Story of Magic


There is a fire that burns in soul
Minjun Yun
There is a fire that burns in soul Bewegung-animation
Przynależność : Brakebills
Dyscyplina : Quaeromancy
Zasoby : 23PD | 715$
Minjun Yun
Mentalni
Bycie na czyimś celowniku wcale nie brzmiało najlepiej. Już abstrahując od tego całego poczucia winy, które ciążyło mu na sercu w ostatnim czasie, świadomość, że ktoś na niego polował, żeby wykorzystać jego umiejętności, powoli stawała się nie do zniesienia. Z dwojga złego chyba wolałby, żeby w końcu jebło. Nie musiałby kłaść się codziennie do łóżka, wiedząc doskonale, że próby snu spełzną na niczym, a jego myśli będą uciekać w stronę sześciopalczastych ludzi.
Z pozytywnych rzeczy, Chris zdawał się wyjaśnić wszystko z tajemniczym guślarzem, który nie wydawał się jak ktoś specjalnie miły. Najważniejsze jednak, że chłopcy porozmawiali, wypluli z siebie cały angst i zdecydowali się ciągnąć swoją znajomość dalej. Nie czarujmy się jednak, w życiu Azjaty nie zmieniło to nic prócz tego, że w drodze powrotnej Brams nie umierał z rozpaczy. No i może jeszcze prócz tego, że gdy byli już w Brakebills, Min zdał sobie sprawę z tego, że wciąż ma w posiadaniu talię kart, których używał do namierzenia Szansa. To z kolei niejako zmusiło go do podjęcia próby kontaktu. Nie był w końcu złodziejem, nieswoich rzeczy nie przetrzymywał.
Właśnie to zaprowadziło go do punktu, w którym mieli się spotkać. Czemu akurat na miejsce wybrali jakieś wyludniony kawałek parku znajdujący się zaraz poza granicami miasta? Cóż, tego już nikt nie wiedział. Azjacie w sumie nawet przez chwilę przeszło przez myśl, że to niezbyt rozsądne pchać się wieczorem w jakieś dziwne schadzki, aczkolwiek jeśli Chance chciałby zrobić mu jakąkolwiek krzywdę, musiałby się ustawić w kolejce. Spoiler - ta była już długa.  
Największym problemem okazało się oczywiście bycie ślepym człowiekiem. Gdy na zewnątrz panowała już szarówka, okulary od dziekana niewiele mu dawały. Wokół też nie było żadnego żywego ducha, któremu można byłoby podebrać wzrok. Szukanie Chance’a z użyciem kart z kolei wydawało się naruszeniem jego prywatności (za pierwszym razem było to usprawiedliwione prośbą Christophera). Toteż zagubione dziecko nieszczęścia stało sobie gdzieś na wejściu do tego dziwnego parko-lasku z telefonem w ręku, próbując dociec właściwie, gdzie się znajduje oraz czekając na guślarza. W końcu pojawić się przecież musiał.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
13.09.21 1:18
https://story-of-magic.forumpolish.com/t3-min-jun https://story-of-magic.forumpolish.com/t21-brakebills-min-jun#31 https://story-of-magic.forumpolish.com/t16-brakebills-minjun-yun https://story-of-magic.forumpolish.com/t26-min-jun#36 https://story-of-magic.forumpolish.com/t11-min-jun#16
Powrót do góry Go down
Chance Regan
There is a fire that burns in soul Giphy
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 5PD | 1295$
Chance Regan
Guślarze
Dla Chanca sytuacja jebła już dłuższy czas temu. Prawdopodobnie w okolicach walentynek. Może nie dokładnie 14 lutego, ale jakoś tak. Nie pamiętał wiele z tego okresu, więc namierzenie tego momentu mogłoby sprawić pewien problem. Nie próbował też sobie przypominać. Od powrotu z Santa Fe bardzo próbował odciąć się od przeszłości, a przynajmniej jej części. Postawić grubą linię i skupić się na budowaniu tej nowej przyszłości, którą teoretycznie z Chrisem mieli przed sobą. Jakiś podszept w jego głowie powtarzał, że to zbędny optymizm, że zdecydowanie za szybko. Zamiast dusić go zupełnie, próbował o nim pamiętać, ale trzymać pod kontrolą. Nie pozwoli się więcej potraktować… No jak? Źle? To cholernie szerokie pojęcie. Sam do końca nie wiedział gdzie stawiać granicę, jak wiele wybaczać. Był to jeden z priorytetów na liście życiowych rzeczy do ogarnięcia. Zmęczenie, które towarzyszyło mu od tak dawna, powoli zaczynało topnieć. Może to przez nowe mentalne sztuczki, a może faktycznie sam z siebie zaczynał sobie lepiej radzić. Lista była długa. Chance nie czuł się nią kto wie jak przytłoczony.
Wiadomość od Mina wywołała w nim mieszane uczucia, ale nie ze względu na samego studenta. Jedyne karty jakie mógł mieć w posiadaniu to tarot, który zostawił u tej znajomej Chrisa, wtedy, feralnego marcowego popołudnia. Chyba nie chciał na niego patrzeć. Nie teraz, nie nigdy. Bał się, że gdy tylko dostrzeże znajomy kształt, design, kolory, wszystkie godziny spędzone z sześciopalczastym do niego wrócą. Nie chciał dawać mu tej władzy. Przetrwał, wyszedł, był ponad to. Tylko że nie. Nie wypadało nie odpowiedzieć, więc zgodził się na spotkanie. Odbierze je i będzie z głowy. Może przy okazji podziękuje mu za Santa Fe. To najgłupsze uczucie cieszyć się z bycia znalezionym, gdy absolutnie chciało się być samemu.
Park poza granicami miasta był co najmniej dziwnym wyborem. Czy tak bardzo nie chciał się z nim pokazywać? A może przejście ze szkoły tak już jakoś działało? Odnotował mentalnie, by zapytać o to Bramsa. Tak czy owak, stawił się na wyznaczonym miejscu, całkiem punktualnie nawet. Spóźnianie się przyprawiało go o dreszcze stresu. Może to jakaś naleciałość po prowadzeniu Poważnego Biznesu. Myślał, że będzie mu żal zwijać interes, ale o dziwo czuł spokój. Tak będzie lepiej dla wszystkich. Znajdzie lepsze sposoby, by wykorzystać system i powoli zjadać bogaczy jednocześnie wyglądając równie szykownie, co oni. Wiadomo, od swoich ataku nikt się nie spodziewa, a wygląd to pierwszy krok do stworzenia iluzji przynależności!
Szybciej niż Mina zobaczył światło jego telefonu. Nie odzywał się, wciąż niepewny czy widziana w oddali postać to znajomy Chrisa. Szedł z dłońmi wbitymi w kieszenie miękkiej, trochę wytartej marynarki. Było lato, ale wieczór to wieczór, a krążenie w rękach nie takie jak trzeba. Chancowi zawsze było zimno i zawsze zaczynało się od rąk. Wyciągnął głowę do przodu, trochę przygarbiony, jakby miało mu to pomóc rozróżnić stojącą przed nim osobę. Zmarszczył brwi, zmrużył oczy i wgapiał się w ciemną postać. W końcu kiedy już nabrał niemal pewności, że to to jest Min, bo któżby inny, podniósł rękę i zamachał zamaszyście, jakby ślepy miał go serio zobaczyć w tych warunkach. – Długo czekasz? – zagadnął rozglądając się po okolicy. – Na pewno chodzi tylko o karty? Bo to prawie jak setting z filmu szpiegowskiego – nadrabiał kino w Santa Fe to wie, a jak! Chociaż w sumie Bond to raczej chadzał po drogich restauracjach czy barach i gdyby Chance miał wybierać, chyba wolałby bar. Łatwiej dojechać, a i może trafi się okazja by przyflexować przed ważniakami. Zakładając, że to drogi bar. Bo w tanim to co najwyżej wskoczy na karaoke. W sumie, nie było to złą opcją. Dlaczego nie spotkali się w barze? Myśli znów zaczęły biec jakimś swoim torem i zajęło mu chwilę zatrzymanie ich i sprowadzenie na właściwe rejony. – Podobno masz coś mojego – oznajmił odpowiednio konspiracyjnym tonem.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
14.09.21 21:12
https://story-of-magic.forumpolish.com/t363-guslarze-chance-regan#2232 https://story-of-magic.forumpolish.com/t364-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t365-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t367-przepowiednie-cyrila-malachia-hotline#2255 https://story-of-magic.forumpolish.com/t366-chance-chance-lize#2254
Powrót do góry Go down
Minjun Yun
There is a fire that burns in soul Bewegung-animation
Przynależność : Brakebills
Dyscyplina : Quaeromancy
Zasoby : 23PD | 715$
Minjun Yun
Mentalni
No tak, to pytanie pozostało wielką zagadką. Dlaczego właściwie spotykali się gdzieś w parku za miastem, a nie w jakimś barze? Z kilku powodów. Po pierwsze i najważniejsze, jeżeli mieliby trafić po drodze na jakichś sześciopalczastych gnojów, ci nie zraniliby nikogo postronnego. I o ile było to bardzo moralne podejście do sprawy, o tyle nie było przeważającym czynnikiem przy ostatecznym wyborze ślepego. On po prostu nie lubił dużych zgromadzeń ludzi, a barów już w szczególności. Zrozumiałe, w końcu było mu trudno nawigować między ludźmi, którzy się ruszali, a jeszcze bardziej tych pijanych, ruszających się niekontrolowanie. Wolał ciche i spokojne miejsce na przekazanie kart. Potem mogli się rozejść w swoją stronę i zapomnieć o swoim istnieniu. Czy ślepy bał się spotykać z guślarzem w odosobnieniu? Nie. Może nie ufał Szansowi, ufał za to Chrisowi - tyle wystarczało.
Nie widział zamaszystego machania ręką, jednak intuicyjnie obrócił się na dźwięk za sobą. Ludzie wydawali tyle dźwięków, o których nawet nie mieli pojęcia. Nie zwracali na nie uwagi. Z bliższej odległości nawet wiatr spowodowany machaniem dało się usłyszeć przy odrobinie wprawy. Ślepy jednak pewny nie był, wiec postanowił nie odwzajemniać gestu guślarza. - Chwilę - odparł natomiast i wzruszył ramionami. W sumie to nie był tu długo, może parę minut. Najgorsze już właściwie za nim, w końcu znaleźli się tutaj, prawda? - z filmu szpiegowskiego? - dodał nieco zmieszany. Widać, że chłopak nie miał wiele doświadczenia w temacie.
Wyciągnął z kieszeni karty, nie drążąc już tematu dalej. - Są ładne. Dlaczego właściwie o nich zapomniałeś? - Zostawmy już to, skąd Ślepy wiedział jak tarot wygląda. Możemy uznać, że widział je w trakcie brawurowej akcji w Santa Fe, gdy Chris pożyczał mu swojego wzroku. - Jeśli posługujesz się tym sposobem wróżenia, to czy nie powinieneś przypadkiem być bardzo związany ze swoim medium? - w jego pytaniach nie było nawet grama złośliwości, czysta ciekawość.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
15.09.21 12:14
https://story-of-magic.forumpolish.com/t3-min-jun https://story-of-magic.forumpolish.com/t21-brakebills-min-jun#31 https://story-of-magic.forumpolish.com/t16-brakebills-minjun-yun https://story-of-magic.forumpolish.com/t26-min-jun#36 https://story-of-magic.forumpolish.com/t11-min-jun#16
Powrót do góry Go down
Chance Regan
There is a fire that burns in soul Giphy
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 5PD | 1295$
Chance Regan
Guślarze
Czy Min miał się czego obawiać ze strony Regana? Absolutnie nie. Nie chodziło nawet o same intencje, bo te w jego przypadku dość szybko potrafiły się obrócić. Sprawa była o wiele prostsza- Chance niczego by nie zyskał na krzywdzie ślepego. Wręcz przeciwnie. Azjata był tą potencjalną furtką, przez którą mógłby dowiedzieć się więcej na temat Brakebills i samego Chrisa. Jak mógł oszacować swoją sytuację nie mając pojęcia jak wygląda ten aspekt jego życia, tak zupełnie niedostępny i oh jak bardzo prestiżowy. Czuł niechęć do tej instytucji, co tworzyło raczej dziwne połączenie z dumą jaką odczuwał wiedząc, że Brams się dostał i jakoś daje radę. Jebać przywileje, ale good for you, bro! No i już najbardziej oczywistą gwarancją bezpieczeństwa w obecności Chanca był fakt, że Chris by mu nogi z dupy powyrywał gdyby próbował być nie w porządku w jakikolwiek sposób.
No i być może, tylko być może, był do pewnego stopnia wdzięczny. Zastanawiał się sporo kiedy by wrócił z Santa Fe gdyby po niego nie przyjechali. Nie potrafił sobie odpowiedzieć. Dystans był chłodny i nieprzyjemny, ale jednocześnie bezpieczny w porównaniu z sytuacją z początku marca. Im dłużej zwlekał, tym trudniej było się zebrać i faktycznie spakować rzeczy. Kto wie, być może w ogóle by nie porozmawiali gdyby Min go nie wyśledził. To, że nie czuł się zbyt komfortowo ze świadomością, że ktoś może to zrobić w bliżej nieznany mu sposób to już zupełnie inna para kaloszy. Problem na później.
- No to dobrze! Głupio by było gdybyś przeze mnie zmarzł czy coś - w końcu nie każdy był zapalniczką i mógł się trzymać w Trudnym Zimnym Klimacie. Do którego oczywiście należał Nowy York. Przecież to elementarne. Jego ramiona trochę opadły, głowa przekrzywiła się na prawo. Był zmęczony. Ogarnianie życia po trzymiesięcznej nieobecności, gdy jesteś pewien, że chcesz coś zmienić to jednak wymagająca rzecz. A tu jeszcze dojazdy, rozjazdy. Widząc, że student nie do końca łapie temat, uniósł brwi, postawił się bardziej do pionu, nieco zmieszany brakiem zrozumienia wybornego żarciku. - Bo las. I brak świadków. Przekazywanie towaru - zagestykulował, ale tylko jedną ręką. Druga wciąż była wbita w kieszeń marynarki. Milczał chwilę, po czym machnął ponownie ręką, jakby dosłownie tasakiem ucinał temat. - Nieważne - nie ma walizki z pieniędzmi, więc i tak się nie liczy.
Pojawiły się i karty. Widząc je zaśmiał się cicho, nerwowo. Może wolałby nie powiedzieć nic, odebrać je z jakąś godnością, a potem uciec w las pozbyć się ich raz na dobre. Coś przewróciło się w jego żołądku. Wziął wdech. Naturalnie, pytania. Wydał z siebie przeciągłe eee, szukając dobrego punktu, w którym faktycznie mógłby zacząć. Może ten najdalej sedna będzie najwłaściwszy? - Zacznijmy od tego, że karty nie są magiczne. Jeśli ktoś ci powie inaczej i poprosi o kasę, nie dawaj, uciekaj i przynieś mi wizytówkę - bardzo starał się utrzymać lekki ton głosu. Wciąż patrzył na talię, nie na samego studenta. Wziął cichy, głęboki wdech i powoli wyciągnął dłoń po karty. - Mam dwa inne zestawy - wzruszył ramionami. Taka prawda. Jeden zakopany gdzieś na dnie komody, drugi bardziej na wierzchu, bo w końcu nadal był pamiątkowy. Mimo złych doświadczeń z metra, karty Lady Malachite wciąż wydawały się miłe i właściwe. Przynosiły jakiś spokój. A kupne, cóż, zawsze były w jakiś sposób bezduszne. Może to przez to w jaki sposób ich używał. Co to teraz za różnica. Trzymał je w dłoni, trochę zdziwiony jak znajomy wydaje się ten kształt pod jego palcami. Dyskomfort jeszcze wzrósł, gdy wróciło wspomnienie bólu w małych palcach. - Nie wiem ile ci powiedział - przyznał w końcu. Mógłby skłamać już na wejściu, wykręcić się byle gównem i odejść. Nienajlepszy start. Przygryzł dolną wargę. Chris na pewno coś powiedział, pytanie tylko ile i jak szczegółowo. Najlepsze kłamstwa bazują na prawdzie, tak? Nie skompromituje się w końcu niespójną wersją.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
10.10.21 19:42
https://story-of-magic.forumpolish.com/t363-guslarze-chance-regan#2232 https://story-of-magic.forumpolish.com/t364-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t365-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t367-przepowiednie-cyrila-malachia-hotline#2255 https://story-of-magic.forumpolish.com/t366-chance-chance-lize#2254
Powrót do góry Go down
Minjun Yun
There is a fire that burns in soul Bewegung-animation
Przynależność : Brakebills
Dyscyplina : Quaeromancy
Zasoby : 23PD | 715$
Minjun Yun
Mentalni
Teoretycznie rzecz biorąc, nikt nie zyskałby na krzywdzie ślepego, a jednak sam Min wciąż spotykał się z taką czy inną formą agresji w swoim kierunku. Swoją drogą, to chłopak był przekonany, że wszystko skończy się na przekazaniu kart, nie zamierzał tutaj spędzać więcej czasu, niż potrzebowali. Nie planował też spędzenia całej nocy w jakimś parku za miastem, jeszcze na tyle się szanował. Świat miał zamiar udowodnić mu, że się myli, aczkolwiek nie był tego świadomy na ten moment. - Ooooo, martwisz się o moje odmrożenia? - zaśmiał się lekko. - Jeszcze pamiętam zaklęcia na podniesienie temperatury wokół siebie. Nie masz się czym przejmować, guślarzu. - W jego tonie głosu nie było niczego wyśmiewającego. Chłopak wydawał się być raczej przyjemnie rozbawiony całą sytuacją.
Potem Chance zaczął mówić coś o lesie, braku świadków i jakimś towarze. W sumie brzmiało to jak coś, co nieświadomy obserwator mógłby uznać za nielegalny proceder. Szczęście w nieszczęściu uczeń Brakebills miał pewność, że w ich najbliższym otoczeniu nie znajdował się nikt prócz nich. Machnięcia ręki z oczywistych względów nie widział, a samo słowo nieważne, uznał za zakończenie tematu, toteż wzruszył ramionami, przyjmując to do wiadomości. No bo co się będą rozwodzić nad jakimiś nieudanymi żartami.
Pokiwał za to głową. - Karty nie są magiczne, ale mogą służyć jako medium, na przykład dla jasnowidzów - przerwał na chwilę. - Po co ci właściwie wizytówka jakiegoś oszusta z ulicy? Prowadzisz jakąś firmę poszukującą takich ludzi? Co z nimi potem robisz? - Pytania, pytania, pytania. Cóż poradzić, Minjun był z natury ciekawskim stworzeniem, a że z guślarzami nie miał nigdy zbyt wiele wspólnego, toteż chciał się dowiedzieć możliwie jak najwięcej póki miał okazje. W imię nauki, rzecz jasna. - O Santa Fe? - upewnił się, z początku nie do końca łapiąc do czego pije Chance. - To ile mi powiedział, ani co mi powiedział, nie ma najmniejszego znaczenia. Jeśli nie czujesz się na tyle komfortowo by na ten temat ze mną rozmawiać, wcale nie musimy. Prawdopodobnie sam fakt, że namierzyłem cię, trzymając samą talię kart, mógł sprawić, że nie będziesz się w mojej obecności czuć komfortowo. Dorzućmy do tego informacje, że następnym razem nie będę potrzebować nic i mamy prawdziwy przepis na trust issues. - znów przerwał, by następnie wyciągnąć swoją białą laskę z torby i rozłożyć ją. - Chcesz się przejść? - Jego ton był teraz lekki, zupełnie jakby właśnie nie przedstawił w kilku słowach potencjału swojej dyscypliny.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
06.11.21 22:50
https://story-of-magic.forumpolish.com/t3-min-jun https://story-of-magic.forumpolish.com/t21-brakebills-min-jun#31 https://story-of-magic.forumpolish.com/t16-brakebills-minjun-yun https://story-of-magic.forumpolish.com/t26-min-jun#36 https://story-of-magic.forumpolish.com/t11-min-jun#16
Powrót do góry Go down
Chance Regan
There is a fire that burns in soul Giphy
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 5PD | 1295$
Chance Regan
Guślarze
Uśmiech wciąż trzymał się jego twarzy. Już szykował jakąś odpowiedź, może kolejny żart z wysokim ryzykiem niewypału, kiedy padło ostatnie słowo. Chance wyprostował się, uniósł bardziej głowę jakby próbował wydawać się większy czy może trochę bardziej dumny. Wargi zacisnęły się w wąską linię, chociaż nadal wykrzywiał je uśmiech. Już go tak nazywał, był tego prawie pewien. Wszyscy studenci jakich spotkał wydawali się nie mieć nic przeciwko jego guślarskiemu backgroundowi. Nie żeby Min sprawiał w tym momencie wrażenie złośliwego czy kierowanego jakimikolwiek złymi intencjami. – Zazdroszczę – mruknął siląc się na ton jak najbardziej zbliżony do tego, którym posługiwał się przed chwilą. Były takie dni, gdy faktycznie zastanawiał się jak wyglądałoby jego życie gdyby chcieli go w Brakebills. Być może osiągnąłby jakiś wyższy poziom swojego potencjału, przecież nie był głupi. Może już nigdy nie musiałby narzekać, że zimą jest zimno. Może nigdy nie musiałby rozstawać się z Bramsem, obaj zniknęliby na tej jednej wycieczce po papierosy i cholera, ta wersja wydawała się o tyle łagodniejsza i właściwsza.
Na szczęście rozmowa popłynęła dalej, więc utrzymywanie resztek pozorów, że wcale nie ma kompleksów na punkcie swojego wykształcenia stało się nieco łatwiejsze. Pokiwał głową. – Ta, gdzieś o tym słyszałem – jego głos nabrał wcześniejszej lekkości. – Ale to strasznie nieprecyzyjne, nie? Chyba więcej strachu niż pożytku. A i czasem zainteresuje się nie ten kto powinien – pierwszy raz o jasnowidzach usłyszał od Zorii. Potem niby jednego spotkał, ale cóż, nie była to znajomość ani długa ani szczególnie fortunna. Nie myślał wiele o typie z metra. Praktycznie wcale od kiedy zdał raport Val. – Powiedzmy – firma poszukująca tanich oszustów. Właściwie był to opis całkiem trafny pod pewnymi względami. – Do niedawna byłem tarocistą. Konkurencję trzeba znać, a wiesz, od tanich oszustów można się uczyć jak nie roić rzeczy – wzruszył ramionami. Wcale nie dochodziły do tego próby pozbywania się co niektórych zakładów. Wcale. Westchnął cicho. Miał wrażenie, że zeszła zima była jakimś cholernie odległym światem.
Pokręcił głową. – Nie do końca – samo Santa Fe miało tu najmniej znaczenia. – O tym co działo się zanim wyjechałem – może bardziej trafnym słowem byłoby uciekłem, ale nie miał teraz ani siły ani ochoty na przyznawanie się do ewentualnych, niepotwierdzonych błędów. – Nie zgodzę się – odpowiedział szybko. – Ma to znaczenie, bo nie wiem od którego miejsca zacząć – jego komfort miał mniejsze znaczenie. Rozmowy o przeszłości rzadko bywały przyjemne, a problem sześciopalczastych nie ograniczał się tylko do guślarzy. Skłamałby mówiąc, że nie boi się o Bramsa. Słysząc dalszą część wypowiedzi, ściągnął brwi. Tylko po kartach? Tego nie wiedział, ale Min wcale nie musiał o tym wiedzieć. – Nie zrozum mnie źle, to mało komfortowa świadomość. Delikatnie mówiąc. Ale Chris ufa ci na tyle, że wciągnął cię w… – w co? W ich prywatne sprawy? Przygryzł dolną wargę próbując szybko znaleźć jakieś odpowiednio lekkie określenie. – W to gówno – bardzo elokwentnie, wspaniale. – Więc uznajmy, że masz u mnie kredyt zaufania – nie tylko to. Westchnął, znów szukając odpowiednich słów, tym razem w jeszcze mniej sprzyjających okolicznościach. Nie myślał, że przyjdzie mu rozmawiać na ten temat tak szybko. – I wdzięczności. Więc powiedzmy, że twoje wahadełkowanie martwi mnie nieco mniej.
- Zdecydowanie mniej niż nasi wspólni znajomi – ciągnął po chwili ciszy. Następne zdanie z trudem przeszło mu przez gardło. – Boję się o niego – wziął głębszy wdech. – Szukają czegoś w tym waszym Hogwarcie, a on… – przełknął, nagle niepewny czy powinien brnąć w tym kierunku. – Znam się na mentalnej lepiej od niego, a ten typ robił z moją głową co chciał – przystopował, nagle zupełnie niepewny do czego dąży. Nerwowo przeczesał włosy dłonią. – Boję się, że coś mu się stanie, a ja nawet nie będę wiedział. Lubicie tam głównie swoich – obrócił się i zaczął iść jakąś pierwszą lepszą trochę bardziej udeptaną ścieżką, odwracając się po chwili, by sprawdzić czy Min idzie obok i czy aby na pewno nie napotkał jakiegoś problemu w kwestiach poruszania się.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
22.11.21 20:44
https://story-of-magic.forumpolish.com/t363-guslarze-chance-regan#2232 https://story-of-magic.forumpolish.com/t364-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t365-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t367-przepowiednie-cyrila-malachia-hotline#2255 https://story-of-magic.forumpolish.com/t366-chance-chance-lize#2254
Powrót do góry Go down
Minjun Yun
There is a fire that burns in soul Bewegung-animation
Przynależność : Brakebills
Dyscyplina : Quaeromancy
Zasoby : 23PD | 715$
Minjun Yun
Mentalni
Min też czasami zastanawiał się jak wyglądałoby jego życie poza murami Brakebills. Czy kiedykolwiek odkryłby magię na własną rękę? Jego dyscyplina objawiała się w tak delikatny sposób, że może po prostu nigdy by nie zauważył, że niektóre rzeczy przychodzą mu po prostu łatwiej. Cichy głosik z tyłu głowy, który posiada każdy. Większość ludzi jedynie go z reguły ignoruje. Brakebills koniec końców było przywilejem, które, umożliwiało dostęp do encyklopedii zaklęć. W momencie, w którym to pomyślał, ugryzł się delikatnie w język. To nie mogłoby być taktowne zachowanie z jego strony. zazdroszczę - tylko jedno słowo, a jednak ucho niewprawione latami ślepoty, pewnie nie zauważyłoby niewielkiego napięcia, które się przez ten dźwięk przewinęło. Chłopak westchnął, a następnie zaczął składać dłonie w kolejne popper. Jeśli tylko szams pozwolił, w jego głowie pojawił się obrazek, wyglądał jak zdjęcie z książki. Na nim były wyrysowane instrukcje oraz ustawienia, które trzeba było wykonać, żeby zaklęcie ogrzewania ciała zaczęło działać. Min miał tylko nadzieję, że Szans nie poczuje się jak charity case. Azjata chciał po prostu pomóc, szczególnie że guślarz wyglądał, jakby potrzebował właśnie tego zaklęcia w swoim magicznym arsenale. Chciał też oczyścić swoje własne wyrzuty sumienia przy okazji.
Rozmowa w istocie zaczęła im się bardziej składać. Min też starał się też bardziej rozluźnić. Wbrew powszechnej opinii nie miał aż tak dużego kołka. - Jasnowidze ogólnie są strasznie nieprecyzyjni - powiedział, wzdychając cicho. - Ich przepowiednie zawsze są jednym wielkim bełkotem… - urwał w poszukiwaniu właściwszego słowa. - Zagadką, która ma osiemnaście różnych podtekstów, a koniec końców i tak powiedzą ci, że zginiesz. - Min osobiście uwielbiał Sky, ale jej mocy niekoniecznie. Szczególnie po tym, jak dowiedział się o tym, że bestie najwidoczniej lubują się w rzadkich dyscyplinach. Czemu nie mógł po prostu urodzić się z magią iluzji, jak Mun? Życie byłoby chyba wtedy nieco łatwiejsze.

Przed Santa Fe. Minjun nie znał chyba Bramsa aż tak dobrze, żeby wiedzieć, co dokładnie wydarzyło się między nim, a guślarzem przed pamiętną, wspaniałą wycieczką. Azjata był po prostu pomocny i traktował Christophera przyjaźnie. W końcu to na niego pierwszego wpadł (całkiem dosłownie), podczas swojego pierwszego dnia na uniwersytecie. - W takim wypadku gu… - ugryzł się znów w język - Chance - przerwa. - Zacznij od początku. Wydaje mi się, że to najlepszy pomysł w naszej sytuacji. - Gdy tylko usłyszał, że Regan zaczyna iść, wyciągnął z torby swoją białą laskę i również zaczął iść. Szczególnie na tak niestabilnym podłożu, laska była dosłownym zbawieniem. Z nią nie miał żadnego problemu, by podążać za guślarzem.

Bestie szukają czegoś w Brakebills. Minjun doskonale wiedział czego, ale czy powinien mówić o tym guślarzowi? Oczywistym było to, że Brams mu ufał. W końcu zdecydował się podróżować przez pół kraju, żeby tylko go dogonić. Minjun ufał też Bramsowi. Na swój sposób oczywiście. Tylko czy według niego zaufanie się przenosiło? Byli dwójką nieznajomych w lesie, rozmawiali sobie o życiu, ogrzewając się magią. - Chris też zbytnio nie miał wyboru, w Brakebills jestem jedyną osobą, która uprawia quaeromancy - wyrwało mu się cicho, spokojnie. Nie chciał przekonywać Szansa, że jemu nie warto ufać, ale też nie umiał powstrzymać się przed stwierdzeniem faktu. Przez chwilę szedł w milczeniu, nasłuchując tylko miarowego chrupania gałązek pod stopami oraz szelestu liści od swojej laski. Letnie wieczory zdecydowanie nie należały do najprzymniejszych, szczególnie spędzone po ciemku w lesie.

Westchnął za to, na wspomnienie o magii mentalnej i umiejętnościach bestii. Niby wiedział, że przychodzi mierzyć im się z czymś totalnie nie z tej planety, jeśli chodzi o potencjał magiczny, ale nikt chyba nie zdawał sobie sprawy, jaka duża różnica jest pomiędzy nimi a bestiami. - Nikomu nic się nie stanie. Mamy dobre protokoły ochronne wokół szkoły oraz doświadczoną kadrę nauczycielską - w jego głosie pobrzmiewała pewność siebie. Miał nadzieję, że to uspokoi guślarza chociaż trochę. - A skoro lubimy tam głównie swoich, to możesz być spokojny, jeśli Christopherowi będzie coś grozić, na pewno ktoś będzie obok, żeby pomóc - dodał, choć nie wiedział, czy to w czymkolwiek pomoże. Bestie były zagrożeniem. Potężnym. Nie dziwił się Reganowi, że się martwi. Szczególnie jeśli jest blisko z Bramsem. - Ja będę na pewno
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
08.09.23 21:12
https://story-of-magic.forumpolish.com/t3-min-jun https://story-of-magic.forumpolish.com/t21-brakebills-min-jun#31 https://story-of-magic.forumpolish.com/t16-brakebills-minjun-yun https://story-of-magic.forumpolish.com/t26-min-jun#36 https://story-of-magic.forumpolish.com/t11-min-jun#16
Powrót do góry Go down
Chance Regan
There is a fire that burns in soul Giphy
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Rekruter
Zasoby : 5PD | 1295$
Chance Regan
Guślarze
Pomimo naturalnego talentu do magii mentalnej, głowa Chanca była o wiele mniej strzeżona niż pierwszego lepszego mentalnego pierwszoroczniaka w Brakebills. Co prawda nauczył się wyłączać płynące do niego obce myśli, z uczuciami nie potrafił zrobić tego samego. Kiedy Min spróbował przekazać mu obraz, ledwo napotkał jakikolwiek opór. Moment później, guślarz opuścił tą nędzną barierę i pozwolił obrazom płynąć. Śledził je z zainteresowaniem, jego twarz szybko ściągnęła się w skupieniu. Wyciągnął ręce z kieszeni, powoli, uważnie zaczął naśladować pokazywane mu gesty. Nie miał wcześniej do czynienia z magią fizyczną, wyraźnie czuł się niepewnie, ale mimo to spróbował rzucić zaklęcie. Dokładność się opłaciła. Fala ciepła rozeszła się po jego ciele. Wymknął mu się krótki i pełny zaskoczenia chichot. - No popatrz - mruknął bardziej do siebie niż do towarzyszącego mu studenta. Dla utrwalenia nowej wiedzy powtórzył jeszcze kilkakrotnie poznane ruchy. - Dziękuję - powiedział powoli i wyraźnie, bez cienia wstydu. - Może kiedyś będę mógł ci pokazać coś w zamian - tak byłoby sprawiedliwie, ale szczerze wątpił żeby którakolwiek z jego sztuczek na ten moment mogła się Minowi do czegoś przydać.
Słysząc jego zdanie o jasnowidzach znów się zaśmiał. - To zupełnie jak ci oszukani - była w tym jakaś ironia losu. - Nie wchodź w szczegóły, brzmij mistycznie, a jak już popierdolisz wystarczająco zakończ czymś, co musi się wydarzyć. Idealny performance - co z tego, że do udanego szwindla potrzeba jeszcze odpowiedniego celu. Licencjonowani jasnowidzowie z Brakebills pewnie nie mieli z tym problemów. Jak Hogwart ci mówi, że widzisz przyszłość to jednak trudno się z tym kłócić. A że trochę niewyraźna? Darowanemu koniowi coś tam coś tam.
Szli przed siebie, bez konkretnego celu. Żwir rytmicznie chrzęścił pod ich butami, jakoś sprawiało to, że myśli płynęły łatwiej. Zacznij od początku. To nie takie proste. Początek wydawał się być zupełnie innym życiem. Uśmiechnął się z sentymentem. - Oj nie, zdecydowanie nie - jego wcześniejsza wesołość wyraźnie zbladła, zmieniając się w coś podszytego nostalgią. - Chris jest… - zawahał się na moment. - Prywatny. Bardziej niż może się wydawać. I uparty. Jeśli wątpiłby w twoje intencje nie poprosiłby o pomoc - co do tego był pewien. Zanim jego myśli zdążyły uciec w nieprzyjemnym kierunku, znów przywołał na usta wyuczony uśmiech. - Ale miałem mówić o sobie - wesołość powróciła do jego głosu, teatralna, zamykająca temat Bramsa i jego problemów z zaufaniem.
Wziął głęboki wdech, na moment zatrzymał go w płucach. Chyba nigdy wcześniej nie musiał o tym opowiadać. Wszyscy wokół niego wiedzieli. - W lutym sześciopalczaści wpadli do azylów. Porwali trochę guślarzy - mówił powoli, ważąc słowa. Wkładał dużo wysiłku by jego głos pozostał opanowany i neutralny. Dłonie ponownie wbił w kieszenie. Czuł, że na samą myśl o metrze zaczynają delikatnie drżeć. Żałosne. - W tym mnie - uśmiech na jego twarzy rozciągnął się znacznie, nie było w nim już nic przyjemnego. - A te karty - tu podniósł je, z przyzwyczajenia przesadzonym gestem. Zdecydowanie nie było to przedstawienie dla jego kompana i nie chodziło nawet o sprawność jego oczu. Przesada i teatralność pozwalały zostać w jakiejś osobnej personie, nieco odciąć się od emocji, jakie się w nim budziły. - Były tam ze mną. Dwa tygodnie siedziałem tam i stawiałem mu tarota - nie stracił panowania nad głosem. Nie mówił nic dłuższą chwilę, najwyraźniej pogrążony w przemyśleniach albo wspomnieniach. - Powinienem je rytualnie spalić czy coś - zaśmiał się nerwowo.
Słuchał co Min ma do powiedzenia na temat bezpieczeństwa Brakebills, nie przerywał, chociaż z każdym słowem jego brwi ściągały się coraz bardziej. - Tak samo jak kiedy próbowali sprzedać mu kosę pod żebra? - No dobra, nie pod żebra tylko w brzuch, ale co to za pociecha. Poprzeczka leży na ziemi. - Potrzebuję tylko wiedzieć jeśli coś pójdzie nie tak - jego głos zmiękł. - Proszę - i ścichł.

Discordowy rzut na fizyczną 2k10 -> 10, 9
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
17.10.23 20:56
https://story-of-magic.forumpolish.com/t363-guslarze-chance-regan#2232 https://story-of-magic.forumpolish.com/t364-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t365-guslarze-chance-regan https://story-of-magic.forumpolish.com/t367-przepowiednie-cyrila-malachia-hotline#2255 https://story-of-magic.forumpolish.com/t366-chance-chance-lize#2254
Powrót do góry Go down
Minjun Yun
There is a fire that burns in soul Bewegung-animation
Przynależność : Brakebills
Dyscyplina : Quaeromancy
Zasoby : 23PD | 715$
Minjun Yun
Mentalni
W duchu odetchnął z ulgą, gdy Chance po prostu zaakceptował jego pomoc i wydawał się nawet ucieszony z nowo poznanego zaklęcia. Przynajmniej tak w głowie Azjata wytłumaczył sobie chichot, który go dobiegł ze strony guślarza. Przyjemne ciepło, niezwiązane z jakąkolwiek magią, rozeszło się po jego klatce piersiowej. To było to uczucie, którego człowiek doznawał, gdy zrobił w życiu coś dobrego. Jaki uczynek, który poprawił jakość życia drugiej osoby. W tym wypadku dosłownie i w przenośni. - Proszę, Jakbyś chciał więcej, nie mam problemów z dzieleniem się wiedzą poznaną w Brakebills - powiedział, kiwając lekko głową. Po pierwsze, Min uważał, że tak podstawowe zaklęcia powinny znajdować się jako freebies dodawanych do płatków śniadaniowych. Po drugie, Brakebills nie zbiednieje od paru zaklęć. Po trzecie, czego dziekan nie widzi, tego sercu nie żal. Gdyby kadra profesorska miała się zajmować takimi głupotami, pewnie nie robiliby nic innego. Ostatnio coraz więcej studentów zadawało się z guślarzami. Nawet doszły go plotki, że są i tacy, którzy uczą się bojowej. No cóż, nawet gdyby Min chciał się uczyć bojowej, do tego już totalnie potrzebowałby wzroku, żeby czasem ktoś niewinny nie został spacyfikowany. Nie dawajcie ślepemu łuku i strzał, jeśli nie chcecie zostać przebici, czy coś.
Problem z przyszłością jest taki, że nie jest ona stabilna. W zależności od podjętych decyzji to, co zobaczy jasnowidz, może się wydarzyć, albo nie. W kierunku, w jakim idą teraz sprawy, może nie dożyć przyszłego roku. Czy jednak potrzebował do tego jasnowidza? Na jego drodze będzie leżał kamień, przewróci się o niego, rozbije sobie głowę i tyle z tego będzie. Ta myśl sprawiła, że poczuł się trochę lepiej. Wolałby umrzeć, zanim bestie go dopadną.
Zapuszczali się coraz bardziej w kierunku którego Azjata nie znał. Nie przejmował się tym jednak szczególnie, bo w głównej mierze szli prosto, a i nawet po w miarę równym terenie. Laska ładnie pokazywała mu, w jaki sposób powinien stawiać swoje kroki. Szedł w ciszy. Nie pośpieszał Chance’a, a wręcz przeciwnie. Chciał mu dać tyle czasu, ile tylko ten potrzebował na zebranie swoich myśli. - Tak, Chris jest wyjątkowo uparty. - W teorii fizyczny na pewno mógł znaleźć inny sposób na odszukanie swojego ukochanego przyjaciela. Min wydawał się jednak najbardziej logiczną opcją, no i oczywiście najszybszą. Azjata nie wiedział do końca jak to wszystko interpretować, więc nie zaprzątał sobie tym swojej głowy więcej. Skupił się za to na opowieści, jaką guślarz zdecydował się mu powierzyć. Już od pierwszych wypowiedzianych sylab, Minjun zdał sobie sprawę, jak wiele one kosztują. Nie trzeba było wzroku, żeby zauważyć, że wydarzenie z sześciopalczastymi pozostawiło na nim ogromną, jeszcze niezabliźnioną w pełni, ranę.
Po wysłuchaniu wszystkiego cierpliwie oraz bez przerywania, Azjata miał już jasność. Karty, które w ostatnim czasie przechodziły z rąk do rąk, które końcowo, można powiedzieć, przydały się do czegoś dobrego, miały smutną, tragiczną przeszłość. Minjun wcale się nie dziwił, że Chance ma ochotę je spalić. Ogień oznaczał oczyszczenie, katharsis, może to właśnie tego guślarz potrzebował, by zamknąć jakiś rozdział w swoim życiu. Albo, żeby chociaż opatrzyć tę ranę.
- Spalmy je więc - powiedział po prostu. Tylko tyle i aż tyle. Powiedział to jednak pewnym siebie głosem. Nie żartował. Stanął nawet na chwilę, dla efektu, żeby Chance też musiał się zatrzymać oraz spojrzeć na niego. Kontaktu wzrokowego nawiązać nie mogli, jednak myślę, że obejdzie się bez tego.
A jeśli chodziło o bezpieczeństwo Brakebills, to Min w sumie żałował, że nie miał jakiegoś lepszego rozwiązania. Przez ostatnie 15 minut, które spędzili w swoim towarzystwie, Azjata naprawdę zdążył polubić Chance’a. Ba, w jego głowie klasyfikował się już jako guślarz, a nie guślarz od Chrisa, a to już był jakiś postęp, zdecydowanie.
- Dam ci znać, jeżeli coś pójdzie naprawdę nie tak, ale myślę, że nie masz się co martwić na zapas. - Tylko tyle mógł zaoferować. Tylko tyle i aż tyle.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
21.10.23 15:14
https://story-of-magic.forumpolish.com/t3-min-jun https://story-of-magic.forumpolish.com/t21-brakebills-min-jun#31 https://story-of-magic.forumpolish.com/t16-brakebills-minjun-yun https://story-of-magic.forumpolish.com/t26-min-jun#36 https://story-of-magic.forumpolish.com/t11-min-jun#16
Powrót do góry Go down
Sponsored content
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Powrót do góry Go down
Skocz do: