecko. Victora wychowywały w głównej mierze zatrudniane nianie. 
Jego rodzice działają na zasadzie partnerstwa 50:50. Temu mężczyzna posiada dwa nazwiska. Nie przeszkadza mu to jednak. Zdaje sobie sprawę, że do pewnego stopnia jest bananowym dzieckiem, które wybiło się na kasie starych. Nie wstydzi się z tego korzystać. 
Victor pomimo młodego wieku, zaliczył w swojej karierze kilka dobrych zwycięstw sądowych, co przyczyniło się do tego, że mógł otworzyć swoją własną, małą kancelarię prawną. Nie jest to jeszcze poziom wielkich firm, ale jest to początek. 
Obudził magię w dniu swoich osiemnastych urodzin. Rodzice oczywiście znów o nim zapomnieli, byli akurat w Europie na wakacjach. Gdy tylko Victor otrzymał tę wiadomość od personelu, pracującego w ich domu, coś w nim pękło. Wpadł w szał, a w pomieszczeniu zerwał się ogromny wiatr, zrzucając wszystko z blatów, otwierając szafki i szuflady. Filiżanki latały między nimi, a biedne sprzątaczki próbowały je łapać. No ogólnie dantejskie sceny. Gdy chłopak się uspokoił, wszystko było jednak na swoim miejscu, tak jak powinno, pozostawiając świadków w osłupieniu. Do dzisiaj kucharka uważa, że nie powinna była dodawać tych dziwnych grzybów do zupy tamtego dnia. 
Wie, co to jest Brakebills, aczkolwiek nigdy nie pragnął nauki na tym uniwersytecie. Musiał przecież skończyć prawo i zostać adwokatem. Priorytety.
Teoretycznie urodził się w Kanadzie, ale przez przypadek. Już wtedy jego rodzice mieszkali na stałe w Stanach. Victor z jakichś przyczyn zdecydował się wyjść na świat przedwcześnie, podczas gdy jego rodzice akurat składali wizytę u rodziny w Montrealu.
Victor nigdy nie był guślarzem z sekty — Można powiedzieć, że on, Luiza i Jasper, tworzyli swoją własną, mini sektę. 
Jest leworęczny, co kiedyś próbował zmienić, ale mu nie wyszło, więc po prostu sobie odpuścił. 
Miał mały epizod zaraz po obudzeniu w sobie magii. Wpadł w małą obsesję, która trwała około pół roku. Jasper, którego udało mu się wtedy spotkać na swojej drodze, pomógł mu wyjść na prostą. Od tego momentu Victor obiecał sobie, że nie da się omamić magii ponownie. 
Victor uwielbia zgłębiać tajniki tego, jak właściwie działa magia. Dla niego rzucanie zaklęć nigdy nie było najbardziej interesującym aspektem czarowania, a wiedza odnośnie tego, co dzieje się na zapleczu.
Gdy poznał zaklęcia, które odnosiły się do protokołów ochronnych, poczuł się, jak dziecko wprowadzone do sklepu z zabawkami. Zawsze stara się, by bariery otaczające jego mieszkanie były na najwyższym możliwym mu poziomie.
Mówi biegle po francusku, angielsku i łacinie. Czasami, z różnych przyczyn, udaje też, że nie mówi po angielsku. 
Uwielbia gotować, oraz uczyć się sztuki gotowania. Pobyt wśród garnków działa na niego terapeutycznie.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
18.10.23 23:40
https://story-of-magic.forumpolish.com/t879-guslarze-victor-fraser-pierce https://story-of-magic.forumpolish.com/t883-guslarze-victor-fraser-pierce https://story-of-magic.forumpolish.com/t884-guslarze-victor-fraser-pierce https://story-of-magic.forumpolish.com/t885-victor-fraser-pierce#12569 https://story-of-magic.forumpolish.com/t886-victor-fraser-pierce#12570
Powrót do góry Go down
Story of Magic
[Guślarze] Victor Fraser-Pierce Fd79c4e142d48381ed6eff66c6bcd53b
Przynależność : Kadra forum
Story of Magic
Administrator
akcept
Twoja karta została zaakceptowana!

Jak to jest jednego dnia utracić wszystko? Bo czy nie tak można nazwać felerną noc przyzwania? Victor będzie musiał się odnaleźć w Nowym Jorku na nowo. Z nowymi ludźmi, którzy może go przyjmą, a może nie. Czy są mądrzejsi od jego przyjaciela i zmarłej żony? A może tak samo nieodpowiedzialni. Czy słyszeli o nim i będą zastanawiać się jak do tego doszło, że bronił człowieka oskarżonego o morderstwo? Wszystko przed nim, choć niewątpliwie, nie będzie to droga usłana różami.



Bardzo nam miło powitać Cię na naszym forum, mamy nadzieję, że będziesz się dobrze bawić! W razie jakichkolwiek pytań czy wątpliwości, służymy pomocą czy na pw czy na discordzie. Stwórz teraz wszystkie dodatkowe tematy, takie jak dziennik, relacje czy komunikacja, a następnie koniecznie uzupełnij swoje pola profilu!

Na start dostajesz:
Pieniądze
150$
Punkty Doświadczenia
60PD

PD możesz wydawać poprzez zamówienia, a pieniądze możesz wydawać w sklepiku.



- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
20.10.23 16:02
https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com https://story-of-magic.forumpolish.com
Powrót do góry Go down
Skocz do: