Czy w Brakebills kiedykolwiek będzie spokojnie? Zdecydowanie nie. Czy studenci nie mogliby mieć choć jednego semestru na powrót do zwykłej nauki, przesiadywania z nosem w książkach? Nie. Czy ich największym problemem mógłby być jedynie nadchodzący egzamin z fizycznej? NIE.
Wielki, przeogromny statek. Płynął sobie tak o, po prostu, po niebie. Nie wiadomo po co, nie wiadomo dlaczego. Nie wiadomo też było kto na jego pokładzie się znajdował.
-
Liam, w trakcie przebywania w Brakebills miałam dużo czasu. Całkiem dużo. Bo... Oprócz naprawiania całego tego zamieszania dużo rysowałam - tu chłopak mógł rozpoznać fragmenty zszarganego umysłu Noelle, w których przejawiało się jedno słowo, powtarzane niczym modlitwa:
Lavender, Lavender, Lavender...Dziewczyna zatrzymała się przed chłopakiem, wyciągając dłoń z zwiniętym w rulonik pergaminem. Jeżeli Liam rozwiązał sznureczek, mógł zobaczyć swój
portret.
Po co mu to dałaś? Tak się teraz bawisz? Chcesz, żeby cię polubili przez jakiś debilny kawałek papieru i mazgaje zrobione na kolanie?-
Mam nadzieję, że poprawi ci humor. I przypomni, że masz nad sobą kogoś, kto cały czas szuka informacji o problemach ze snem - uśmiechnęła się delikatnie, chowając ręce w kieszenie kurtki.
Przez ostatni czas głównym tematem był statek. Ciągle słyszała o plotkach związanych z tym niewyjaśnionym obiektem. Przy śniadaniu mówiło się, że statek to tylko iluzja jakiegoś potężnego magika. W trakcie przerwy mentalni specjalizujący się w projekcjach nie mogli powstrzymać się od tworzenia małych statków, płynących po błoniach Brakebills, by jak najlepiej określić wygląd tego, co zobaczyli. Nawet kiedy chciała w spokoju wysikać się w damskiej toalecie, słyszała rozmowę między koleżankami, które stwierdziły, że to może kosmici. Albo magiczni piraci z zaświatów.
Tak często o tym wszystkim słyszała, że zeszłej nocy śniło jej się, że jest szczurem pokładowym i kapitan z hakiem zamiast ręki stał nad nią i pilnował, czy aby na pewno wyszorowała dokładnie każdą deskę.
Jeszcze tego by brakowało, by podczas problemów z zaśnięciem zaczęła liczyć statki, a nie owce.
Wylądowali gdzieś w podmiejskim porcie. A przynajmniej tak się Noe wydawało. Zanim jeszcze zaczęli podążać w jakimkolwiek kierunku, dziewczyna obróciła się wokół własnej osi parę razy, żeby upewnić się, że są w odpowiednim miejscu. Posłała przy tym znaczące spojrzenie Liamowi. Tak, będzie mu to wypominała do końca życia. Nadal miała ciarki na plecach i czuła to mroźne powietrze, które przeszywało jej płuca.
Rozmasowała czoło. Zawsze po takich podróżach miała wrażenie, jakby dostała cegłą w głowę.
Co teraz? Tak naprawdę nie wiedzieli czego szukali. To było prawie jak szukanie igły w stogu siana.
-
Nie - odpowiedziała koledze, wzruszając przy tym ramionami.
Może port był jednak zbyt banalnym miejscem na rozpoczęcie poszukiwań, skoro statek płynął po niebie?...