Story of Magic


Like the stars miss the sun in the morning sky
Tulsi
Like the stars miss the sun in the morning sky 5bd5c4a800a0a2ca58de2e5d93111c6b
Przynależność : Fae
Dyscyplina : Leczenie chorób i ran
Zasoby : 5PD | 200$
Tulsi
Ekspedycja
Zaciska zęby. Boli. Ale jest twarde. Zaszklone ma oczy, acz ni jedna łza nie wypłynie z kanalików, cierpienie zachowa dla siebie, w samym środku. Tylko Tulsi wie i Tulsi cierpi razem z nim. Czarna dłoń wróżki łagodnie głaszcze nastroszone pióra na czubku głowy pacjenta, druga śledzi rozległe rozcięcie na piersi. Świst i niezadowolone klekotanie ucieka z gardła. Przecięte mięso, rozszarpane mięśnie, nienaruszone płuca, dużo krwi, za dużo krwi. Organy obite? Trzy żebra pęknięte. Oddech rzęzi, jednak nie zapowietrza się. Dobrze, dobrze, szczęście w nieszczęściu, nieszczęście szczęścia. Głupie fae, młode fae, ma ochotę skarcić, mądre fae wie, że brawura nie jest pożądaną cechą, mądre fae wie, że sukces to przeżyte lata. To fae było nierozsądne. Świeżo po przydziale zwiadowcy, gotowe rzucić na kolana nowy świat a przecież to nie o to chodzi, to nie tak ma być. Powinni kochać nowy świat, czystą nieskrępowaną miłością, obdarować nadzieją na to, że to w nim znajdą wiosnę, Nowy Faeland. Mieli być ratunkiem, nie plagą. Ulgą, nie zarazą. Obserwować, uczyć się, aż w końcu przejąć. Dlatego Tulsi powinno być zawsze obok. Nie przy drugiej, czy trzeciej ekspedycji na nowe ziemie, od początku. Tulsi mówiło, a wielogłos Tulsi domagał się wysłuchania. Tulsi leczy, Tulsi chroni, Tulsi może pomagać od razu. Zaprzeczano Tulsi tłumacząc, że to niebezpieczne dla Tulsi. Bo Tulsi jest słabe, bo nie potrafi się bronić. Ale Tulsi leczy! Leczy i to jest najważniejsze, a i tak zabraniają, nie pozwalają i teraz tego jest efekt. Dwa ranne fae, w tym jedno w rękach Tulsi najbardziej pokiereszowane. Tulsi jest więc złe. Nie, to nieprawda. Tulsi jest posłuszne, Tulsi rozumie logikę, która kryła się za postanowieniami. Tulsi było w rzeczywistości zrozpaczone. Tyle bólu, tyle bólu. Chciałoby przejąć ten smutek, całą tę udrękę wpleść między zwoje mchu, pozwolić się mu zakorzenić aż w końcu wniknąć, stać się częścią Tulsi byleby nikt więcej nie doznawał bolączek. Tulsi nie mogło. I Tulsi było niezadowolone. Kolejny klekot, pisk o oktawę wyższy. Tulsi mruga powoli, obie ręce wznosząc nad pacjentem. Wzywa magię, wzywa samo siebie, bo jest magią, bo jest stworzone z magii i dla magii. Słowa są dobre, gdy prosi je o ratunek, o złączenie żeber, o zamknięcie się żył, zrośnięcie mięśni, zasklepienie wrażliwego mięsa, o ukojenie dla zerwanych nerwów i skórę o zakrycie szpetnej rany. Wszystko rośnie, wszystko zarasta, wszystko jest takie, jakie powinno być. Ptasie fae rozluźnia się, wciąż blade między piórkami na twarzy, acz wygląda lepiej. Tulsi też czuje się lepiej, jednak wraca do gładzenia czule głowy młodego zwiadowcy. Biedne, biedne, musi odpocząć, musi się przespać, a potem musi porozmawiać z Tulsi. Pierwszy szok, poczucie porażki może być niebezpieczne dla poczucia wartości, a przecież fae musiało być warte skoro zasilało szeregi Obieżyświata. Błędy się zdarzają. Wciąż mimo wszystko głupie, pociesza Tulsi samo siebie, kiedy się odsuwa i zasłania kotarą łóżko pacjenta. Poprawia poskręcane liście, światłością oczu lustrując skrzydło medyczne. Wszystko jest już dobrze, wszystko jest w porządku. Tulsi może doglądać eliksirów, tylko Tulsi przestępuje z nogi na nogę nie ruszając się z miejsca. Nie lubi alchemii, alchemia lubi wybuchać Tulsi w twarz, palić listki. Czasem Tulsi mrugnie i już coś bulgocze, a przecież Tulsi mruga co sześćset dwa uderzenia serca. Straszne, złe, niezadowalające. Ociąganie jednak nie jest produktywne. Wtem słychać kroki, w drzwiach staje inne fae, wyższe rangą, pracujące pod Pierwszym Oficerem, a może z Pierwszym Oficerem? Tulsi nie jest pewne, Tulsi tylko tu leczy.
- Tulsi proszone na pokład - słyszy Tulsi i nie zwleka, nie zastanawia się, po prostu podąża. Nie ma niepewności w Tulsi ni obaw, ponieważ Tulsi zawsze robi to, co należy. Tylko martwi się, tak trochę, że może ktoś jeszcze jest ranny, że może ktoś cierpi i jest to bardzo złe oraz przykre. Na pokładzie jednak, w miejscu tuż przy lewej burcie stoi kolejna dwójka osób. Nie wróżki. Tulsi orientuje się bardzo szybko. I serce bije szybko we wnętrzu Tulsi. Bo musi być źle, źle, źle, skoro wzywają Tulsi.
- Ranne? (Niedostatecznie szybki unik, ostre pazury, krew, cierpienie, smutek, strach, metaliczny posmak na języku, ropa cieknąca z rany, zapach gnicia, zapach śmierci) - pyta, a zarówno głos męski jak i żeński, głos starca i dziecka, aż wreszcie ledwie słyszalny szept przecinają powietrze. Tulsi jest zmartwione, Tulsi zaciska palce w pięści i przyciąga je do klatki piersiowej. Nadal nie mruga.
- Nie. Tulsi miało rację. Tulsi otrzyma ochronę - odpowiada Tulsi drugie fae, a zaskoczony klekot wymyka się z gardzieli Tulsi. Przekręca głowę patrząc na wampiry niemal pytająco. Tylko Tulsi nie ma wyrazu, który mógłby to sugerować.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
24.10.23 23:01
https://story-of-magic.forumpolish.com/t881-fae-tulsi https://story-of-magic.forumpolish.com/t890-fae-tulsi https://story-of-magic.forumpolish.com/t893-fae-tulsi https://story-of-magic.forumpolish.com/ https://story-of-magic.forumpolish.com/t896-adoptuj-tulsi
Powrót do góry Go down
Cassius
Like the stars miss the sun in the morning sky Giphy
Przynależność : Wampiry
Zasoby : 6PD | 200$ | 0/6ZK
Cassius
Ekspedycja
Już od samego początku kiedy usłyszał o ochronie fae, Cassius wiedział kogo ta ochrona będzie dotyczyć. Wiele było wróżek, które codziennie narażały życie udając się poza granice statku, acz tylko jedna z nich wyjątkowo odznaczała się na tle całej reszty. Tulsi było dobre. Tulsi miało w sobie więcej niewinności niż niejedno dziecko. Tulsi tworzyło, leczyło, przemawiało łagodnym głosem, którego w tamtym momencie się potrzebowało. Tulsi oferowało miętę, było ciekawe świata, współczujące wobec cierpienia innych. Tulsi jednak nie potrafiło ranić – był to zarazem dar jak i skaza. Cassius znał to fae, niejednokrotnie przecież leczyło jego rany, a kiedy tuż po przeszczepie ścięgien jego ciało nie chciało odpowiednio się zabliźnić, to właśnie ono pomogło zasklepić przeoraną skórę. Niejednokrotnie widział jak czarna postać nachyla się nad rannymi i głaszcze ich spocone czoła, nie był to jednak anioł śmierci, a obrońca życia. Czempion Grad nie musiał długo namawiać młodego wampira do przyjęcia nowej roli – był to jego obowiązek, do tego przecież został stworzony. Tak jak istotą Tulsi było uzdrawianie, celem Cassiusa była wojna. Przez dziesiątki lat znał tylko rytm wyznaczany przez huk armat i zapach prochu. Jego fizyczna powłoka została przekształcona pod walkę, a umysł już dawno przestawił się na przetrwanie. W przeciwieństwie do Tulsi doskonale wiedział jak zadawać ból. Każdy miał swoją rolę; taka była jego. Jestestwo wampira nigdy nie było cenniejsze od życia fae, ta prawidłowość również zakorzeniła się w umyśle Cassiusa, choć nie czuł z tego powodu żadnej goryczy. Stałe balansowanie na krawędzi istnienia przyzwyczaja do pewnych reguł, niewiele wampirów przeżywa przecież pierwsze lata po rytuale. Jeśli miał doprowadzić do swojego końca, mógł chociaż zrobić coś dobrego. Tulsi było dobre.
Stał przy lewej burcie u boku Czempiona. Grad pokładał w nim nadzieje, nie bez powodu mianował go swoim przybocznym, a Casius ufał w decyzje swojego przełożonego bardziej niż kogokolwiek na statku. Czempion nie skreślił go lata temu, a teraz powierzał mu życie innej istoty.
Skrzypienie drewna szybko zdradziło nadejście innych członków załogi – wśród nich była fae, którą miał objąć swoją protekcją. Skinął głową delikatnie, chcąc powitać przybyłych.
— Tulsi, ostatnimi czasy fae były narażone na zwiększone niebezpieczeństwo. Poznajemy coraz więcej nowych terenów, a zwiadowcy zawsze jako pierwsi docierają do nieznanych krain. Tulsi jest potrzebne, dobrze wie jak pomagać rannym, dlatego samo nie może zostać skrzywdzone. Przydzielimy mu obrońcę, który będzie odtąd towarzyszył w wyprawach, czy to w porządku? — Grad rozpoczął wyjaśnienia, a gdy skończył, wskazał na swojego przybocznego. Cassius widział wielkie białe ślepia wpatrujące się w niego z pewnym zaskoczeniem, dlatego uśmiechnął się delikatnie w stronę Tulsi. Wiedział, że fae nie zawsze ufały wampirom, miały zresztą do tego pełne prawo. Świeża krew niejednokrotnie była nieobliczalna, ich rasy miały zupełnie inną naturę, a jednak w jakiś sposób ze sobą funkcjonowały. W tym wypadku wilk został przydzielony by bronić jagnię.
— Przysięgam, że będę chronił Tulsi nawet za cenę własnego życia. Jeśli nie dopełnię obowiązku, zostanę z tego rozliczony. — Cassius wystąpił i zaczął mówić, dość formalnie, chcąc podkreślić, że traktuje zadanie z pełną powagą. Fae rzadko dostawały protektorów, bo większość z nich była wprawiona w boju. — Tulsi może mi ufać — dodał już nieco łagodniej, chcąc uspokoić wróżkę. Mimo iż jej twarz nie zdradzała wiele, czuł jej spięcie, widział jak czarne dłonie przylegają ciasno do piersi. — Nie musisz się więcej obawiać. Razem sprawimy, że więcej żadne fae nie będzie musiało się martwić o swój los. Tulsi będzie leczyć, a ja dopilnuję by mogło to robić jak najlepiej.
Ponownie na licu wampira wymalował się uśmiech, ten spokojny wyraz, którym zwykł obdarzać niewielu. Jednak Tusli na niego zasługiwało, bo Tulsi było dobre.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
25.10.23 22:54
https://story-of-magic.forumpolish.com/t894-wampir-cassius https://story-of-magic.forumpolish.com/t899-wampir-cassius#12601 https://story-of-magic.forumpolish.com/t897-wampir-cassius https://story-of-magic.forumpolish.com/ https://story-of-magic.forumpolish.com/t901-cassius#12608
Powrót do góry Go down
Skocz do: