Story of Magic


 :: 
Nowy Jork
 :: Brooklyn
[Trwa] Stranger, who knows all my secrets
Ed Chapman
[Trwa] Stranger, who knows all my secrets A7063df65b4af7e88cece3ad5260a27fb36fef13
Przynależność : Brakebills
Dyscyplina : Quaeromancy
Zasoby : 9PD | 200$
Ed Chapman
Profesorowie
Na początku myślał, że nigdy się do tego nie przyzwyczai. Ripley i jego dom wydawał mu się abstrakcyjny, jak wycięty z innej linii czasowej i niechlujnie wklejony do tej, w której przyszło im żyć. Nie wiedział jak się zachować. Co robić, co mówić. W końcu teraz się nie znali. Najsłuszniej byłoby wyjść i nigdy nie wracać. Podejmował tę decyzję wielokrotnie. Drzwi domu zamykały się za nim, szybkim krokiem wychodził na chodnik, znikał za zakrętem i mówił sobie, że to już ostatni raz. A potem przychodziły długie, ciche noce i znów, znajomy impuls pchał go do Nowego Jorku, do drzwi człowieka, który nie ma prawa go pamiętać. Nie wiedział po co. Może się domyślał, ale zamiast przemyśleć to porządnie, rzucał się w kolejne projekty. Wtedy nie potrafił inaczej. Może w końcu któryś ostatni raz faktycznie byłby tym ostatnim, gdyby nie jeden znaczący problem. Pat był nadal Patem. Ich rozmowy wślizgnęły się w stary, znajomy rytm, zupełnie niepostrzeżenie, zanim zdążył cokolwiek zrobić. Przestał obiecywać sobie kolejne końce.
Minęły lata. Ripley i jego dom obrośli w wygodną znajomość. Nie rozmawiali o przeszłości. Nie musieli. Pat łączył pojawiające się między wierszami kropki, a on rzucał tylko kolejne okruchy, zmieniając to w swojego rodzaju grę. Jego mała porcja komfortu, głupia namiastka przeszłości. Praca pozwalała zachować dystans. Wiecznie wyjeżdżał, wracał na chwilę. Teraz wszystko miało się zmienić.
Kuchnia już dawno przestała być mu obca. Nie czuł sie nie na miejscu, znał drobne odgięcia parkietu, rozkład szafek, ten jeden palnik działający nieco gorzej niż inne. Gotująca się woda szumiała w tle. Otworzył szafkę i wyciągnął dwa kubki, odłożył przy czajniku. Niczego więcej nie ruszył. Ripley miał swoje własne wysokie wymagania w temacie parzenia herbaty i nie zamierzał nawet udawać, że zna je wszystkie. Woda osiemdziesiąt stopni, ale czy do wszystkich liści? Chyba i tak nie zauważyłby większej różnicy.
Patrick zastał go patrzącego przez okno. Woda powoli stygła, a Ed oglądał ulicę. Jego oczy były mętne, nieobecne, wbite w bliżej nieokreślony punkt. Nic nowego. Kiedy zostawić go samemu sobie, jego myśli odpływały. Nie musiał pamiętać studenckich czasów żeby się tego nauczyć. Bardziej nietypowa była jego schludnie przycięta broda i, jak na standardy Chapmana, całkiem eleganckie ubranie. Nie żeby poprzeczka wisiała wysoko. Nie wyglądał jakby zaraz znów miał ruszyć na lotnisko, a potem kolejne wykopaliska i to już wystarczyło. Palce jego prawej dłoni pozostawały w ruchu, ocierając się o siebie nerwowo. Kiedy usłyszał kroki, jego oczy momentalnie odzyskały skupienie. Spojrzał na niego szybko, po czym znów wrócił do obserwowania ulicy. - Powinna być już ok - mruknął, kiwając głową w kierunku czajnika.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
16.10.23 16:04
https://story-of-magic.forumpolish.com/t849-brakebills-edward-chapman https://story-of-magic.forumpolish.com/t856-brakebills-edward-chapman#12385 https://story-of-magic.forumpolish.com/t871-brakebills-ed-chapman https://story-of-magic.forumpolish.com/ https://story-of-magic.forumpolish.com/t950-still-haven-t-found-what-i-m-looking-for
Powrót do góry Go down
Patrick Ripley
[Trwa] Stranger, who knows all my secrets Tumblr_nxifnuVxGb1t7x9x7o2_500
Przynależność : Guślarze
Ranga w Sekcie : Medyk
Zasoby : 15PD | 750$
Patrick Ripley
Guślarze
Dostosowanie domu do warunków, w których mógłby przyjmować pacjentów nie było oczywiste. Wymagało nieznacznego przebudowania, z szacunkiem do rozkładu starej kamienicy. Pacjenci musieli mieć swoją poczekalnie, a równolegle nigdy nie mogli się spotkać. W końcu, płacili za prywatność i etykę pracy Ripley'a. Środowisko magików było zbyt małe, żeby pozwolić sobie na potknięcia w tym zakresie. Tym oto prostym sposobem, część przestronnego parteru kamienicy zmieniła się w prawdziwy labirynt, pośrodku którego był jego gabinet. Prowadziły do niego wąskie, przytulne korytarze wyłożone dębowym parkietem. Obydwa prowadziły na zewnątrz, ale nie pozwalały się przeciąć wchodzącym i wychodzącym pacjentom. Tuż obok drzwi do łazienki, w ścianie zamontowano drugie, bardziej dyskretne drzwi, prowadzące do właściwej częsci mieszkalnej. Teraz właśnie, z cichym brzdękiem kluczy, drzwi uchyliły się. Podłoga zaskrzypiała cicho pod stopami, a zaraz później cichy stukot obcasów obwieścił jego przybycie.
Nie znosił się spóźniać. I tak jak zazwyczaj pilnował długości spotkań ze swoimi pacjentami, tak tego dnia historia po raz pierwszy od dawna naprawdę go zaciekawiła. Słuchał, zadawał pytania - słowem, wykonywał swoją pracę. Rzadko przykuwali jego uwagę, ale tej jednej osobie się udało.
Idąc w stronę kuchni, odwiesił na krześle marynarkę i krawat. Nie musiał być aż tak formalny. Wciąż pozostawał perfekcyjnie gładko ogolony, z delikatnie zaczesanymi włosami. Całości dopełniała wypracowana, jasnobłękitna koszula i granatowe spodnie w kant. To wszystko pozostało niewymuszone i tak jak Eddie w tej elegancji wydawał mu się obcy, tak on w swojej odnajdował się bez problemu. Pat nawet ubiorem zawsze musiał budować dystans. Nawet jeśli pozostawał uprzejmy i przyjacielski, wciąż chował się za fasadą wszystkich formalności.
Zlustrował go uważnie wzrokiem, przybierając swój firmowy uśmiech. -Mam nadzieję, że wybaczysz mi spóźnienie. Widzę, że już sobie poradziłeś - skwitował miękko. W tonie nie było nagany, najwyżej lekkie rozbawienie. Na sam dźwięk jego głosu, plącząca się pod nogami Burza czmychnęła z kuchni. Krytycznym okiem zerknął na kubki, jakby decydując jaki napar będzie do nich najbardziej pasował. Sięgnął wreszcie bo dzbanek, do którego wsypał aromatyczny susz. Nie pytał. Skoro się przestudziła, nie było mowy o czarnej herbacie.
-Czy na rozmowach o pracę każą archeologom wyglądać lepiej niż na wykopaliskach? Chyba, że nie trafiłem - zmrużył lekko oczy. -Wtedy musisz mi wyjaśnić tę drastyczną zmianę, Eddie. Prawie cię nie poznałem - dodał wyjątkowo pogodnie.
Ta relacja, nawet jak na jego standardy, była dość dziwaczna. Dawała mu uczucie déjà vu, skrobiąc jakieś bardzo specyficzne miejsce w jego mózgu. Zaczęło się jak zwykle - profesjonalnie. Chapman był jak wszyscy; zagubiony, wyraźnie nie radzący sobie z rzeczywistością, w której przyszło mu funkcjonować. Ripley skłamałby, gdyby powiedział, że co drugi jego pacjent nie prezentował się podobnie. Wszyscy byli pogubieni, uciekający przed jakąś traumą, uzależnieni; cokolwiek. Po prawdzie, niczym nie różnili się od przyziemnych których widywał w szpitalu, oprócz tego, że za ich smutkiem czaiła się moc.
Tu było podobnie - była moc, był smutek i zagubienie. Ale było coś jeszcze, czego na samym początku nie potrafił nazwać. A jeśli było coś, co dawało Patrickowi faktyczną satysfakcję w jego pracy, to było to właśnie rozpracowywanie człowieka na najmniejsze kawałeczki. Rozumienie, co powoduje, że ludzie grają przy najdrobniejszym ruchu palcami. Z czasem zauważył coś, co w pierwszej chwili go zdziwiło, a jak wreszcie zrozumiał co się działo, to rozbawiło. Znali się. Znali się bardzo dobrze, ale Chapman nigdy nie powiedział tego wprost. Głowił się dość długo dlaczego właściwie do niego przychodził. Czy potrzebował zrozumieć jakąś ich relację z czasów młodości? Czy może Patrick przypominał mu o czymś dawno utraconym? I chociaż często sądził, że już się nie spotkają, Ed wracał, jak zagubiony dachowiec. Bezbłędnie, za każdym razem. A jeśli było coś, czym Pat był, to było to cierpliwym, wytrawnym graczem. Wychodził z założenia, że ma czas. Prędzej czy później dowiedziałby się czego Chapman chciał, stając na progu jego gabinetu po raz pierwszy i za każdym razem wracając. Kto wie, może sam Ripley mógłby coś z tego nawet mieć?
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
16.10.23 16:42
https://story-of-magic.forumpolish.com/t743-guslarze-patrick-ripley#10669 https://story-of-magic.forumpolish.com/t745-guslarze-patrick-ripley#10721 https://story-of-magic.forumpolish.com/ https://story-of-magic.forumpolish.com/ https://story-of-magic.forumpolish.com/
Powrót do góry Go down
Ed Chapman
[Trwa] Stranger, who knows all my secrets A7063df65b4af7e88cece3ad5260a27fb36fef13
Przynależność : Brakebills
Dyscyplina : Quaeromancy
Zasoby : 9PD | 200$
Ed Chapman
Profesorowie
Ripley nie mylił się w swoich hipotezach. Na uniesienie brwi zasłużyłby może tylko fakt, że w każdej z nich było trochę prawdy. Tak, gonił to co mieli w przeszłości i próbował zrozumieć dlaczego właściwie czuje taką potrzebę. Może to efekt uboczny jego dyscypliny? Za bardzo skupia się na poczuciu winy albo akceptacji jakiej doświadczył wcześniej. Myśli o niej, bardziej lub mniej świadomie, a wewnętrzne wahadełko ciągnie go znów do gabinetu. Rozważał taką opcję. Jakaś część jego nawet chciała żeby było to trafione wytłumaczenie. Wtedy mógłby sobie powiedzieć to tak jak z artefaktem. Stare przeciąganie liny, z którym nie potrafi wygrać, wewnętrzna słabość pochodząca bezpośrednio ze wspaniałego talentu. Innych opcji nie chciał rozważać. Każda z nich niewątpliwie mówiła dużo o nim i kim tak naprawdę jest poza pracą. Znał już odpowiedź na to pytanie, ale bardzo nie chciał ubierać jej w słowa. Musiałby je wtedy jakoś zaadresować, zrobić coś. A na to nie miał siły. Więc zamiast szukać źródła komfortu, jaki dawała mu obecność starego przyjaciela, wracał po więcej. Tak było najłatwiej, najpewniej.
- Nie chciałem marnować czasu - wzruszył ramionami odwracając się w jego kierunku. Oparł się o blat kuchni i patrzył jak Patrick przygotowuje herbatę. Oglądał ten proces tyle razy, ale jakoś do tej pory go nie zapamiętał. Jego myśli błądziły gdzieś daleko, oczy rejestrowały ruch, ale nie skupiały się na nim. Nie myślał za dużo. Prawdę mówiąc nie chodziło wcale o żaden czas. Było mu po prostu głupio stać i czekać aż Pat wróci i sam zajmie się czymś tak prostym jak podgrzanie wody. Może i nie potrafił w pełni docenić całego procesu parzenia herbaty, ale wodę to mógł wstawić zamiast stać jak kołek i czekać na gotowe. Uciekającego kota obdarzył zmęczonym, niezainteresowanym spojrzeniem. - Właściwie to tak - zmarszczył brwi. - Garnitur dodaje powagi - i chociaż wszyscy wiedzą, że nie biega po zapomnianych, niedostępnych ruinach w trzyczęściowym gajerze, sponsorom i wybitnym akademickim umysłom jakoś łatwiej zaakceptować fakt, że wie o czym mówi, jeśli jest do tego odpowiednio ubrany. - Przyjemniejszy dla oka i nie przypomina dlaczego właściwie sami nie jadą grzebać w ziemi - prawy kącik ust uniósł się znacznie, krótki stłumiony śmiech zabrzmiał na końcu jego słów. Oczywiście temat był szerszy i obaj doskonale o tym wiedzieli, ale po co go drążyć. Fakt faktem na żadną rozmowę o pracę tak się nie odstrzelił. Nie musiał. - Zaczynam uczyć - bąknął w końcu po chwili ciszy. Jego głos niby był zdecydowany, ale każdy kto go trochę znał mógł wyłapać podszywającą go niepewność. - Będę odpowiedzialnym profesorem - w słowach znów zabrzmiało rozbawienie. Niewątpliwie miał wiedzę do przekazania, ale czy na pewno się do tego nadawał? Czas pokaże. Robotę wziął impulsywnie, a teraz tylko musi ją całkiem nie-impulsywnie utrzymać. - Wygląda na to, że zostaję w NY na dłużej - jego dłoń wciąż pozostawała w ruchu. Palce świerzbiły go nieco, by zapalić. Jeden z wielu głupich nawyków, jakich nabrał przez nie kto wie jak długie życie.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
30.10.23 14:46
https://story-of-magic.forumpolish.com/t849-brakebills-edward-chapman https://story-of-magic.forumpolish.com/t856-brakebills-edward-chapman#12385 https://story-of-magic.forumpolish.com/t871-brakebills-ed-chapman https://story-of-magic.forumpolish.com/ https://story-of-magic.forumpolish.com/t950-still-haven-t-found-what-i-m-looking-for
Powrót do góry Go down
Sponsored content
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Powrót do góry Go down
Skocz do: